czwartek, 31 grudnia 2020

Mija rok 2020. Życzenia Noworoczne 2021

Ostatnie godziny 2020 roku odlicza zegar. Nie ubolewam, że odchodzi, że nie będzie fajerwerków, tańców, hucznych balów. Będzie szampan i nadzieja na lepsze, na zdrowsze, na szczęśliwsze dni w nadchodzącym nowym 2021 roku. Stary rok nas wiele doświadczył, wiele nauczył, oby odszedł w niepamięć, ciekawe czym zaskoczy nas ten nowy.

Życzę miłości, także do siebie, szacunku do innych, wierności wyznawanym wartościom. Pomyślności. I zdrowia, zdrowia, zdrowia. Za wspólnie spędzony rok w wirtualnym świecie dziękuję.



środa, 30 grudnia 2020

Księżniczka Daisy - Judith Krantz

Historia młodej dziewczyny Daisy, córki rosyjskiego księcia Aleksandra vel Stasia Valensky'ego i Francesci Vernon amerykańskiej aktorki, gwiazdy Hollywood. Korzenie ojca Stasia Valenskyego sięgają szlacheckiej generacji rosyjskich bojarów, którzy towarzyszyli carom, od prawie tysiąclecia przed Piotrem Wielkim. Posiadłości rodu Valenskych na Uralu dostarczały jedną czwartą światowego wydobycia platyny, ojciec Stasia Vasily Valensky był właścicielem setek kilometrów plantacji trzciny cukrowej pod Kurskiem, kilkudziesięciu tartaków, kilkuset hektarów lasów, hodował konie.
Wielowątkowa historia, ciekawe życie Stasia, jednak najbardziej poruszający był dla mnie wątek związany z niepełnosprawną córką Danielle. Po tragicznej śmierci rodziców Daisy (matka zginęła w wypadku samochodowym, ojciec, który pilotował spitfire'a podczas pokazów lotniczych), bohaterce załamał się świat. Daisy straciła majątek pozostawiony przez ojca przerywa studia, by podjąć pracę producentki reklam i modelki. W ten sposób zarabia na utrzymanie upośledzonej siostry bliźniaczki, Danielle, przebywającej od dziecka w specjalnym ośrodku. 
Najbardziej wzruszający opis, kiedy Daisy złamała ojcowskie tabu nałożone na najdrobniejszą wzmiankę o Danielle i opowiedziała Shannonowi o swoim życiu, stracie majątku i poczuciu winy za upośledzenie siostry.
Tuż przed startem dużej kampanii reklamowej z udziałem Daisy jej przyrodni brat Ram (syn Stasia i Wiktorii Woodhill) ujawnia prasie historię rodziny i miejsce pobytu Danielle. Swoją drogą Judith Krantz nakreśliła niezły portret psychologiczny tego Rama.

Zupełnie nieciekawe wątki świata reklamotwórców, beznadziejne opisy ze świata mody czy marketingu. Przytoczę jako przykład tylko jeden fragment, a takich jest wiele, stanowczo za wiele:
"Daisy była w tej samej sukience co wczoraj, prostej z golfem, uszytej z najdelikatniejszej wełenki w odcieniach od bladopłowego do ciemnobrązowego, z rdzawym deseniem, który tworzyła leśna plątanina kawałków kory i jagód. Ledwo dotykała wzniesionch piersi i była lekko ściągnięta tkanym, złotym paskiem w talii. Daisy nazywała ją Maid Marion i wkładała do niej botki z cienkiej, rdzawej skórki. Shannon uważał, że wygląda jak sukienka z ostrych piór."
Co to ma być? Tego typu opisy zajmują połowę książki. 
 

piątek, 25 grudnia 2020

Wigilia Bożego Narodzenia 2020

 W tym roku Święta Bożego Narodzenia są nietypowe, głównie ze względu na szalejącą pandemię koronawirusa SARS-CoV-2, na rządowe obostrzenia sanitarne. Na luksus świąt w dużym rodzinnym gronie niewiele rodzin mogło sobie pozwolić. Ja miałam wyjątkowe szczęście, że nie zasiadłam przy wigilijnym stole samotnie. Wiadomo, samotność w święta jest bolesna najbardziej. Mimo zagrożenia moje dzieci z Krakowa przyjechały na wigilię. Zabrakło tylko Jurka, niestety. Pogoda w tym roku nie była łaskawa, w wigilię zabrakło śniegu, nie zabrakło deszczu, a w godzinach wieczornych to już lało niemiłosiernie. 

Na wigilijnym stole nie zabrakło tradycyjnych wigilijnych potraw: barszcz grzybowy z uszkami z grzybów, krokiety z kapustą i grzybami, karp w galarecie, karp smażony, także mintaj, smażony i w galarecie, sałatki, kilka rodzajów, pierogi z kapustą i grzybami. 

Dodatkową atrakcją był tort urodzinowo-imieninowy. Były świeczki 29 i 35, jako, że urodziny miała kilka dni temu i Ania i Tomek. Było wielokrotne świecenie i dmuchanie w świeczki przez mojego wnuka trzyletniego Felka. Były życzenia, dzielenie się opłatkiem i tradycyjnie już modlitwa, także w intencji osób, które kiedyś zasiadały do wigilijnej kolacji, a których już zabrakło przy stole. Były prezenty. Od mojej synowej dostałam okolicznościową filiżankę z choinką, to jedyna choinka w moim domu, bowiem w tym roku wyjątkowo nie postarałam się o prawdziwe drzewko symbolizujące święta Bożego Narodzenia. Od Tomka dostałam książkę "Kresowa Atlantyda" Stanisława Niciei. Z autografem od autora - "Szanownej Pani Annie Ordyczyńskiej ze Stankiewiczów z zaproszeniem na kresy z wielką serdecznością i atencją - Stanisław Nicieja. Opole, 15 grudnia 2020".  To I tom z XV. z serii Kresowej Atlantydy. III tom dostałam również pod choinkę kilka lat temu.




środa, 2 grudnia 2020

Jerzy S. Łątka - Oskarżam arcyksięcia Rudolfa

Z przyjemnością przeczytałam książkę Jerzego s. Łątki "Oskarżam arcyksięcia Rudolfa". Nie zajęło mi to dużo czasu, bo książkę czyta się z zapartym tchem, o ile lubi się tematykę Galicji, Wiednia, monarchii austrowęgierskiej. Są tam polskie akcenty: kilkukrotne wizyty na ziemiach polskich następcy tronu Rudolfa - we Lwowie, w Krakowie, w rezydencji hr. Alfreda Potockiego w Łańcucie (bywał też często na polowaniach), Krasiczynie. W Krakowie zamieszkiwał w pałacu "Pod Baranami", słynnej rezydencji Potockich. 28 czerwca 1887 CK Uniwersytet Jagielloński przyznał mu tytuł doktora honoris causa nauk filozoficznych.


Jerzy S. Łątka przybliżył tematykę, którą od lat się interesowałam, czasy monarchii austrowęgierskiej, wydarzenia historyczne, koligacje rodzinne monarchii dzięki czemu ponownie sięgnęłam do poznania drzewa genealogicznego Habsburgów. Takie rozrysowane drzewo widziałam przed laty w letniej rezydencji w Schonbrunie. 

Autor podjął się śledztwa w oparciu o własne poszukiwania, dokumenty, wycinki z gazet, książki i bardzo liczną bibliografię, również zebranych opowieści, plotek na temat zagadkowej śmierci w zameczku myśliwskim w Mayerlingu następcy tronu Austro-Węgier arcyksięcia Rudolfa i jego kochanki Mary Vetsery.
Arcyksiążę Rudolf syn cesarza Franciszka Józefa I i Elżbiety  księżniczki Bawarii z linii Wittelsbachów, słynnej Sissi.

Co zdarzyło się w nocy 30 stycznia 1889 roku i dalsze losy opisał ciekawie i w napięciu, niczym Sherlock Holmes. Dla mnie cenna książka, bo wiedza oparta o literaturę fachową, autor zadał sobie trudu korzystania z archiwów. 

