Usłyszałam niedawno zarzut, że niepotrzebnie piszę o pewnych, dla niektórych bardzo niewygodnych faktach z historii naszej leżajskiej społeczności. Niektórzy zarzucają mi również pisanie o przedwojennych Żydach i chasydach przyjeżdżających do Leżajska w rocznicę cadyka Elimelecha. Nie chce mi się odpierać zarzutów o kolonistach niemieckich przybyłych w nasze strony jeszcze w XVIII wieku. Ludzie nie mają pojęcia, że ci koloniści współtworzyli naszą kulturę, wzbogacając ją o tradycje przywleczonej z terenów Austrii, Bawarii, Czech. Walczyli o Polskę, umierali w obozach koncentracyjnych, bo czuli się polskimi patriotami. Pewnie, że nie wszyscy. Zasymilowali się z Polakami i w niejednej polskiej rodzinie żyją do dziś ich potomkowie. Pewnie z tego samego powodu urządza się w Leżajsku Spotkania Trzech Kultur, zamiast Czterech, wykluczając kulturę austriacką czy niemiecką.
Nie trzeba sięgać do odległych czasów, wystarczy cofnąć się do okresu II wojny światowej i od razu można się zastanowić w jaki sposób rzetelnie opisać stosunki i relacje polsko-ukraińskie, polsko-żydowskie, ukraińsko-niemieckie. W Leżajsku nie brakowało mieszkańców wyznania grekokatolickiego i rzymskokatolickiego. Jedni modlili się w cerkwi, inni z tej samej rodziny chodzili do klasztoru czy do Fary.
Na portalu Genebase opublikowałam dawno temu posta na ten temat. Spróbuję go odtworzyć (wszystkie moje posty na Genebase z nieznanych mi powodów są niedostępne).
'Rowerem po Leżajsku' (14 kwiecień 2007)
Kiedyś, to ja lubiłam jeździć na rowerze. Jeździłam chętnie. Jednak przez ostatnie 2 lata, kończyło się tylko na postanowieniach, że jak tylko zrobi się cieplej, to znowu usiądę na rower. Od 2 lat obiecywałam i na postanowieniach się kończyło. Wygodniej jest poruszać się samochodem, ale z lenistwem postanowiłam walczyć. Kompletny brak ruchu, ciągłe siedzenie przed komputerem, to w moim wieku niezbyt rozsądne. Tak, więc w czwartek zaliczyłam bez trudu i zadyszki 5 km, na sobotę zaplanowałam sobie dłuższą przejażdżkę.
Jednak, przejeżdżając przez leżajski rynek, zauważyłam mojego znajomego, Pana J. Ulasa Urbańskiego, który jak zwykle spacerował po mieście. Często widzę go również na rowerku. Moja rowerowa wycieczka poszła w zapomnienie.
Jednak, przejeżdżając przez leżajski rynek, zauważyłam mojego znajomego, Pana J. Ulasa Urbańskiego, który jak zwykle spacerował po mieście. Często widzę go również na rowerku. Moja rowerowa wycieczka poszła w zapomnienie.
Bo z Ulasem, to ja mogłabym cały dzień przegadać. O genealogii, o historii Leżajska, o mieszkańcach - bohaterach i „nie bohaterach” naszego miasteczka. Ulasowi w maju stuknie 80 lat. Jako stary Leżajszczanin, jest kopalnią wiedzy, jest chodząca kroniką miasta. Jeszcze do niedawna przelewał na papier swoją wiedzę, ale teraz, jak twierdzi, już mu się nie chce. Ubolewa, że młodzi kompletnie nie interesują się przeszłością i podobnie jak w mojej rodzinie, Jego rodzina absolutnie nie podziela jego pasji. Ulas zna ludzi i zna fakty z przeszłości, które znacznie różnią się od tych spisywanych przez autorów książek, reportaży pisanych do Miejskiego Biuletynu. Może kiedyś uchyli rąbka tajemnicy, ale jak twierdzi, uczyni to po śmierci tych, którzy mają się za bohaterów.
Podobne zdanie miała moja Ś.P. teściowa Janina Ordyczyńska, która mówiła, że żyją jeszcze ludzie, którzy niechlubnie zapisali się w historii miasta, a którzy nieźle się ustawili w życiu. Nie chciała opowiadać, znała inną prawdę, ale wolała tajemnicę o ludziach i ich czynach zabrać ze sobą do grobu.
Żyją w Leżajsku jeszcze ludzie, którzy spisali kawałek historii. Historii, która nieco się różni od tej publikowanej, ale jej na razie nie publikują, chcą, aby ich wspomnienia zostały wydane dopiero po ich śmierci.
Mój sąsiad spisywał z wielką pasją wspomnienia grekokatolików, zdobył mnóstwo zdjęć i dokumentów, nagrywał wywiady z ludźmi, którzy przeżyli wojnę. Mało kto wiedział, że na jego oczach partyzanci zastrzelili mu babcię, tylko dlatego, że nie chciała po wojnie wyjechać na Ukrainę. Tłumaczyła się podeszłym wiekiem, mówiła, że całe życie tu żyła, tu żyli jej przodkowie z dziada pradziada, że chce być pochowana po śmierci w ziemi, która ją wyżywiła. Niestety, nie zdążył się opublikować zdobytych materiałów. Zmarł kilka lat temu.
Może nie warto się spierać czyja prawda jest prawdziwsza i kto ma rację?
Ja chciałabym zbierać informacje od wszystkich, niezależnie od tego, czy fakty są, czy nie są wiarygodne. Uważam, że dobrze byłoby pospisywać relacje tego samego wydarzenia sprzed lat, przez jak największą ilość świadków. Ostatecznie, każdy może mieć inne spojrzenie na te same fakty. To tak, jak w polityce.
Żartobliwie dodaję, że racja jest jak dupa, każdy ma swoją.
Ja chciałabym zbierać informacje od wszystkich, niezależnie od tego, czy fakty są, czy nie są wiarygodne. Uważam, że dobrze byłoby pospisywać relacje tego samego wydarzenia sprzed lat, przez jak największą ilość świadków. Ostatecznie, każdy może mieć inne spojrzenie na te same fakty. To tak, jak w polityce.
Żartobliwie dodaję, że racja jest jak dupa, każdy ma swoją.