Mistrzostwo świata popełniła Teresa Torańska, niestety już śp Teresa Torańska.
Jak ona pięknie potrafiła słuchać!
Jak ona pięknie potrafiła zadawać pytania, dawkując słowa na wagę złota i celnie moderując tok rozmowy.
Oglądając film, miało się wrażenie, że Andrzej i Teresa rozumieli się bez słów. Wystarczyło, że usłyszał jedno słówko ze znakiem zapytanie i od razu wiedział o czym ma mówić. A mówił interesująco, bardzo. O swoim dorobku artystycznym,o ekslibrisach, wzorach pieczęci, godłach miast, herbach województw, o prywatnych projektach tworzonych tylko do szuflady, o projektach nie zaakceptowanych i odrzuconych. Jak mówił o kolekcjonerskim 50-złotowym banknocie z papieżem Janem Pawłem II, to łzy napłynęły mi do oczu ze wzruszenia.
Teresa moderowała rozmowę tak, by bohaterem filmu był sam Heindrich, a nie ona. Ona się tylko sympatycznie uśmiechała, przytakiwała i trzepotem rzęs sygnalizowała, że mówi dobrze, i żeby mówił dalej.
Patrząc na Torańską w trakcie filmu przypominały mi się wywiady przeprowadzane przez nasze znane i popularne dziennikarki telewizyjne. Zapraszają do studia rozmówcę i najczęściej nie dopuszczają go do głosu, popisując się własną wiedzą i opinią na zadany temat. Same zadają pytania i same sobie na te pytania odpowiadają. Koszmar i żenada.
Te brylujące oratorki, powinny się jeszcze wiele nauczyć, by dorównać Teresie.
Zapominają o misji, jaką mają do spełnienia.
Dziwię się, że zapraszani do studia goście nie bojkotują programów i dziennikarzy i mimo wszystko przychodzą po raz kolejny do studia. Aż się ciśnie na usta podpowiedź, by rozmówca słysząc 'dziennikarski monolog' odpowiedział tylko jednym słowem: - tak lub nie.