wtorek, 27 kwietnia 2010

Moje marzenia

Przekonałam się, że w życiu ważniejsze są marzenia, niż ich spełnienie. Myślę, że na spełnienie marzeń, nigdy nie jest za późno. Ale czy te marzenia to tylko sen? Skoro niektóre sny się sprawdzają to należy wierzyć, że i takie marzenia można zrealizować.
Dawno, dawno temu zrobiłam sobie listę marzeń i zamierzam powoli ją zrealizować. Bo nie ważne, czy je zrealizuję, ważne, że je mam. To połowa sukcesu. Wymyślanie marzeń to studnia bez dna. Jedne się realizuje, a drugie już się nasuwają do głowy. Dziś mogę powiedzieć, że wiele z nich się spełniło.
Kusi nas żądza dokonania wielkich czynów, chęć stworzenia , bądź posiadania czegoś wspaniałego, acz własnego, wszystko w przekonaniu, że to coś zwróci na nas uwagę całego świata i zdobędzie uznanie, podniesie naszą własną wartość. Najważniejsze, to odnaleźć swoją pasję. Jeśli wiesz, czego chcesz, nie znajdziesz na ziemi lepszego miejsca, żeby to osiągnąć. Oby w porę się obudzić.
Brak talentu, o niczym nie świadczy. To jeszcze nie koniec świata.
Kiedyś, zapragnęłam własnoręcznie namalować sobie obraz, no i namalowałam! Jest paskudny, a mimo to jestem z niego dumna. Nie ważne, że nieładny, ważne, że mój, że wywołuje uśmiech na mojej twarzy ilekroć na niego spojrzę.
Każdy, kto ogląda moje cudo, też, podobnie jak ja głośno się zastanawia, co autor miał na myśli? Z satysfakcją i rozbawieniem odpowiadam:
- No i o to chodzi! Jeśli mój obraz pobudza twoją wyobraźnię to znaczy, że ja po prostu mam talent!
Mama, kiedy zobaczyła mnie przy sztaludze, załamała ręce ubolewając, że marnuję płótno i farby. Ona namalowała wiele obrazów w życiu. Jej obrazy zdobią ściany w wielu domach w Polsce i Ameryce. Amatorów jej słoneczników, maków czy dzikiego wina jest wielu.

Kiedyś mama dorabiała na życie, na edukację swojej młodszej siostry. W ostatnim dniu wojny 9 maja 1945 roku spłonął cały dobytek, trzeba było jakoś stanąć na nogi. Zarabiała więc malowaniem obrazów. Kunsztu malarskiego nauczył ją ks. Michał Buniowski oraz kuzynka Marylka Cymbalista.
Obrazy mamy przez wiele lat, były niedoceniane przez domowników. Uznawałyśmy je za kicz, mama więc chętnie rozdawała je w prezencie znajomym. Mama, mimo swoich 86 lat nadal maluje. Ja jednak poprzestanę na tym jednym, jedynym, unikatowym, który po ostatnim remoncie mieszkania, stoi gdzieś w kącie za szafą.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Tragedia Czarnobyla 26 kwietnia 1986