Jerzy Siemisław Łątka– polski pisarz, etnolog, orientalista, dziennikarz, doktor nauk humanistycznych z zakresu historii kultury, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Miałam okazję poznać Go osobiście. 

poniedziałek, 16 listopada 2020

Anna Karenina - Lew Tołstoj

 Z przyjemnością po raz kolejny powróciłam do mojej ulubionej powieści Lwa Tołstoja "Anna Karenina". To dobry sposób na zabicie nudy w czasie pandemii koronawirusa. Także na chwile zapomnienia o kłopotach, obawach, trosce o bliskich, którzy zmagają się z COVIDEM-19 i o własnym zdrowiu.

Tołstoj wprowadził mnie w świat namiętnych romansów rosyjskiej arystokracji, urzędników, ziemian, wplatając ciekawe aspekty miłosne, religijne, psychologiczne, filozoficzne, gospodarcze, ustrojowe i polityczne. To arcydzieło literatury jest zdecydowanie lepsze niż jego ekranizacje, chociażby na wątki sportretowanych bohaterów drugoplanowych, takich jak Stiwa Obłoński, Konstanty Lewin. Także ze względu na głębsze refleksje, ponadczasowe na temat zazdrości, namiętności, moralności, konwenansów, etykiety, zakazów i nakazów.
Byłabym niesprawiedliwa, gdybym nie doceniła filmu ze względu na mój ulubiony "The second waltz" Dymitra Szostakowicza, głównie w filmie z 2000 roku, gdzie w roli głównej grają Sophie Marceau i Sean Bean. Oglądam i słucham na okrągło na YT.

sobota, 24 października 2020

Wyrok TK o zakazie aborcji z Piekłem Kobiet w pakiecie

Taki temat, w takiej sprawie, w takiej chwili!

Pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 w pełnym rozkwicie. Codziennie odnotowywane są rekordy zachorowań, zgonów, liczby zajętych łóżek covidowych, podpiętych do respiratora pacjentów chorych na COVID-19. Cała Polska w czerwonej strefie. I jeszcze, jakby było mało rekord bezmyślności, bezduszności, manipulacji, nieprzemyślanej w skutkach decyzji. Na arenie nie tylko politycznej zawrzało, bo faceci w portkach, togach i sutannach zafundowali nam Piekło Kobiet. Cyniczną prowokacją wydali wyrok o zakazie aborcji patologicznego płodu. Ten wyrok nie daje kobietom szans i prawa do wyboru, zmusza je do utrzymywania ciąży w przypadku nieodwracalnie upośledzonych płodów z narażeniem życia i zdrowia kobiet, skazuje kobiety i rodziny na potworną traumę.

 Od trzech dni obserwuję w mediach młodych ludzi, którzy masowo i spontanicznie, nie zważając na zagrożenia wynikające z pandemii wyszli na ulice miast, by z wielką determinacją wyrazić sprzeciw wobec bulwersującej decyzji TK.  Walczą o godność, o szacunek.  

Z jednej strony obawiam się o ich zdrowie, o zdrowie wszystkich Polaków, z drugiej jestem pełna podziwu i szczerze solidaryzuję się z nimi, chociaż wiem, że za skutki tej prowokacyjnej decyzji zapłacimy wszyscy, i przeciwnicy i zwolennicy, i pacjenci, i służba zdrowia, i seniorzy, i uczniowie, i dzieci. I gospodarka i dobre imię Polski. Politycy przelicytowali.

Wierzyć się nie chce, że w XXI wieku człowiek człowiekowi zgotował taki los.


poniedziałek, 31 sierpnia 2020

40. rocznica sierpnia'80 i powstanie NSZZ Solidarność

Kiedy pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku zaczęły się w Polsce zamieszki, które dość szybko przekształciły się w ogólnopolski strajk całego społeczeństwa, w naszym zakładzie całkiem spontanicznie zawiązały się Związki Zawodowe. ‘Solidarność’. 
Pamiętam jak dziś spontanicznie zorganizowane zebranie pracowników w sekretariacie. Padła propozycja założenia związków, który solidarnie wspierałby rewolucyjne działania robotników z Gdańska. Bez zastanowienia i na poczekaniu stworzyliśmy listę członków Solidarności. Pierwszym na liście był nasz dyrektor Stanisław Słychan, ja byłam druga na liście. Jednogłośnie zostałam wybrana szefem Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych ‘Solidarność’. 
Moja oryginalna plakietka NSZZ Solidarność z 1980 roku.
Logo Solidarności zaprojektował grafik Jerzy Janiszewski jeszcze przed oficjalną rejestracją związku, pod wpływem wydarzeń w sierpniu 1980. Początkowo było to logo stworzone dla strajkujących pracowników Stoczni Gdańskiej których Jerzy Janiszewski wspierał. Ten znak SOLIDARNOŚĆ - z charakterystyczną czerwoną czcionką na białym tle i wyrastającą z litery N polską flagą miał symbolizować jedność ludzi w zwartym tłumie, tak jak robotnicy przed bramą gdańskiej stoczni w sierpniu 1980. Wkrótce znak ten był najbardziej rozpoznawalną grafiką na świecie i doczekało się swojej własnej nazwy: „Solidaryca”.
Bez sprzeciwu zadeklarowaliśmy opłacanie składek na nowo powstały Związek. 
Mieliśmy swoich doradców i koordynatorów z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie. Aktywnie działała tam pani Krysia z Oddziału Epidemiologii. 
Systematycznie dostarczano nam z Rzeszowa, z WSSE gazetki, ulotki, instrukcje postępowania. Tzw. Bibuła zawierała wiersze, patriotyczne teksty. Mieliśmy jako związki także swoją gazetkę.
Gdy robotnicy w różnych regionach Polski strajkowali, prowadzili negocjacje z rządem my, jako sanepid - instytucja rządowa nie strajkowaliśmy czynnie. Na znak solidarności wspieraliśmy strajkujących poprzez zakładanie biało-czerwonych opasek na rękach. Uszyła je jedna z naszych koleżanek. Każdy z nas miał w szufladzie biurka taką biało-czerwoną opaskę. 

Pamiętam, że organizowane były w sanepidzie akcje solidarnościowe. Dyżurowaliśmy po dwie osoby w dzień i nocą. Ktoś przyniósł śpiwory, ktoś odmówił udziału, bo się bał konsekwencji. To były jedyne spontaniczne formy wspierania robotniczego zrywu walki o wolność i demokrację.

To nieprawda, że w sierpniu 1980 nic nie było w sklepach. Pamiętam to doskonale, bo w lipcu brałam ślub i nie miałam kłopotów z przygotowaniem wesela, z kupnem butów czy zakupem materiału na sukienkę ślubną. 
Jednak nie były to łatwe czasy. Pod koniec lipca Polskę nawiedziła wielka powódź, wylały rzeki, był utrudniony dojazd do wielu miejscowości. Na dodatek w tym czasie wybuchła epidemia czerwonki. Jako mikrobiolog miałam mnóstwo pracy związanej z diagnostyką laboratoryjną. Służby sanitarne w naszym zakładzie musiały dojeżdżać okrężną drogą na zalane tereny w celu opracowania ognisk epidemicznych. 

