wtorek, 7 lipca 2015

Zamach w Londynie (7 lipca 2005)

Mija dokładnie 10 lat od ataku terrorystycznego, tragicznego wydarzenia, jakie miało miejsce 7 lipca 2005 roku w Londynie. W tym dniu trzech zamachowców z Pakistanu i jeden z Jamajki zdetonowali bomby na stacjach metra i w autobusie. 
Pamiętnego dnia 7 lipca 2005 roku trzy eksplozje w metrze i jedna eksplozja w miejskim autobusie sparaliżowały w porannych godzinach szczytu centrum Londynu w Wielkiej Brytanii.

W tym czasie w Londynie przebywał mój syn Tomek. Poleciał do Anglii kilka dni wcześniej w poszukiwaniu pracy. Zaplanował wyjazd na wyspy brytyjskie, żeby zarobić na studia. 

Byłam w pracy, słuchałam Radia Zet. Nagle o godz. 10:55 usłyszałam komunikat o jakimś wybuchu w londyńskim metrze. Początkowo mówiono o awarii prądu, ale mi od razu zaświtało w głowie, że to może być atak terrorystyczny. 
Podano, że pierwsza eksplozja nastąpiła w pobliżu dworca Liverpool Street, kilka minut później kolejna eksplozja na linii Piccadilly między stacjami King’s Cross a Russell Square. Skojarzyłam nazwy, Tomek opowiadał mi, że jeździ po Londynie metrem. Wiedziałam w jakiej dzielnicy mieszkał. 
Szok, niedowierzanie, zaraz potem świadomość, że mogło coś się stać moim bliskim, którzy mogli być w pobliżu katastrofy. Odżyły obrazy z 11 września 2001 roku

Od razu zadzwoniłam do Tomka. Ulżyło mi, gdy usłyszałam jego głos. Nie wyruszył dzisiaj na miasto w poszukiwaniu pracy!!! Został w domu, załamany bezskutecznymi poszukiwaniami przez 7 dni. Dzień wcześniej dzwonił do mnie i oświadczył, że chce wracać do Polski, nie ma pracy i nie ma szans na pracę. Poradziłam mu, aby został jeszcze przez tydzień, już nie szukał pracy, ale aby poświęcił czas na zwiedzanie miasta i zabytków.

Tomek, w mediach podają, że w Londynie nastąpił wybuch w metro, nie ruszaj się z domu - krzyczałam do słuchawki zdenerwowana, tym bardziej, że z telefonu dolatywało wycie syren. Tomek uspokajał, że to karetki, że mieszka tuż obok szpitala.

I nagle telefon się wyłączył, nie dokończyłam rozmowy i nie rozumiałam co się stało. Przez cały dzień nie miałam więcej żadnych wiadomości od syna.

Śledziłam wiadomości w Internecie, podawano informacje o kolejnych wybuchach, łączono wydarzenia z atakiem terrorystycznym.


Opisałam swoje obawy na internetowym forum. Dostałam nawet na skrzynkę pocztową kilka listów ze słowami pocieszenia. Być może zorganizowano jakiś sztab psychologów, który współpracował z moderatorem forum. Uspakajano mnie, tłumaczono, że wszyscy operatorzy komórkowi zablokowali sieć, po to by utrudnić terrorystom porozumiewanie się między sobą, aby utrudnić eksplozję ładunków za pomocą telefonów komórkowych i aby udostępnić służbom ratowniczym dostęp do sieci telefonicznych.


Po zamachach w mieście zapanował potężny paraliż komunikacyjny – zarówno kursy metra, jak i autobusów zostały zawieszone. Tomek do pracy chodził piechotą, wracał do domu również pieszo, pokonując odległość 7 km. 

W wyniku eksplozji zginęły wówczas 52 osoby, a co najmniej 700 osób zostało rannych (w tym 22 osoby w stanie krytycznym). Zginęli również sprawcy zamachu. Wśród ofiar były trzy Polki.
Tomek wysłał mi z Londynu pocztówkę z widokiem Piccadilly Cirrcus. Napisał:

„Pozdrowienia z Londynu „bombowego miasta”. 7-07-2005 roku data, którą będę pamiętał do końca moich dni. Seria wybuchów całkowicie sparaliżowała miasto oraz pokrzyżowała moje plany - miałem właśnie się wybrać do Muzeum Brytyjskiego! Ciekawe co teraz będzie z transportem oraz środkami bezpieczeństwa?Dobrze się stało, że pospałem sobie dłużej, bo wybuch mógł mnie dosięgnąć”.


***
Na wniosek Wielkiej Brytanii tydzień później 14 lipca 2005 roku we wszystkich krajach Unii Europejskiej oddano cześć ofiarom ataków terrorystycznych w Londynie. W Polsce punktualnie o godzinie 13 programy telewizyjne i radiowe wstrzymały na dwie minuty emisję planowych audycji.

***



 

 
 

Zobacz też:
11 września 2001 - Atak na WTC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...