niedziela, 19 grudnia 2010

Warszawa - Kopenhaga - Trondheim

Muszę przyznać, że Tomek trafił w dziesiątkę wybierając termin lotu na dzień 15 grudnia. Mimo mrozu i tęgiej zimy (chociaż kalendarzowa zima dopiero 23 XII), lot z Warszawy do Kopenhagi i z Kopenhagi do Trondheim przebiegał planowo bez opóźnień i bez większych wrażeń. 
 Co prawda, jak napisał mi w SMS-ie ‘Strasznie szarpało w samolocie do Trondheim, bo trafili na śnieżycę’, ale przeżył ten lot i pokonując ok. 2000 km wylądował szczęśliwie o 21:48. 
 
Dziś (19 XII) lotnisko w Kopenhadze jest czynne, ale prawie wszystkie loty są opóźnione. A na większości lotnisk w całej Europie - w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii, Francji, Holandii panuje ogromny chaos, właśnie z powodu mrozów. Dziesiątki maszyn stojących przy terminalach po prostu przymarzło do swoich stanowisk przykrytych wcześniej topniejącym śniegiem. Nie mają gdzie kołować, lotniska nie są przygotowane, bo nie mają odpowiedniego sprzętu. W Kopenhadze i Trondheim pasy startowe też były oblodzone, a jednak lotniska norweskich portów lotniczych Avinor funkcjonowały bez zastrzeżeń.
Ludzie z różnych zakątków Świata chcieliby zdążyć do domu na święta, niestety zmuszeni są koczować przez wiele godzin na lotnisku m. in. Heatrhow, Frankfurcie, Paryżu. Nawet w Hiszpanii, we Włoszech i w Grecji zima sparaliżowała ruch na drogach, we Włoszech zamarzły fontanny. 
Pamiętamy wszyscy kwiecień i okres tragedii smoleńskiej, kiedy to europejskie porty lotnicze miały poważne kłopoty z funkcjonowaniem. W dużej części Europy ruch lotniczy został całkowicie sparaliżowany z powodu chmury pyłu wulkanicznego po erupcji wulkanu Eyjafjoell na Islandii. Śledziliśmy wówczas sytuacje udostępniania i zamykania przestrzeni powietrznej w całej Europie. Z tego powodu nie mogły przylecieć do Krakowa ważne osobistości na pogrzeb prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego .

piątek, 17 grudnia 2010

Pociąg do Europy

Cała Polska od kilku dni jest sparaliżowana z powodu złej pogody. Od 12 grudnia obowiązuje na kolei nowy rozkład jazdy pociągów. Rozkład bardzo niespójny, niesprawny, nie działający. Kilkunastostopniowy mróz, spowodował, że 12 XII 2010r w wielu miejscach Polski dochodziło do awarii trakcji kolejowej, pęknięcia szyn, uszkodzenia wagonów, zerwania trakcji elektrycznych. Pociągi pasażerskie były odwoływane. Kolejne dni przynosiły kolejne zawieszenia kursów pociągów. Odnotowano 94 usterek w rozjazdach, 117 uszkodzeń lokomotyw, odwołano 209 pociągów pasażerskich.

Takie informacje docierały z telewizora do Tomka w czasie pakowania się w przeddzień wyjazdu do Norwegii.





Sroga zima nie usprawiedliwia braku troski o pasażerów. Wiadomo, grudzień to okres zimowy, a jak zima to mróz, śnieżyce, oblodzenia. Kolej powinna sprostać wezwaniom. 
W potrzasku zimy na dworcach kolejowych, podczas postojów w zimnych, w zaśnieżonych wagonach nie udzielano pomocy pasażerom. Sprawność sieci informatycznej budziła wiele zastrzeżeń, klienci oczekiwali na wiadomości o sytuacji w komunikacji kolejowej. Kolej nie sprostała wyzwaniom. Nie potrafiła wyprowadzić transportu kolejowego z chaosu. Przed wojną pociągi kursowały regularnie, można było regulować zegarki.
Na szczęście w dniu 15 XII, kiedy to Tomek o 6:40 oczekiwał na peronie pociągu relacji Leżajsk- Rozwadów sytuacja na kolei była już ustabilizowana. Pociąg przyjechał planowo, mimo 12 stopni na minusie. Potem musiał przesiadać się do kolejnych pociągów z Rozwadowa do Lublina, a następnie z Lublina do Warszawy. Nie było lekko. Dwie przesiadki, dwa bagaże łącznie 30 kg. Spakował plecak 20 kg jako bagaż główny i 1 torbę 10 kg jako bagaż podręczny dostosowując się do wymogów przewoźnika lotu SAS. Torba podręczna nie mogła przekroczyć 10 kg i wymiarów 40x50x23 cm.
Trudno było mu zdecydować co zabrać w podróż, a z czego zrezygnować. Co ważniejsze – potrzebna odzież, przydatne książki, czy bardzo droga w Norwegii żywność. A do tego aparaty fotograficzne, komórka, ładowarki, baterie, kable. Norweskie ceny są 2-3 krotnie wyższe od naszych polskich. Jeśli przekroczy wagę, zapłaci nadbagaż, trzeba skalkulować, by słono nie zapłacić za każdy dodatkowy kilogram.
Najlżejsza wydaje się przy tym karta płatnicza i gotówka w portfelu. Nie kupował koron, wolał to zrobić na miejscu, już w Stjørdal.