piątek, 28 sierpnia 2020

Księgi Jakubowe Olga Tokarczuk

Pożyczyłam w bibliotece "Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk. Uznałam, że to najwyższy czas sięgnąć po kolejną książkę noblistki. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam. Co prawda, Księgi Jakubowe to fikcja literacka, jednak w dużej mierze autorka oparła swoją opowieść na bogatej bibliografii związanej ze zjawiskiem frankizmu w Polsce. W książce naszkicowała rzeczywiste portrety osób, aspekty polityczne, obyczajowe i religijne. Przestudiowała archiwalne rejestry zgonów, ślubów i narodzin, znajdując w nich bohaterów swojej książki. 
Natknęłam się na wątek związany z Leżajskiem. Zastanawiam się, czy wplotła go z własnej fantazji, czy może znalazła informacje w dokumentach, które pieczołowicie studiowała.
"Karol Radziwiłł wydał rozporządzenie, by Żydzi chrześcijan do siebie na służbę nie brali. I zakazywało się raz na zawsze wszelkich małżeństw mieszanych. Dlatego były wielkie skandale, gdy w 1816 lub 1717 okazało się, że dwie kobiety chrześcijanki przyjęły religie Żydów i przeniosły się do żydowskich kwartałów. Jedna to była już wdowa, córka jakiegoś popa Ochryda z Witebska, i ta z wielką zawziętością broniła swej konwersji i skruchy żadnej pokazać nie chciała. Druga zaś to była młodziutka dziewczyna z Leżajska, która z miłości przeszła na judaizm i podążyła za swoim ukochanym. I kiedy je obie złapano, to starszą kobietę spalono na stosie, a młodszą ścięto mieczem". (str 408).
***
Olga Tokarczuk bardzo plastycznie nakreśliła osiemnastowieczną epokę dawnej Polski. Rozmodlonych Żydów, ich biedę i religijność, zwyczaje, obyczaje, rozpustę. Życie szlacheckie, dostojników duchownych, chrześcijaństwo, judaizm i islam. Bieda i zatargi w wielokulturowej społeczności, upadek autorytetów religijnych wywołały powstawanie wśród Żydów różnych ruchów mesjanistycznych i mistycznych, głoszących rychłe nadejście Mesjasza.

Ze zdziwieniem, ale również wielkim zainteresowałam poznawałam dwór, jaki tworzył i stworzył wokół siebie Jakub Lejbowicz Frank (1726-1791), twórca antytalmudycznej sekty prochrześcijańskiej zwanej frankistami

Próbowałam wyobrazić sobie dwór cadyka Elimelecha z Leżajska. Dwór pewnie działał na podobnej zasadzie, różnił się jedynie doktryną, bo żydowski rabin Elimelech Weissblum (1717-1787) z Leżajska był jednym z pierwszych cadyków w historii judaizmu i jednym z pierwszych najwybitniejszych przedstawicieli chasydyzmu. 

Obaj żyli w tych samych czasach i na tym samym terenie Rzeczypospolitej, na Podolu, Wołyniu, w Galicji, na Litwie. Szkoda, że Olga Tokarczuk o Elimelechu nie wspomniała. 

Księgi Jakubowe - Cytaty:
"Gdyby ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie. A są tacy, całe mnóstwo, co nie czytają wcale, ci mają umysł uśpiony, myśli proste, zwierzęce, jak owi chłopi o pustych oczach.
Gdyby on, ksiądz był królem, nakazałby jeden dzień pańszczyźniany na czytanie przeznaczyć, cały stan chłopski zagoniłby do ksiąg i od razu inaczej wyglądałaby Rzeczpospolita".
Urzekły mnie opisane rohatyńskie klimaty, żydowskie tradycje i obyczaje, ksiądz Benedykt Chmielowski, arystokracja.
"Trudno po tych łachmanach rozróżnić czy to bieda żydowska, czy cerkiewna, czy katolicka. Tak, bieda nie ma ani wiary, ani narodowości".
Podczas pobytu w Krakowie pod koniec stycznia 2021 zdecydowałam się kupić Księgi Jakubowe. 

Założyciele sekty frankistowskiej zostali ochrzczeni się w katedrze lwowskiej w 1759 r. Zmienili nazwisko, na polskobrzmiące, najczęściej przyjmując nazwisko osoby chrzestnej. Wkrótce przyjmowali tytuły szlacheckie, byli zamożni, wykształceni. Z czasem stali się ośrodkiem wokół którego tworzyła się warszawska inteligencja XIX w.

czwartek, 27 sierpnia 2020

Widzialna ciemność - William Golding

Złotówkę, słownie 1 zł dałam za "Widzialną ciemność", starą książkę, pierwsze polskie wydanie z 1986 roku nakładem Wydawnictwa Czytelnik. Trzy lata wcześniej w 1983 autor tej książki otrzymał Nagrodę Nobla za całokształt twórczości literackiej.  
William Golding nieżyjący już (zmarł w 1993 roku), najwybitniejszy współczesny pisarz angielski, 10 lat cieszył się Nagrodą Nobla. Był również laureatem Nagrody Bookera w 1980, najbardziej znany z powieści "Władca much". Jego dorobek doceniła brytyjska Królowa Elżbieta II, która w 1988 pasowała Noblistę na rycerza i nadała mu tytuł szlachecki

Widzialna ciemność (tytuł oryginału ang. Darkness Visible) – to powieść o dwoistej naturze ludzkiej, walce dobra ze złem we współczesnym świecie pełnym zagrożeń cywilizacyjnych, gdzie problem nie leży w świecie zewnętrznym, ale w psychice każdego z bohaterów opisanych przez autora.

Powieść składa się z trzech części ("Matty", "Sophy", "Sam na sam"). 
Rozpoczyna się opisem pożaru Londynu wywołanego niemieckim atakiem rakietowym w czasie II wojny światowej. Z ognia wyłoniła się cudem ocalały z pożaru chłopiec Matty, o którego pochodzeniu nie było nic wiadomo (wziął się z ognia). Na twarzy pozostała mu na całe życie odrażająca dla otoczenia blizna, przez co jest wykluczony społecznie. 
Prześladują go trzy pytania: Kim jestem, czym jestem i po co jestem. 
Ucieczkę od codzienności znajduje w Biblii, gdzie odnajduje własną tożsamość i sens istnienia.


sobota, 15 sierpnia 2020

Ostatni Mazur. Opowieść o wojnie, namiętności i stracie. Andrew Tarnowski

Andrew Tarnowski ur. 1940 - brytyjski dziennikarz polskiego pochodzenia, jego rodzice wyemigrowali z Polski w czasie II wojny światowej. Studiował historię na uniwersytecie oksfordzkim. Przez trzydzieści lat był korespondentem Agencji Reutera. 
"Ostatni Mazur. Opowieść o wojnie, namiętności i stracie", a tytuł oryginału 
"The Last Mazurka. A Tale of War, Pasion and Loss". To jego pierwsza książka. Za jej opublikowanie został wykluczony ze Związku Rodu Tarnowskich. 
Dlaczego?

Andrew Tarnowski potomek rodu Tarnowskich wyrusza na poszukiwanie swoich korzeni. Nikogo przy tym nie wybiela, dąży do uchwycenia prawdy, czasem gorzkiej i niewygodnej. Pisze o burzliwych losach trzech pokoleń galicyjskiej arystokracji: o powrocie do rodzinnych majątków po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku i o późniejszej walce z plagą grabieży, o beztroskich latach spędzonych w stolicach kulturalnych świata i życiu w pustynnym kurzu obozów wojskowych - ale też o miłości, zdradzie i zemście. 
Bardzo gorąco polecam. 
Norman Davis napisał:
"Prawdziwa walka o życie i miłość w rozpadającym się świecie. Wspaniała książka napisana ze znakomitą precyzją. Najlepsza droga poznawania historii."
Cennym dodatkiem jest rozrysowane drzewo genealogiczne, podczas czytania często zaglądałam na dość czytelny graf.
Na tle dwóch wojen ubiegłego stulecia opisuje losy Rodziny i związanych z rodziną rodów Potockich, Tyszkiewiczów, Zamoyskich, Branickich , którzy rozproszyli się po całym świecie. Rozległe koneksje pomogły im przetrwać czas wojennego exodusu w Rumunii, Jugosławii, Egipcie i w Anglii. 

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Pamiętnik kościoła i klasztoru oo Bernardynów w Leżajsku - Czesław Bogdalski

"Pamiętnik kościoła i klasztoru oo Bernardynów w Leżajsku" - Czesława Bogdalskiego przedrukowałam sobie wiele lat temu z Rzeszowskie Biblioteki Cyfrowej. Korzystałam z niej często, wykorzystując wiedzę do moich blogów o Bazylice OO Bernardynów, o Leżajsku, bowiem o. Czesław Bogdalski w sposób kronikarski spisał ze starych aktów i kronik wiele cennych informacji dot. historii miasta, jego założenia, fundatorów, wydarzeń religijnych, historycznych Leżajska, historii klasztoru i in. wydarzeń pomyślnych i mniej pomyślnych dla Leżajska.
 
Kilka lat temu ukazał się reprint Pamiętników, nakładem Zakonu oo. Bernardynów, Kraków 1929, liczba stron: 191. Ku mojej uciesze dostałam tę książkę w prezencie. 
"Leżajsk to przemiły zakątek ojczysty, do którego przywarło tyle cudnych legend i powieści. Leżajsk to wreszcie jeden z najwspanialszych tronów, jakie sobie Maryja Królowa Korony Polskiej na tej ziemi założyła - to obok Jasnej Góry, Ostrej Bramy i Kalwarii Zebrzydowskiej najbardziej obfite złoże jej łask i nie policzonych cudów świadczonych narodowi naszemu. " - tak pisał w grudniu 1928 roku O. Czesław Bogdalski - przełożony (prezydent) Klasztoru. Został mianowany 7 grudnia 1880, bezpośrednio po pogrzebie o. Kornela Bryniarskiego, który przez 12 lat był gwardianem w Leżajsku.
Sporo możemy dowiedzieć się o budowniczych, fundatorach, artystach, o sztuce sakralnej. Także o pożarach, o dzwonach, o wojnach. O królach, którzy nadawali przywileje, założyli Leżajsk, odwiedzali spustoszone przez Tatarów miasto, którzy modlili się w Kaplicy Matki Bożej, składali wota dziękczynne po powrocie z wojen.
O szwedzkich, tatarskich, węgierskich najeźdźcach, którzy morowali mieszkańców, rabowali i palili leżajski klasztor. 
O kościele napisał m. in., że jest zaledwie o 3 metry krótszy od Kościoła Mariackiego.
Artysta malarz Stroiński został sprowadzony ze Lwowa, w 1752 roku pokrył świątynię wspaniałymi freskami.
Obraz Zwiastowanie NMP z ok. 1660 roku, to dzieło malarza bernardyńskiego o. Franciszka Lekszyckiego. Franciszek Lekszycki namalował obraz "Ostatnia Wieczerza" w Kościele Bernardynów w Krakowie.

O ludziach ...
   Jan Grabieński z pobliskiego Sokołowa złożył fundusz w klasztorze, aby wczesnym rankiem i wieczorem odgrywany był hejnał ku czci Matki Bożej. Po kilkuletniej przerwie w Nowy Rok 1881 zabrzmiał na powrót hejnał, który odtąd był regularnie odgrywany rano i wieczorem.

   W 1893 roku zamówiono w Norymberdze w Bawarii 3 000 większych obrazów Matki Bożej Leżajskiej, mniejszych obrazów 47,5 tysiąca, medalików z Matką Bożą z mosiądzu i niklu 10 000 oraz 100 medalików srebrnych. 
   Wspominam o tym, bowiem jest w Leżajsku pasjonat Rafał Ciryt, który część tych obrazków i medalików Matki Bożej sukcesywnie skupuje na giełdach staroci i ma już dość sporą kolekcję. 
   
   Polecam miłośnikom historii. Sporo informacji o I wojnie światowej. Książka jest podstawową literaturą cytowaną w różnego rodzaju rozprawach naukowych.

środa, 15 lipca 2020

Bitwa pod Grunwaldem - Jan Długosz

Dzisiaj, 15 lipca 2020 przypada 610. rocznica bitwy pod Grunwaldem, jednej z największych bitew w historii średniowiecznej Europy. Na polu walki starły się siły zakonu krzyżackiego pod dowództwem wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena oraz połączone siły polskie, litewsko-ruskie i smoleńskie pod dowództwem króla Polski Władysława Jagiełły. Bitwa rozpoczęła się, kiedy posłowie wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego przynieśli królowi Jagielle dwa nagie miecze, było to obraźliwe posłanie. Podobno król Jagiełło celowo opóźniał rozpoczęcie walki, aby lipcowe słońce osłabiło zakutych w ciężkie zbroje krzyżackich rycerzy, w tym czasie wojska polsko-litewskie schroniły się w cieniu leśnego boru.
Bitwa pod Grunwaldem okazała się totalną klęską dla Zakonu krzyżackiego, który już nigdy nie odbudował dawnej potęgi. Śmierć poniosło ok. 8 tysięcy osób po stronie zakonu i 2-3 tysiące po stronie polsko-litewskiej. W czasie walki zginął, m.in. Wielki Mistrz Zakonu.
Przebieg bitwy znamy dzięki kronikarzowi Janowi Długoszowi, który zebrał relacje uczestników tamtego zdarzenia i zapisał je w kronikach.
Książka "Bitwa Grunwaldzka" jest jednym z najbardziej znanych fragmentów "Roczników, czyli kronik sławnego Królestwa Polskiego" Jana Długosza. Zasłynęła dzięki szczegółowym, barwnym opisom postaci i zdarzeń, w których autor wykorzystał m.in. opowieści ojca i stryja Zbigniewa Oleśnickiego - uczestników bitwy. Długosz przedstawia w Kronikach przebieg bitwy od rozpoczęcia do zwycięskiego zakończenia.
Jak to dobrze, że mieliśmy takiego Długosza, który zapisał tę wielką zwycięską bitwę w kronikach. Motywował to tak:

Długosz ubolewał, że tylu mężów wysoko ozdobionych nauką i dowcipem milczało, że wielu spraw i dziejów polskich, godnych wiadomości, które dla braku piszących niepamięć pokryła. Niedostatecznie mamy opisane, albo dawnością czasu zatarte, a więcej przez obcych, niżeli przez naszych pisarzy skreślone.
Pamięć ludzka i co ręce przekazują potomnym, zaciera się stopniami i ledwo życia jednego człowieka przetrwać może: lecz to co w księgach jest zapisane, to pozostaje na zawsze i niełatwo ulega zniszczeniu.
Gdy u innych narodów dzieje, piórem dziejopisów rozsławione, głośnymi się stały w świecie, u Polaków przeciwnie, dla braku piszących. sprawy wielkie i znakomite, czyny przeważnie królów i rządców, mężów dzielnych i bohaterów, przygody rozmaitych krajów części, żadnym nie objaśniono piórem, zalegają w cieniu zapomnienia i w wiecznej nikną pomroce: które, gdyby dziejopisowie nie oszczędzali pracy, za ich świadectwem miałyby sławę nieśmiertelną.
Polacy w ciągu tylu wieków niewielu mieli dziejopisów, mała liczba królów, książąt i innych bohaterów polskich uzyskała czynów swoich pomniki w dziejach; niektórych sława zstąpiła razem z nimi do grobu i zgasła na wieki. Przez niedbałość i gnuśność pisarzy z jasnego świecznika chwały strącone w cień ukrycia i nikczemności, zwiędły i zamarły, nie rozsławione jak należało, ani opowiedziane dokładnie.
Królowi Władysławowi Jagielle zależało na rozsławieniu zwycięstwa.
Długosz opisuje:
(...) Kiedy spisywano jeńców, Władysław, król Polski, siadłszy na konia, wyjechał z bratem swoim, wielkim księciem litewskim Aleksandrem na pobojowisko dla przypatrzenia się poległym. Wrócił wieczorem do obozu, skąd umyślnego gońca do królestwa polskiego z listami wyprawił, donosząc swojej żonie Annie królowej, tudzież arcybiskupowi, panom strzegącym zamku krakowskiego, akademii i rajcom miasta Krakowa, o wielkiej Krzyżaków porażce i odniesionym nad nimi walnym zwycięstwie i nakazując z tego powodu dziękczynne nabożeństwa po wszystkich kościołach. Wysłaniec z rozkazu króla wziął ze sobą chorągiew, gdy przybył do Krakowa i oznajmił o wielkim zwycięstwie, całe miasto z radością zabrzmiało po kościołach pieśniami na chwałę Boga, a przez całą noc błyszczały światła, okazując powszechną radość i pociechę. Huknął potem rozgłos tego zwycięstwa po wszystkich ziemiach polskich i w każdym mieście, w każdej wsi i miasteczku głoszono z uniesieniem i obchodzono ten świetny triumf, a w nim własną i powszechną kraju pomyślność.  
Jagiełło do Krakowa wrócił dopiero po 16 miesiącach. W dniu 25 listopada 1411 roku Jagiełło wyruszył pieszo z Niepołomic i szedł przez Wieliczkę i Kazimierz, otoczony wyższym duchowieństwem i rycerstwem. Przed procesją niesiono zdobyte pod Grunwaldem krzyżackie chorągwie. Na Kazimierzu wstępowano po drodze do tamtejszych kościołów. Następnie zatrzymano się na dłużej na Skałce, aby oddać hołd św. Stanisławowi – patronowi Polski. Później orszak królewski udał się na Wawel, gdzie podczas uroczystości kościelnych zawieszono zdobyczne chorągwie wokół grobu św. Stanisława na ścianach nawy głównej katedry wawelskiej. Ceremonia ta zakończyła krakowskie uroczystości ku czci zwycięstwa, które dały początek tradycji obchodów grunwaldzkich.
Przez wieki Bitwa pod Grunwaldem była pierwszym polskim świętem narodowym, obchodzonym już od 1411 roku, niestety, zapomnianym po 1918.
***
Z tego źródła chętnie czerpali dziejopisarze i historycy kolejnych pokoleń oraz artyści tej miary, co Jan Matejko - Grunwald, Wojciech Kossak, Juliusz Słowacki - "Zawisza Czarny", Henryk Sienkiewicz "Krzyżacy" i Ignacy Kraszewski w powieści "Krzyżacy w r. 1410". Jerzy Nowosielski.
Także pasjonaci genealogii oraz rekonstruktorzy bitwy pod Grunwaldem.
***

"Praojcom na chwałę, braciom na otuchę".
15 lipca 1910 roku w Krakowie, w 500 rocznicę bitwy pod Grunwaldem odsłonięty został Pomnik Grunwaldzki.
Uroczystość ta stała się wielką manifestacją patriotyczną, udział wzięło ok. 150 tys. gości m. in. prezydent Krakowa Juliusz Leo. Po raz pierwszy wykonano publicznie "Rotę" Marii Konopnickiej z melodią Feliksa Nowowiejskiego.
Poniżej figury Władysława Jagiełły - Wielki książę litewski Witold stoi nad pokonanym wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego Ulrichem von Jungingenem.
Pomnik Grunwaldzki sfinansowany przez Ignacego Paderewskiego, został zniszczony w czasie II wojny światowej, na przełomie lat 1939/40. Zrekonstruowany w 1976 roku staraniem prof. Wiktora Zina, autora projektu architektonicznego pomnika. Pomnik stoi na Placu Matejki. Osobiście widziałam, jak helikopterem transportowano na linach posąg Władysława Jagiełły na koniu. Kiedy instalowano go na cokole, w Krakowie bił dzwon Zygmunta.

środa, 1 lipca 2020

Potępienie Paganiniego - Anatolij Winogradow

Zastanawiam się ile fantazji literackiej trzeba mieć, aby opisać tragiczne dzieciństwo chłopca, którego natura obdarzyła genialnym talentem muzycznym, zaś poskąpiła mu urody. Zadaję sobie pytanie jaki wpływ na dalsze życie miało tragiczne dzieciństwo wirtuoza skrzypiec Nicola Paganiniego dorastającego u boku despotycznego ojca, a opisane przez Anatolija Winogradowa w książce "Potępienie Paganiniego". Jak potoczyłaby się kariera utalentowanego skrzypka, gdyby żył w dzisiejszych czasach?
Maleńka małpka z wystającą szczęką i z bardzo długim nosem. W szpetnej twarzy dziwnie wyodrębniały się wielkie agatowe oczy.
Ojciec Antonio Paganini - sadysta, satrapa nazywał go poczwarą. Zamykał w komórce, głodził wymuszając naukę gry na skrzypcach.
"W Genui, w starożytnej katowni, chłopiec nieraz miał okazję widzieć drewniane cholewy i dyby, przypominające z kształtu dekę skrzypiec. Były to części tak zwanego buta hiszpańskiego, którym odciskami nogę przestępcy podczas tortur. Skrzypce stały się takim samym narzędziem tortury dla rąk, serca i mózgu dziecka. Łokcie i ramiona bolały, palce nie mogły utrzymać smyczka, lewa ręka wypuszczała gryf i skrzypce padały na matę. Prócz tego całymi tygodniami nie schodziły sińce, skutek umiejętnych uszczypnięć rodzonej ojcowskiej ręki. Ręce, nogi, twarz, szyja - wszystko było w sińcach.
- Zrobię z ciebie znakomitość, przeklęta małpo. I tak jesteś sprzedany diabłu".
Chłopiec ledwo trzymał się na nogach, zaczął kasłać i pluć krwią. Nie bacząc na to ojciec nie skąpił mu razów. Omyłka w pasażu, źle zagrany takt, ospałość gry - wszystko było powodem do kary.
Dla tego człowieka (mowa o ojcu) nie istnieją cierpienia Nicola, stary traktuje syna jak rzecz, jak instrument, który ma przynieść mu zysk, jak maszynę, Nicolo znaczy mniej niż papuga dla kataryniarza lub małpa dla Sabaudczyka".

Wiedeń, 1828. Paganini spaceruje z zaprzyjaźnionym skrzypkiem Maysederem, synem starego rabina wiedeńskiego. 
Załóżmy, że tak było, tak mogło być, dlaczego nie?
"Pewnego razu kupowali rękawiczki. 
- To skóra żyrafy - zauważył Paganini zwracając się do sprzedawczyni.
- Nie proszę pana - odparła kupcowa - to są najmodniejsze rękawiczki nazywają się Paganini.
-Biedny skrzypek! - zawołał nie poznany kupujący.
- On wcale nie jest biedny - odrzekła kupcowa wesoło szczerząc zęby, - Mówią, że za wielkie pieniądze kupił sobie w Rzymie Order Złotej Ostrogi.
Mayseder i Paganini wychodząc ze sklepu, roześmiali się.
- Iluż osłów zraniła pańska Złota Ostroga.Jednakże pan przyciąga kupujących.
Pokazał mu wystawę innego sklepu galanteryjnego, gdzie leżały rękawiczki i krawaty a'la Paganini.
Olbrzymie popiersie z czerwonej masy cukrowej z napisem nakreślonym niebieskim atramentem: 'Niezrównoważony skrzypek Paganini', a w innym miejscu - potężna głowa cukru, uwieńczona popiersiem Paganiniego; w trzecim - duży na całą wystawę portret skrzypka, zrobiony z kolorowych jedwabnych chustek.
- Dziś byłem świadkiem, jak konsumowano w mleczarni pańskie popiersie z masła. A wieczorem w klubie gwardzistów oficerowie, grając w bilard, wynaleźli nowe wyjątkowe uderzenie i nazwali je uderzeniem Paganiniego". 
      W dzisiejszych czasach pewnie musieliby uzyskać zgodę, albo płacić artyście za wykorzystanie jego wizerunku. 

Niccoló Paganini ur. się 27 października 1782 roku w Genui, jako trzecie z sześciorga dzieci Antonio i Teresy (z domu Bocciardo) Paganini. W 1827 roku papież Leon XII uhonorował Paganiniego Orderem Złotej Ostrogi. Jego sława rozeszła się po Europie dzięki trasie koncertowej, która rozpoczęła się w Wiedniu w sierpniu 1828 roku, zatrzymując się w każdym większym europejskim mieście w Niemczech, Polsce i Czechach do lutego 1831 roku w Strasburgu. Następnie odbyły się trasy koncertowe w Paryżu i Wielkiej Brytanii. W trakcie swojej kariery Paganini zaprzyjaźnił się także z kompozytorami Gioachino Rossinim i Hectorem Berliozem. Poznał Fryderyka Chopina, a nawet z nim koncertował, znał Franciszka Liszta. Paganini posiadał szereg znakomitych instrumentów smyczkowych, skrzypce Guarneriego z 1743 wykonane przez włoskiego lutnika z Cremony Giuseppe Guarneriego, skrzypce Amati, skrzypce Stradivariusa.

Winogradow przedstawił w książce ciężkie życie wybitnego artysty, prześladowanego i nękanego przez kościół. Nie wiem na ile ukazany wątek kościelnych intryg i manipulacji poprzeplatany z wątkami historycznymi, spiskami, rewolucją francuską jest realistyczny, ale chociażby z tego powodu warto przeczytać książkę. 

Niccoló Paganini zmarł na gruźlicę 27 maja 1840r w Nicei. Ponieważ był ateistą i całe życie stronił od kościoła, Kościół odmówił udzielenia Paganiniemu ostatniego namaszczenia i katolickiego pochówku. Cztery lata zabiegano o to, aby jego zwłoki mogły zostać przetransportowane do Genewy. Pogrzeb odbył się dopiero w 1876 roku w Parmie i. Pochowany na Cmentarzu w okazałej kaplicy. 


sobota, 6 czerwca 2020

Rzeczy, których nie wyrzuciłem - Marcin Wicha

Co zostaje po śmierci bliskiej osoby? Przedmioty, wspomnienia, urywki zdań? Narrator porządkuje książki i rzeczy pozostawione przez zmarłą matkę. Jednocześnie rekonstruuje jej obraz – mocnej kobiety, która w peerelowskiej, a potem kapitalistycznej rzeczywistości umiała żyć wedle własnych zasad. Wyczulona na słowa, nie pozwalała sobą manipulować, w codziennej walce o szacunek – nie poddawała się. Była trudna. Była odważna.

W tej książce nie ma sentymentalizmu – matka go nie znosiła – są za to czułość, uśmiech i próba zrozumienia losu najbliższej osoby. Jest też opowieść o tym, jak zaczyna odchodzić pierwsze powojenne pokolenie, któremu obiecywano piękne życie
.

Książkę Marcina Wichy kupiłam jesienią 2018, zaraz po tym, kiedy usłyszałam w mediach, że została uhonorowana 
nagrodą literacką Nike 2018 i jej doskonałą recenzją "za oszczędność języka i bogactwo książki, która mówi o rzeczach najważniejszych". Książka nagrodzona wcześniej Paszportem Polityki  2017.

Marcin Wicha porządkuje mieszkanie po zmarłej matce. 
"Co zrobić z rzeczami, które zostały po zmarłej osobie? Nie zawsze jest to zadanie łatwe, często przeciąga się to w nieskończoność, ale w końcu musi nadejść "ten" moment. A i tak wiele rzeczy zostaje na swoim miejscu. Przez rok, drugi, trzeci... No bo jeszcze niedawno zwykła książka kucharska staje się kopalnią wspomnień".

Od pierwszych przeczytanych zdań utożsamiałam się z rozterkami osieroconego syna. Kiedy moja mama umarła miałam ten sam problem. Przez trzy lata mieszkanie mamy było w stanie nienaruszonym. W końcu przyszedł czas, kiedy trzeba je było sprzedać, opróżnić z mebli, szaf zapełnionych ubraniami, z obrazów, książek, kwiatków od czasu do czasu podlewanych, ..., do tego korespondencje urzędowe i prywatne, albumy, dokumenty... Skrzypce taty... Ręką mamy spisane wspomnienia... Trzeba było opróżnić szuflady ...
Musiałam podjąć decyzję co ma przetrwać, a co wyrzucić na śmietnik? Każda rzecz wydawała mi się bezcenna, przywoływała chwile przeżyte w rodzinnym domu. Przywoływała emocje, wspomnienia i uśmiech.

Niemal każdą stronę książki czytałam na raty, robiąc sobie przerwę na rozmyślania i przemyślenia, zakreślałam, co ważne. Czasami były to dwie przerwy, bo pisane o dwóch różnych sprawach.
Obraz matki naszkicowany ręką Marcina w dużej mierze jest obrazem moich upodobań, zamierzeń, moich myśli ..., także dziwactw.

"Pracuję na nieśmiertelność - mówiła. Układała cudze wspomnienia. Żeby kiedyś dzieci zrozumiały, że chwile spędzone w jej mieszkaniu, wśród książek z ilustracjami i filmów na video, były jedynymi momentami idealnego spokoju. Że tylko tam było bezpiecznie. Może się myliła".

Subiektywne spojrzenie autora na rzeczy, których nie wyrzucił przywołało również moje emocje i wspomnienia, skłoniło do refleksji. Jaki jest sens gromadzenia przedmiotów i innych bibelotów? Co zrobią moje dzieci, gdy staną przed podobnym problemem?

Autor oddał hołd swojej mamie, a jego refleksje są rodzajem żałoby.

poniedziałek, 18 maja 2020

Śladami Papieża Jana Pawła II w 100. rocznicę Urodzin

JAN PAWEŁ II (1920-2005)

Nauczył nas kochać, nauczył nas żyć, nauczył nas modlić się, nauczył nas śmiać się, nauczył nas, jak cierpieć, nauczył nas, jak umierać. 

Dzisiaj celebrujemy wyjątkowy dzień - uroczystość 100-lecia Urodzin Św. Jana Pawła II. To dobry moment, aby pomyśleć o tym świętym człowieku. 
Niech błogosławi nas wszystkich, Święty Jan Papież II.
Urodził się 18 maja 1920 r. w Wadowicach koło Krakowa. 

W Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku znajduje się obraz Św. Jana Pawła II. Dzisiaj wierni modlili się do naszego Papieża.
Ojciec Święty Jan Paweł II przybył do Sanktuarium MB w Leżajsku 28 maja 1965 roku, wówczas jeszcze, jako ks. arcybiskup Karol Wojtyła, Metropolita Krakowski. W Kaplicy Matki Bożej odprawił Mszę Świętą. Po mszy wpisał się do Kroniki Klasztoru: 
" Z serdecznym błogosławieństwem i prośbą o pamięć przed Cudownym Obrazem Matki Bożej. Pamięcią będę się starał odpłacić za pamięć, bo nie łatwo zapomnieć Waszej Bazyliki"
Ks. Karol Wojtyła - arcybiskup - metropolita krakowski.
 
 
Pomnik Jana Pawła przed Bazyliką w Leżajsku w dniu dzisiejszym, 18 maja 2020, w setną rocznicę Urodzina Jana Pawła. Wierni składali kwiaty, zapalali znicze. Przez chwilę stali w milczeniu ... 
 
 
Bazylika OO Bernardynów w Leżajsku, foto z dnia 18.05.2020
Znałam Karola Wojtyłę jeszcze z czasów studenckich, kiedy pełnił posługę biskupa w Krakowie. Jego piękne kazania przyciągały tłumy studentów do kościoła. Później śledziłam relacje z kolejnych głosowań konklawe w 1978 roku, trzymałam kciuki i kibicowałam naszemu Karolowi Wojtyle. Cieszyłam się bardzo i miałam ogromną satysfakcję, gdy usłyszałam pamiętne 'Habemus papam - kardynalem Karol Wojtyla' wygłoszone 16 października 1978 roku. Pisałam o tym na blogu: 

***
KRAKÓW
 
Kościół św. Floriana przy Placu Matejki w Krakowie został w 1999 r. podniesiony przez papieża Jana Pawła II do godności bazyliki mniejszej.
W latach 1949-51 w parafii św. Floriana pracował, jako wikary, a także jako katecheta młodzieży licealnej i akademickiej nasz Papież Jan Paweł II, wtedy jeszcze, jako Karol Wojtyła.
 
Ojciec Św. Jan Paweł II piuskę tę ofiarował Parafii św. Floriana w Krakowie w uroczystość Chrystusa Króla 21 listopada 2004 roku.
W tym domu mieszkał ks. dr Karol Wojtyła (1949-51) Papież Jan Paweł II.