Był piękny, słoneczny dzień, lekki wiaterek łagodził upał. 26 kwietnia 1986 rok. Z moim 4-miesięcznym dzieckiem zażywałam kąpieli słonecznych. Tomek leżał w wózku, a promienie słoneczne opalały jego buzię i odkryte rączki i nóżki. Mój 3,5 letni Jurek biegał beztrosko w krótkich spodenkach i bawełnianej koszulce po świeżej zielonej trawie wokół bloku.
Zadowolona wróciłam ze spaceru do domu, nieświadoma skutków porannego spaceru.
Wieczorem usłyszałam niezapomniany komunikat PAP w Polskim radiu: „Na terenie Szwecji w jednej z elektrowni atomowych nastąpił wyciek radioaktywnej substancji, ale u nas nie ma zagrożenia ". Już wtedy świat wiedział o katastrofie, w naszych mediach nie było wtedy w niedzielę jeszcze o tym ani słowa.
Dopiero potem z komunikatu BBC dowiedziałam się, że wyciek pochodził z elektrowni w Czarnobylu. Zdawałam sobie sprawę, że nasze media karmią nas propagandową papką, więc z zapartym tchem wsłuchiwałam się w Radio Wolna Europa.
Pocieszające dla mnie były informacje, że radioaktywna chmura pyłu kierowała się na północną część Polski, omijając podkarpackie.
O godzinie 7:00 28 kwietnia stacja SPSP znajdująca się w Mikołajkach zanotowała kilkakrotny wzrost promieniowania gamma i siedmiuset krotny beta w powietrzu. W południe było już wiadomo, że stężenie promieniotwórczego cezu-137 w Warszawie osiągnęło 3300 mBq/m2 czyli było 80000 większe razy niż normalne, a stężenie jodu-131 wyniosło 100000 mBq/m2, gdy wcześniej było tak nieduże, że niewykrywalne.
Izotopy strontu i plutonu, należące do I grupy toksyczności stwierdzono w Finlandii i Holandii. W Polsce przeoczono podanie stężenia tych pierwiastków, których koncentracja mogła narastać dopiero w czerwcu i lipcu. Koncentracja strontu i plutonu w produktach żywnościowych ma tendencję narastania dopiero po 2-4 latach od skażenia powietrza.
Polskie władze podjęły decyzję o rozpoczęciu podawania dzieciom płynu Lugola zawierającego nieradjoaktywny jod, który miał zabezpieczyć je przed wchłonięciem niebezpiecznego jodu-131. Akcję przeprowadzano całą noc. Jeździłam do przychodni z dziećmi, kolejka była bardzo długa, nikt nie wiedział co tak naprawdę się stało.
2 maja 1986 roku władze wydały komunikat: „Utrzymujące się lokalnie i pewne niewielkie skażenie powierzchni ziemi i otwartych zbiorników wody nie stanowi zagrożenia dla zdrowia”.
Podjęto decyzję o wstrzymaniu wypasu bydła na łąkach (które mogły zostać skażone) i karmieniu ich jedynie suchą paszą. Ograniczono spożycie mleka otrzymanego po katastrofie, dzieci i młodzież miały pić jedynie mleko w proszku bądź skondensowane.
Trzy dni później wydano dyspozycję, dopuszczającą wypas wszystkich zwierząt, z wyjątkiem krów mlecznych tuż przed wycieleniem.
Zagrożeniem były grzyby, które mają zdolność wychwytywania substancji radioaktywnych. Na szczęście okres grzybobrania przypadał na kilka miesięcy później, więc władze przemilczały ten problem.
Nie było też zakazu opuszczania pomieszczeń przez dzieci i młodzież. A powinien, i to kategoryczny!
Zaniepokojona śledziłam komunikaty w mediach. Czytałam w gazetach o grożącym zagrożeniu wzrostu zachorowalności na nowotwory, choroby serca, przewodu pokarmowego i choroby zakaźne. Skutki mają być odczuwalne dopiero po 5, a nawet 20 latach.
Wycięłam kartkę z gazety, z artykułem „W cieniu reaktora - Dzieci Czarnobyla”, który ukazał się po 7 latach od tragedii. Przeglądam go od czasu do czasu, czytam o wzroście zachorowalności na nowotwory tarczycy, o braku kompleksowego programu zwalczania chorób nowotworowych czy skutków choroby popromiennej.
A co statystyki mówią dzisiaj, po 24 latach od pamiętnej awarii czarnobylskiej elektrowni?

środa, 21 kwietnia 2010

Spróbuję

Porozrzucanych mam trochę moich opinii, wypowiedzi na różne tematy, na różnych forach internetowych. Uznałam, że może warto byłoby poskładać je zusammendokupy. Może kiedyś się przydadzą. Ot! Chociażby wtedy, gdy będę już na emeryturze. A to już za niespełna 4 lata. 
Przyjdzie wtedy czas na refleksję, na zdziwienie, że mogłam coś takiego napisać, na zadumę, czy rzeczywiście tak wtedy myślałam, czy z perspektywy kilku lat zmieniłam zdanie w niektórych opiniach.
Dlatego założyłam tego bloga. Wstępnie zakładam, że będzie to rodzaj brulionu z zapiskami, często chaotycznymi, do poprawki, kiedyś..
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...