Był piękny, słoneczny dzień, lekki wiaterek łagodził upał. 26 kwietnia 1986 rok. Z moim 4-miesięcznym dzieckiem zażywałam kąpieli słonecznych. Tomek leżał w wózku, a promienie słoneczne opalały jego buzię i odkryte rączki i nóżki. Mój 3,5 letni Jurek biegał beztrosko w krótkich spodenkach i bawełnianej koszulce po świeżej zielonej trawie wokół bloku.
Zadowolona wróciłam ze spaceru do domu, nieświadoma skutków porannego spaceru.
Wieczorem usłyszałam niezapomniany komunikat PAP w Polskim radiu: „Na terenie Szwecji w jednej z elektrowni atomowych nastąpił wyciek radioaktywnej substancji, ale u nas nie ma zagrożenia ". Już wtedy świat wiedział o katastrofie, w naszych mediach nie było wtedy w niedzielę jeszcze o tym ani słowa.
Dopiero potem z komunikatu BBC dowiedziałam się, że wyciek pochodził z elektrowni w Czarnobylu. Zdawałam sobie sprawę, że nasze media karmią nas propagandową papką, więc z zapartym tchem wsłuchiwałam się w Radio Wolna Europa.
Pocieszające dla mnie były informacje, że radioaktywna chmura pyłu kierowała się na północną część Polski, omijając podkarpackie.
O godzinie 7:00 28 kwietnia stacja SPSP znajdująca się w Mikołajkach zanotowała kilkakrotny wzrost promieniowania gamma i siedmiuset krotny beta w powietrzu. W południe było już wiadomo, że stężenie promieniotwórczego cezu-137 w Warszawie osiągnęło 3300 mBq/m2 czyli było 80000 większe razy niż normalne, a stężenie jodu-131 wyniosło 100000 mBq/m2, gdy wcześniej było tak nieduże, że niewykrywalne.
Izotopy strontu i plutonu, należące do I grupy toksyczności stwierdzono w Finlandii i Holandii. W Polsce przeoczono podanie stężenia tych pierwiastków, których koncentracja mogła narastać dopiero w czerwcu i lipcu. Koncentracja strontu i plutonu w produktach żywnościowych ma tendencję narastania dopiero po 2-4 latach od skażenia powietrza.
Polskie władze podjęły decyzję o rozpoczęciu podawania dzieciom płynu Lugola zawierającego nieradjoaktywny jod, który miał zabezpieczyć je przed wchłonięciem niebezpiecznego jodu-131. Akcję przeprowadzano całą noc. Jeździłam do przychodni z dziećmi, kolejka była bardzo długa, nikt nie wiedział co tak naprawdę się stało.
2 maja 1986 roku władze wydały komunikat: „Utrzymujące się lokalnie i pewne niewielkie skażenie powierzchni ziemi i otwartych zbiorników wody nie stanowi zagrożenia dla zdrowia”.
Podjęto decyzję o wstrzymaniu wypasu bydła na łąkach (które mogły zostać skażone) i karmieniu ich jedynie suchą paszą. Ograniczono spożycie mleka otrzymanego po katastrofie, dzieci i młodzież miały pić jedynie mleko w proszku bądź skondensowane.
Trzy dni później wydano dyspozycję, dopuszczającą wypas wszystkich zwierząt, z wyjątkiem krów mlecznych tuż przed wycieleniem.
Zagrożeniem były grzyby, które mają zdolność wychwytywania substancji radioaktywnych. Na szczęście okres grzybobrania przypadał na kilka miesięcy później, więc władze przemilczały ten problem.
Nie było też zakazu opuszczania pomieszczeń przez dzieci i młodzież. A powinien, i to kategoryczny!
Zaniepokojona śledziłam komunikaty w mediach. Czytałam w gazetach o grożącym zagrożeniu wzrostu zachorowalności na nowotwory, choroby serca, przewodu pokarmowego i choroby zakaźne. Skutki mają być odczuwalne dopiero po5, a nawet 20 latach.
Wycięłam kartkę z gazety, z artykułem „W cieniu reaktora - Dzieci Czarnobyla”, który ukazał się po 7 latach od tragedii. Przeglądam go od czasu do czasu, czytam o wzroście zachorowalności na nowotwory tarczycy, o braku kompleksowego programu zwalczania chorób nowotworowych czy skutków choroby popromiennej.