 
**
Któż z nas nie zna najsłynniejszego okna w Polsce i adresu podawanego przez Papieża Jana Pawła II podczas pielgrzymki do Polski w sierpniu 2002 roku - 'Jakby się kto pytał, Franciszkańska 3'? 
Okno znajduje się nad wejściem do Pałacu Arcybiskupów Krakowskich w Krakowie, w którym Karol Wojtyła zamieszkał jeszcze jako student konspiracyjnego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej. Następnie przyjął tu święcenia kapłańskie w 1946 z rąk księcia kardynała Adama Stefana Sapiechy. Jan Paweł II mieszkał w tej arcybiskupiej rezydencji w latach 1958--78, jeszcze jako metropolita krakowski ks. kardynał Karol Wojtyła.

**
Jadwiga - Królowej Polski współzałożycielka Akademii Krakowskiej - Uniwersytetu Jagiellońskiego. Słynęła z wielkiej pobożności, opiekowała się szpitalami i klasztorami, a także wspierała ubogich i chorych.
Przez wieki otaczana kultem została w dniu 31 maja 1979 beatyfikowana przez zatwierdzenie kultu, a w dniu 8 czerwca 1997 w czasie uroczystej Mszy św. na Krakowskich Błoniach została kanonizowana. W obu przypadkach osobiście dokonał tego papież Jan Paweł II.
Jadwigę pochowano w Katedrze Wawelskiej.
 
 

Pisałam o tym na blogu:

**
Ul. Kanonicza 19 w Krakowie. Tu mieszkał w latach 1951-67 ks. Karol Wojtyła, późniejszy Papież Jan Paweł II.

wtorek, 5 maja 2020

Sekret Tudorów C.W. Gortner

Powieść "Sekret Tudorów. Kroniki nadwornego szpiega" C.W. Gortner, opisująca epokę intryg, spisków i... szpiegów w czasach Tudorów na dworze angielskim u schyłku panowania Edwarda VI. Nie ma charakteru kroniki czy pamiętnika.
Akcja rozgrywa się w ciągu kilkunastu dni. Młody król Edward VI jest umierający. Następczynią, zgodnie z prawem sukcesji, ma zostać Maria Tudor. Niestety ma wielu przeciwników. Inni optują za Elżbietą Tudor. A John Dudley, książę Northumberland, podejmujący wszystkie decyzje ,ma jeszcze inny pomysł. Jemu chodzi o władzę dla swej rodziny, więc zrobi wszystko, aby to osiągnąć.
Jest lato 1553 roku. Brendan Prescott, podrzutek i sierota, wychowuje się w domu potężnej rodziny Dudleyów. Prescott zostaje wysłany na dwór królewski jako giermek Roberta Dudleya, który powierza mu tajną misję i wysyła do przyrodniej siostry króla - księżniczki Elżbiety. Brendan wplątuje się w mroczne dworskie intrygi i szpieguje dla Williama Cecila. Mając u boku tylko odważnego chłopca stajennego i pełną uroku, zuchwałą damę dworu, próbuje dociec prawdy o tajemniczym zniknięciu ciężko chorego króla Edwarda VI. Rzuca się w wir politycznej gry, którą rządzą podstępy, kłamstwa i zbrodnie.

wtorek, 28 kwietnia 2020

Bieguni - Olga Tokarczuk

Książka "Bieguni" Olgi Tokarczuk jest opowieścią, trochę, o mnie. O ucieczce w nasze zainteresowania i wręcz w pasje, o odkrywaniu świata poprzez podróże, zgłębianiu nauki, a wszystko po to, by znaleźć receptę na sens istnienia, na zgłuszenie poczucia winy, wyrzutów sumienia. 

Miszmasz czyli różne zapiski o różnorodnej formie. Relacje z podróży, biografie osób, anegdoty, ciekawe informacje z zakresu medycyny.
Mam tak samo, gdy przychodzi mi jakaś myśl godna lub niegodna uwagi zapisuję, podobnie jak autorka książki „na skrawkach papieru, w notesach, na pocztówkach, na skórze dłoni, na serwetkach, na marginesach książek”. Z tych różnorodnych skrawków zapisków autorka stworzyła opowieść złożoną z poszatkowanych wątków. Posklejała je w całość przesłaniami o istnieniu, o przemijaniu, o nawykach, konwenansach, o desperackim utrwalaniu.

"Odtąd już wszędzie widziałam wskazujące coś dłonie, stałam się niewolnicą tego detalu, zawładnął mną" - pisała Olga Tokarczuk o dłoni z palcem wskazującym uniesionym pionowo w niebo - dłoni cesarza Konstantyna. Świata jest za dużo, lepiej więc skupić się na szczególe, nie na całości
Ten fragment przywołał mi fotografie mojego znajomego podróżnika, który bardzo często fotografuje się z palcem wskazującym na detal w tle. 

Tak jak nieciekawa, wręcz dziwaczna wydaje mi się historia o polskim turyście Kunickim, któremu podczas urlopu w Chorwacji zgubiła się żona, tak z wielkim zainteresowaniem i podziwem przeczytałam historię holenderskiego anatoma z przełomu XVII i XVIII wieku. W „Biegunach” zwróciłam uwagę na ciekawe fragmenty tekstu, gdzie bohaterem jest dr Blau, naukowiec, anatom, ... W dzieciństwie ojciec zabrał go do Muzeum Higieny, tam zobaczył Glasmenscha, szklanego człowieka, dzieło Franza Tschakerta. Szklany człowiek z Muzeum wywarł ogromny wpływ na dalsze życie Blaua.

Najważniejszym wątkiem "Biegunów", przynajmniej dla mnie, jest historia kolekcji anatomicznych figur woskowych w Josephinum – Muzeum Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu.
Czytając, przywołałam wspomnienia z mojego pobytu w stolicy Austrii. We wrześniu 2006 roku, podczas kilkudniowego pobytu w Wiedniu, przechodziłam sobie spacerkiem w kierunku centrum miasta i po drodze natknęłam się na ciekawy klasycystyczny budynek przy Währinger Straße 25. Znajduje się tam obecnie Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu - Josephinum, ale kiedyś w tym gmachu zaprojektowanym przez Isidora Canevale mieściła się Wojskowa Akademia Medyczno-Chirurgiczna założona przez cesarza Józefa II (stad nazwa Josephinum). Akademia miała kształcić w nowoczesnym stylu lekarzy i położne.

Żałuję, że nie byłam w tym Muzeum. Nie miałam możliwości zobaczyć bogatych zbiorów publikacji i pism medycznych datowanych na czas pomiędzy XV a XVIII wiekiem, 2 5000 instrumentów medycznych, z okresu XVIII do XX wieku oraz najciekawszej część ekspozycji – modeli woskowych. Modele te, przygotowane na zamówienie cesarza Józefa II, stworzono we Florencji, w latach 1784-1788, z trudem transportowane do Wiednia.
Umieszczone w siedmiu pokojach w gablotach z drzewa różanego i szkła weneckiego prawie 1 200 preparatów, przedstawiają bardzo realistyczne odzwierciedlenie wnętrza człowieka, części ludzkiego ciała, modeli anatomicznych całego człowieka (więzadeł i mięśni, serca, naczyń krwionośnych i limfatycznych, jelit, mózgu, rdzenia kręgowego i narządów zmysłów).

 

Dzięki "Biegunom" poznałam przejmującą historię jednego eksponatu w wiedeńskim Muzeum.
 Cesarz Franciszek I, następca cesarza Józefa II nie wahał się wypchać po śmierci czarnoskórego dworzanina, niejakiego Angela Solimana. Teraz mumię, odzianą tylko w przepaskę z trawy, mogli oglądać goście monarchy”.

