Mój bal studniówkowy odbył się w lutym 1973 roku. To już ponad cztery dekady temu. Pora na refleksje.
Śledząc zwyczaje studniówkowe można odnieść wrażenie, że w dzisiejszych czasach studniówki organizowane są z rozmachem i przypominają niekiedy wesela. To samo robi się z przyjęciami pierwszokomunijnymi. To istne szaleństwo wydawać mnóstwo kasy na stroje, fryzury, wizyty u kosmetyczki, zastawienie stołów wymyślnymi potrawami, wynajmowanie drogich lokali, a nawet limuzyn.
Za moich czasów tak nie było.
Zabawę zorganizowano nam w hali sportowej na Placu Szkolnym. Budynek należał wówczas do liceum. W tej sportowej hali odbywały się zajęcia z WF, akademie okolicznościowe, studniówki i matury. Popołudniami odbywały się treningi z siatkówki członków klubu sportowego, do którego należała moja siostra Irusia. W soboty i niedziele odbywały się mecze siatkówki.
Pierwsze wspomnienia, jakie kojarzą mi się ze studniówką, to mój polonez z dyrektorem liceum Czesławem Lorencem.
Przygotowania trwały od dawna, ale jakoś dziwnym trafem nikt nie pomyślał o polonezie, a przecież tradycyjnie każda studniówka rozpoczyna się polskim narodowym tańcem, jakim jest polonez.
Panika, nerwowa atmosfera, co robić?
Trzeba przecież poprosić dyrektora, aby poprowadził korowód. Tylko z kim? Nie było chętnych. Odważnie podjęłam męską decyzję i oświadczyłam, że ostatecznie mogę z dyrektorem wystąpić w pierwszej parze. W końcu kiedyś tańczyłam w zespole ludowym i to pod kierunkiem Danuty Dańczakowej.
Polonez czy polka, kujawiak czy oberek to dla mnie bułka z masłem. Przedstawiłam dyrektorowi krótki plan, kto z kim i jak ma tańczyć i że to my razem, w pierwszej parze poprowadzimy poloneza. Dyrektor mnie nie uczył, nie musiałam się go bać, zupełnie na luzie ustawiłam się do tańca.
Problem się niestety pojawił szybciej, niż się tego spodziewałam. Już przy stawianiu pierwszych kroków nie mogłam nadążyć za 7-milowymi krokami stawianymi przez dyrektora. On był wysokim mężczyzną, a ja kurduplem, on stawiał długie kroki, a ja chcąc mu dorównać, dreptałam szybciutko. Na dodatek miałam wąską długą spódnicę, która utrudniała mi stawianie dostatecznie długich kroków. Szybko przejęłam inicjatywę, dyrygowałam wydając głośno polecenia. Mniejsze kroki, para w prawo, para w lewo, teraz robimy mostek, kółeczko teraz. Pan dyrektor posłusznie dostosowywał się do moich poleceń. Jak na improwizację poszło nam nieźle.
Byłam dumna, zaliczyłam egzamin z asertywności czy kreatywności. Wszyscy byli szczęśliwi, rodzice płakali ze wzruszenia. W końcu to nasz narodowy taniec, przepełniony patosem, przypominający staroszlacheckie czasy.
Improwizowane układy choreograficzne, wyszły idealnie, mimo, że nikt z nas nie ćwiczył poloneza przed balem. Moje dzieci już na miesiąc przed studniówką trenowały układy taneczne i to pod okiem nauczyciela tańca.
Na mojej studniówce obowiązywał strój skromny. Chłopcy obowiązkowo w garniturach, co w tamtych czasach nie było takie oczywiste. Garnitury, to był obciach. Nawet na najciekawsze imprezy chodziło się w dżinsach i podkoszulkach lub kraciastych flanelowych koszulach.
Dla dziewcząt obowiązywały ciemne sukienki lub spódnice, białe bluzeczki.
Wystąpiłam w długiej spódnicy z czarnego aksamitu i białej bluzce. Spódnicę przerobiłam z Irusi studniówkowej kreacji, trzeba było ją znacznie skrócić, bo jestem od mojej siostry dużo niższa.
Wystąpiłam w długiej spódnicy z czarnego aksamitu i białej bluzce. Spódnicę przerobiłam z Irusi studniówkowej kreacji, trzeba było ją znacznie skrócić, bo jestem od mojej siostry dużo niższa.
Dzisiejsze studniówki mają zupełnie inny wymiar. To raczej spełnienie marzeń rodziców, niż dzieci. Chcą, aby wejście w dorosłe życie ich pociech było pompatyczne. Wydaje im się, że im droższa suknia, biżuteria, lepszy lokal, tym lepsza zabawa. Nauczyciele bawią się oddzielnie, rodzice mają znikomy wkład w organizacje imprezy. A to według mnie nie jest najlepszy pomysł.
Na bal studniówkowy koniecznie trzeba iść z partnerem. Absolutnie nie wypada iść samemu. Problem mają ci, którzy partnera nie mają.
Na bal studniówkowy koniecznie trzeba iść z partnerem. Absolutnie nie wypada iść samemu. Problem mają ci, którzy partnera nie mają.
Studniówka jest okazją, żeby sobie chłopaka czy dziewczynę poszukać, chociażby na ten jeden wieczór i tę jedną noc. Dzisiaj z pomocą przychodzą portale społecznościowe, chociaż wielce ryzykowny może okazać się partner z łapanki. Dla niektórych głównym kryterium doboru jest uroda i to taka, żeby koledzy pękali z zazdrości. Potem rozczarowanie, niesmak, żal i samotność przy stole.
Nie miałam z tym problemu, bo już od dwóch lat chodziłam z chłopakiem. Krępujące jednak dla mnie było bawić się pod ostrzałem nauczycieli i rodziców.
Jedyne miłe wspomnienie, jakie pozostało mi po tym balu, to taniec z profesorem Ryszardem Zemłą, moim nauczycielem od biologii. Profesor tańczy świetnie, a ja bardzo sobie cenię ludzi, którzy dobrze tańczą.
Szkoda, że na takich tancerzy tak rzadko trafiałam w moim życiu.
Nie miałam z tym problemu, bo już od dwóch lat chodziłam z chłopakiem. Krępujące jednak dla mnie było bawić się pod ostrzałem nauczycieli i rodziców.
Jedyne miłe wspomnienie, jakie pozostało mi po tym balu, to taniec z profesorem Ryszardem Zemłą, moim nauczycielem od biologii. Profesor tańczy świetnie, a ja bardzo sobie cenię ludzi, którzy dobrze tańczą.
Szkoda, że na takich tancerzy tak rzadko trafiałam w moim życiu.