"Prawiek i inne czasy" to mój świeży nabytek, jeszcze jej do końca nie przeczytałam, jestem w trakcie. Kupiłam z nadzieją, że jest równie dobra jak "Bieguni".
Powinnam, jak to często czynię, sięgnąć ponownie zacząć czytać ją od nowa. Uważniej, ze zrozumieniem i refleksją, co autorka miała na myśli... Bo z pewnością miała. Realia pomieszane z metafizyką, filozofia z psychologią mają zapewne jakieś drugie dno, którego ja chyba nie zrozumiałam. Dobrze się czyta, z pewnością nie można odmówić naszej polskiej noblistce talentu, kunsztu i wyobraźni, ale szczerze mówiąc, nie jestem książką zachwycona.
"Prawiek i inne czasy" to książka o przemijaniu i ludzkim losie, rodzaj sagi o bohaterach fikcyjnej wsi Prawiek, o ich życiu, marzeniach i rozczarowaniu, o bohaterach różnych, osadzonych w różnym czasie.
"Bo wszystko ma swój Czas, który wielokrotnie 'zakręcił młynka'. I jak to czas, trwając dalej, dla każdego kiedyś się kończy".
Mając ogromny sentyment do rodzinnych pamiątek, zwróciłam uwagę na ciekawy fragment, chyba jedyny godny uwagi w tej książce:
"Człowiek nie potrafi stwarzać z niczego, to boska umiejętność.
Młynek powstał w jakiejś manufakturze, a potem trafił do czyjegoś domu, gdzie codziennie przed południem mełł kawę. Trzymały go ręce ciepłe i żywe. Przyciskały go do jakichś piersi, gdzie pod perkalem czy flanelą biło ludzkie serce. Potem wojna przeniosła go swoim impetem z bezpiecznej półki w kuchni do pudła z innymi przedmiotami, w sakwojaże i worki, w wagony pociągów, którymi ludzie w panicznej ucieczce przed gwałtowną śmiercią parli przed siebie. Młynek, jak każda rzecz, wchłaniał w siebie cały zamęt świata: obrazy ostrzeliwanych pociągów, leniwe strumyczki krwi, porzucone domy, których oknami bawił się co roku inny wiatr. Wchłaniał w siebie ciepło stygnących ludzkich ciał i rozpacz porzucania tego, co znane. Dotykały go ręce i wszystkie one muskały go niezliczoną ilością emocji i myśli. Młynek je przejmował, taką ma bowiem zdolność wszelka materia - zatrzymywać to co ulotne i przemijalne.
Daleko na Wschodzie znalazł go Michał i jako łup wojenny schował do wojskowego plecaka. Wieczorem na postoju wąchał jego szufladkę - pachniało bezpieczeństwem, kawą, domem".
"Są dwa rodzaje nauki. Od zewnątrz i od wewnątrz. Ten pierwszy uznawany jest za najlepszy lub nawet jedyny. Toteż ludzie uczą się poprzez podróże, oglądanie, czytanie, uniwersytety, wykłady - uczą się dzięki temu, co wydarza się poza nimi. Człowiek jest istotą głupią, która musi się uczyć. Dokleja więc do siebie wiedzę, zbiera ją jak pszczoła i ma jej coraz więcej, użytkuje ją i przetwarza. Ale to w środku, co jest 'głupie' i potrzebuje nauki, nie zmienia się".
"Dom zaczyna być wtedy, gdy jego ściany zamkną w sobie kawał przestrzeni. To ta zamknięta przestrzeń jest duszą domu." - Czyżby?