Z błagalnych listów Józefiny Soliman do Franciszka I, cesarza Austrii:

„Jestem jedynym dzieckiem Angela Solimana, sługi waszej Wysokości, zasłużonego dla Cesarstwa dyplomaty, człowieka oświeconego i ogólnie szanowanego. Ciało mojego ojca nie dostąpiło do tej pory chrześcijańskiego pochówku, lecz znajduje się – wypchane i spreparowane – jako okaz w Gabinecie Dziwów Natury na dworze Jego Wysokości. Oskórowano go jak zwierzę, wypchano trawą i ustawiono w towarzystwie innych wypchanych istot ludzkich, wśród szczątków jednorożców, monstrualnych ropuch, dwugłowych płodów pływających w spirytusie. Oglądałam tych, którzy cisną się, żeby zobaczyć na własne oczy Twoją kolekcję, Panie, i widziałam ich wypieki na twarzy, gdy patrzyli na skórę mego ojca. Słyszałam, jak chwalili Cię za rozmach i odwagę.
Te dłonie, które teraz nie dość starannie wypchano trawą, kiedyś dotykały mnie, brały mnie na ręce; policzek dziś wysuszony i zapadnięty, muskał moją twarz. To ciało kochało i było kochane … Ten ludzki szczątek podpisany imieniem i nazwiskiem mego ojca był kiedyś żywym człowiekiem”.

Każdej części ciała należy się pamięć. Każdemu ludzkiemu ciału – przetrwanie”.


Zobacz też:
"Prawiek i inne czasy" - Olga Tokarczuk

Refleksja ...

Ozdobiłam twarz koronką z łez utkaną
Przedeptałam wszystkie ścieżki jeszcze raz

Zatraciłam się z zapachu wspomnień
Posłuchałam recytacji żab
Z biciem serca przyspieszonym
Przywołałam klimat dawnych lat

Ozdobiłam twarz koronką z łez utkaną
Zapaliłam świeczkę bliskim jeszcze raz
 

28 kwietnia 2020. Wybrałam się na cmentarz. Dawno nie byłam, ze względu na epidemię koronawirusa i wprowadzone restrykcje. W Święta Wielkanocne cmentarz był całkowicie zamknięty. Ale dzisiaj przypada kolejna rocznica Urodzin mojego męża. 
Przy okazji, jak to zwykle bywa kiedy jestem na cmentarzu, urządziłam sobie spacer, z aparatem w ręku oczywiście. Przybyło dużo nowych grobów. Zmarło wiele znanych mi osób. Nie byłam na ich pogrzebie, bo obowiązują restrykcje. Udział w pogrzebie może mieć tylko pięć osób. Jakież to okrucieństwo dla rodziny i bliskich. 

czwartek, 23 kwietnia 2020

Dekameron Giovanni Boccaccio

Z okazji Światowego Dnia Książki obchodzonego 23 kwietnia wiele osób poleca dzisiaj swoje ulubione bądź aktualne lektury. Ja właśnie czytam dzieło literackie, napisane prawdopodobnie w latach 1350-1353, a w 1559 roku umieszczone w indeksie ksiąg zakazanych.
W tym roku kiedy biblioteki i szkoły są zamknięte, a ludzie poddani izolacji jest to szczególnie nietypowe święto książki, obchodzone głównie w przestrzeni internetowej. 
W dobie epidemii, a właściwie pandemii koronawirusa sięgnęłam ponownie do lektury szkolnej, jaką jest "Dekameron" Giovanniego Boccaccia. 
Dawno temu czytałam, więc nie zaszkodzi przypomnieć sobie co miała do powiedzenia grupa szlachetnie urodzonych młodych siedem białogłów i trzech młodzieńców, którzy uciekli z miasta przed dżumą. Jest to zbiór 100 nowel o ludzkich przywarach, takich jak głupota, skąpstwo, rozpusta, obłuda, o miłości i pieniądzach.
Ograniczę się jednak nie do recenzji tego dzieła literackiego, a jedynie do zacytowania fragmentów Prologu "Dekamerona", jakże aktualnego w czasach dzisiejszej zarazy.

Powiem wiec, że w roku od narodzenia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, tysiąc trzysta czterdziestym ósmym, w sławnym mieście Florencji, klejnot miast włoskich stanowiącym, wybuchła zaraza morowa, sprowadzona wpływem ciał niebieskich albo też słusznie przez Boga zesłana dla ukarania grzechów naszych. Mor zaczął się na kilka lat przedtem na Wschodzie i spowodował tam wielkie spustoszenia. Powoli, z miejsca na miejsce się przenosząc, zaraza do krajów zachodnich dotarła. Zapobieżenia ludzkie na nic się wobec niej zdały. Nie pomogło oczyszczanie miast przez ludzi do tego najętych, zakaz wprowadzania chorych do grodu, rożne przestrzeżenia, co czynić należy, aby zdrowie zachować, ani też pokorne modlitwy, procesje i wszelkie pobożne dzieła. Wiosna tego roku mor począł w przedziwny sposób okrutne spustoszenia czynić. Choroba nie objawiała się u nas tak, jak na Wschodzie, gdzie zwykłym znamieniem niechybnej śmierci był upływ krwi z nosa. Zaczynała się ona równie u mężczyzn jak u kobiet od tego, że w pachwinach i pod pachą pojawiały się nabrzmienia, przyjmujące kształt jabłka albo jajka i zwane przez lud szyszkami. Wkrótce te śmiertelne opuchliny pojawiały się i na innych częściach ciała; od tej chwili zmieniał się charakter choroby: na rekach, biodrach i indziej występowały czarne albo sine plamy; u jednych były one wielkie i rzadkie, u drugich skupione i drobne. Na chorobę te nie miała środka sztuka medyczna; bezsilni byli też wszyscy lekarze. Możliwą jest rzeczą, że przyrodzenie choroby już takim było, albo też, że lekarze nic nie wiedzieli. Medyków wówczas pojawiło się siła, tak mężczyzn, jak i kobiet, nie mających, mówiąc po prawdzie, najmniejszego pojęcia o medycznym kunszcie. Nikt nie mógł odgadnąć przyczyny choroby ani znaleźć na nią stosownego remedium. Dlatego też jedynie nieliczni z chorujących do zdrowia powracali, wszyscy pozostali umierali trzeciego dnia, od chwili gdy te znamiona na ciele się pojawiały; przy tym nawet gorączka zazwyczaj nie występowała. Morowa zaraza grasowała z wielką siłą; od chorych udzielała się łatwo zdrowym, którzy z zarażonymi przebywali, podobnie do ognia, co łatwopalne przedmioty obejmuje. Aliści zło jeszcze szło dalej; wystarczyło dotknąć się sukien chorego lub jakiejkolwiek rzeczy, którą miał w ręku, aby się zarazić. To, o czym teraz powiem, może się wydawać rzeczą zadziwiającą. Gdybym jej na własne oczy nie widział i gdyby nie świadectwo wielu, sam bym jej nie dal wiary ani poważyłbym się jej tu opisywać. Siła zarazy była tak wielka, że przenosiła się ona nie tylko letko z jednego człeka na drugiego, ale i tak bywało, że jeśli do przedmiotu, stanowiącego własność chorego, zbliżyło się jakieś zwierze, zaraz mor się go chwytał i w krótkim czasie je uśmiercał.
Strzępy odzieży pewnego nieboraka zmarłego z powodu tej choroby, na ulicę wyrzucone zostały. Do szat podeszły dwie świnie i jęły je, wedle swego obyczaju, ryjami i zębami poruszać. Nie minęła ani godzina, jak trucizny się najadły, zatoczyły się i padły nieżywe. Wypadki te wzbudziły w umysłach nieopisaną trwogę i napełniły je różnymi wyobrażeniami. Wszyscy bezlitośnie tylko o to się starali, aby społeczeństwa z chorymi unikać. To stawało się powszechnie jedynym ocalenia sposobem. Niektórzy mniemali, że wstrzemięźliwość przeciwko zarazie zabezpieczyć może, dlatego też wszelkiego nieumiarkowania się wystrzegali. Zgromadzali się w domach swoich, gdzie żyli odcięci od świata całego. Jadali letkie potrawy, pili powściągliwie wyborne wina i chuciom cielesnym nie folgując, czas swój na muzyce i innych dostępnym im przyjemnościach trawili, dla zapomnienia o zarazie i śmierci, o których ani słyszeć nie chcieli.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...