czwartek, 2 grudnia 2010

Laurka czy prezent

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, ale wcześniej, dosłownie za kilka dni odwiedzi nas święty Mikołaj.
Firmy prześcigają się ze swoimi propozycjami, już od kilku tygodni duże sklepy mamią nas świątecznymi reklamami zachęcającymi do wydawania pieniędzy.
Co kupić na prezent, by sprawić obustronną przyjemność, sobie i obdarowanemu?
W jaki sposób komunikować się ze sobą w sprawie dawania i otrzymywania prezentów, by nie trzeba było okazywać fałszywego zachwytu z nieudanego prezentu.
Uważam, że najprzyjemniejszy jest prezent, który jest niespodzianką precyzyjnie trafioną w gust i upodobanie osoby bliskiej. Nie powinno się podpytywać i podpowiadać otwarcie, jeśli chodzi o rodzaj prezentu.
Priorytety są różne, jedni preferują kosztowne wartościowe drobiazgi inni symboliczne laurki z naciskiem na szczere, serdeczne życzenia. W różnych grupach społecznych panują różne obyczaje, jeśli chodzi o wybór, cenę i formę prezentu, a przede wszystkim status liczony grubością portfela. Ważne, by uniknąć popełnienia gafy, dając w prezencie coś, co mogłoby sprawić przykrość, nie zauważając potrzeb i upodobań osoby bliskiej. Nie warto podchodzić racjonalnie wybierając na prezent np. mikser zamiast wyczekiwanego pierścionka.
Prezenty powinny być przemyślane dużo wcześniej, nie warto czekać z kupnem na ostatnią chwilę.
Przy wyborze prezentu powinna się liczyć pomysłowość. Niektórzy preferują koperty, to wygony i praktyczny prezent, lepszy niż kiczowaty gadżet wprawiający w zakłopotanie i na pewno ulubiony przez młodych. Młodzi mają zupełnie inne upodobania, często trudne do zrozumienia i zaakceptowania przez dorosłych.
Jak się zachować kiedy otwieramy prezent, a tam bezużyteczny kicz wprawiający nas w zakłopotanie? Uśmiechać się, okazywać zachwyt czy wyrazić swoje niezadowolenie? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Chyba jednak lepiej zrobić dobrą minę, bo przecież w każdym prezencie ukryte są intencje. Nietrafiony prezent powinien nas skłonić do refleksji, że coś nie gra z naszą komunikacją.
Moim dzieciom zawsze wpajałam, że nie ważny prezent, ważne są intencje i pamięć. Z tego względu nie jestem zwolennikiem hucznych imieninowych biesiad. Integrują co prawda znajomych, ale są kłopotem finansowym. Nie jestem też zwolenniczką kupowania bogatych wiązanek kwiatowych, a tym bardziej kwiatów doniczkowych. To zbędne nabijanie kabzy właścicielom kwiaciarni. Takie myślenie pozostało mi jeszcze z czasów PRLu, kiedy to w latach 70. właściciele hektarów pod szkłem zbijali fortuny za goździki, gerbery. Nie sądzę, by ktoś szczerze cieszył się z otrzymanego naręcza bukietów kwiatowych. Moja wychowawczyni z podstawówki skwitowała kiedyś po otrzymaniu naręczy kwiatów, że ‘nie ma krowy’. Zwyczajowo każde dziecko przychodziło do szkoły z bukietem kwiatów na Dzień Nauczyciel, Dzień Kobiet czy imieniny swojej pani.
Lubię dostawać i często dyskretnie sugeruję moim bliskim, że ucieszyłby mnie ładny album na zdjęcia. To nie wygórowana i nie krępująca sugestia. Ładny album to wydatek zaledwie 25-30 złotych.
Najpopularniejszym prezentem preferowanym w moim domu jest wspólne wyjście do restauracji na uroczystą kolację okolicznościową.
Jednak najmilszym prezentem od moich synów były laurki własnoręcznie namalowane. Przechowuję je skrzętnie w moich dokumentach rodzinnych.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...