Zazwyczaj ludzie prześcigają się z pomysłami. Starają się, aby w sposób zabawny i dowcipny targować się z panem młodym i jego świtą o oddanie w jego ręce narzeczonej.
Chłopcy z podwórka, kawalerowie nie chcą tak łatwo oddać swojej koleżanki w 'obce ręce'.
Tym razem sprawa dotyczyła bliskiej kuzynki.
Ciotki rzuciły do chłopaków hasło:
Jak to! Nie robicie bramy weselnej? Chcecie oddać Sylwię panu młodemu tak za darmo? To, że w Świdniku nie znają zwyczaju urządzania weselnych bram, nie znaczy, że my z podkarpackiego mamy rezygnować z kultywowania tego obrzędu.
Nie było czasu na przygotowanie rekwizytów, przyjechaliśmy do Świdnika zaledwie kilkanaście minut wcześniej. Brakowało chłopakom pomysłu, jednak Jurek, gdy tylko zobaczył nadchodzących drużbów i Pana Młodego, hardo stanął w furtce i swoim ciałem zablokował im wejście na posesję.
- Brama weselna - oświadczył dumnie i głośno!
- No, może się jakoś dogadamy - odrzekli nieśmiało zaskoczeni weselnicy przybywający po Pannę Młodą.
- Proszę bardzo, zapraszam serdecznie - powiedział radośnie, skonsternowany Jurek. Uprzejmie się ukłonił, po czym wpuścił przez furtkę drużbów i Pana Młodego do ogrodu, wskazując drogę do domu.
Zrypały go ciotki za takie załatwienie sprawy. Trzeba się było targować, żądać wódki, kazać śpiewać ... - pouczały go.
Ale on nieugięcie tłumaczył się:
Jak to! Miałem im sprzedać siostrę cioteczną za pół litra wódki?
U nas takie bramki weselne urządzają również sąsiedzi, a także przypadkowi ludzie. Blokują przejazd, targują się, zazwyczaj ze starostą lub drużbami, gdy młodzi śpieszą się do kościoła na ceremonię ślubną. A ponieważ się śpieszą są w stanie postawić 'bramkarzom' niemalże każdą ilość wódki.
A wszystko po to, by ubarwić wesele.