A co statystyki mówią dzisiaj, po 24 latach od pamiętnej awarii czarnobylskiej elektrowni?
Zadowolona wróciłam ze spaceru do domu, nieświadoma skutków porannego spaceru.
Wieczorem usłyszałam niezapomniany komunikat PAP w Polskim radiu: „Na terenie Szwecji w jednej z elektrowni atomowych nastąpił wyciek radioaktywnej substancji, ale u nas nie ma zagrożenia ". Już wtedy świat wiedział o katastrofie, w naszych mediach nie było wtedy w niedzielę jeszcze o tym ani słowa.
Dopiero potem z komunikatu BBC dowiedziałam się, że wyciek pochodził z elektrowni w Czarnobylu. Zdawałam sobie sprawę, że nasze media karmią nas propagandową papką, więc z zapartym tchem wsłuchiwałam się w Radio Wolna Europa.
Pocieszające dla mnie były informacje, że radioaktywna chmura pyłu kierowała się na północną część Polski, omijając podkarpackie.
O godzinie 7:00 28 kwietnia stacja SPSP znajdująca się w Mikołajkach zanotowała kilkakrotny wzrost promieniowania gamma i siedmiuset krotny beta w powietrzu. W południe było już wiadomo, że stężenie promieniotwórczego cezu-137 w Warszawie osiągnęło 3300 mBq/m2 czyli było 80000 większe razy niż normalne, a stężenie jodu-131 wyniosło 100000 mBq/m2, gdy wcześniej było tak nieduże, że niewykrywalne.
Izotopy strontu i plutonu, należące do I grupy toksyczności stwierdzono w Finlandii i Holandii. W Polsce przeoczono podanie stężenia tych pierwiastków, których koncentracja mogła narastać dopiero w czerwcu i lipcu. Koncentracja strontu i plutonu w produktach żywnościowych ma tendencję narastania dopiero po 2-4 latach od skażenia powietrza.
Polskie władze podjęły decyzję o rozpoczęciu podawania dzieciom płynu Lugola zawierającego nieradjoaktywny jod, który miał zabezpieczyć je przed wchłonięciem niebezpiecznego jodu-131. Akcję przeprowadzano całą noc. Jeździłam do przychodni z dziećmi, kolejka była bardzo długa, nikt nie wiedział co tak naprawdę się stało.
2 maja 1986 roku władze wydały komunikat: „Utrzymujące się lokalnie i pewne niewielkie skażenie powierzchni ziemi i otwartych zbiorników wody nie stanowi zagrożenia dla zdrowia”.
Podjęto decyzję o wstrzymaniu wypasu bydła na łąkach (które mogły zostać skażone) i karmieniu ich jedynie suchą paszą. Ograniczono spożycie mleka otrzymanego po katastrofie, dzieci i młodzież miały pić jedynie mleko w proszku bądź skondensowane.
Trzy dni później wydano dyspozycję, dopuszczającą wypas wszystkich zwierząt, z wyjątkiem krów mlecznych tuż przed wycieleniem.
Zagrożeniem były grzyby, które mają zdolność wychwytywania substancji radioaktywnych. Na szczęście okres grzybobrania przypadał na kilka miesięcy później, więc władze przemilczały ten problem.
Nie było też zakazu opuszczania pomieszczeń przez dzieci i młodzież. A powinien, i to kategoryczny!
Zaniepokojona śledziłam komunikaty w mediach. Czytałam w gazetach o grożącym zagrożeniu wzrostu zachorowalności na nowotwory, choroby serca, przewodu pokarmowego i choroby zakaźne. Skutki mają być odczuwalne dopiero po
Wycięłam kartkę z gazety, z artykułem „W cieniu reaktora - Dzieci Czarnobyla”, który ukazał się po 7 latach od tragedii. Przeglądam go od czasu do czasu, czytam o wzroście zachorowalności na nowotwory tarczycy, o braku kompleksowego programu zwalczania chorób nowotworowych czy skutków choroby popromiennej.
A co statystyki mówią dzisiaj, po 24 latach od pamiętnej awarii czarnobylskiej elektrowni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz