niedziela, 9 maja 2010

Juwenalia krakowskie. Lata 70.

Krakowski okres w moim życiu kojarzy mi się nie tylko ze studiowaniem na Uniwersytecie Jagiellońskim. Oprócz czasu poświęcanego na intensywną naukę, był czas na relaks, rozrywkę i inne przyjemności studenckie.
Studiowanie biologii w 1973 roku rozpoczęłam w szczególnie trudnych warunkach. Byłam pierwszym rocznikiem, który miał skrócone studia z 5 do 4,5 lat. Każde pierwsze wykłady rozpoczynały się wstępem typu:
- No cóż, studia skrócono wam o pół roku, ale wiedzy do pochłonięcia nie ubyło, wręcz przeciwne. Musicie się sprężyć, by znaleźć czas na naukę, nie jesteśmy w stanie podać informacji w ciągu 1 semestru, kiedy do tej pory wykłady trwały przez 2 semestry. Podam wam wiedzę w ‘pigułce’, resztę musicie sami sobie dostudiować. Taka jest idea studiowania i tym się różni od nauki w szkole średniej.
Z tego też powodu tego co uczono wcześniej przez 2 semestry trzeba było nauczyć się w ciągu 1 semestru. Egzaminy łączono po 2 w jednym, zdając 2 różne egzaminy u dwóch różnych profesorów, ale ocenę do indeksu wpisywano jedną. Po to, aby nie przekroczyć limitu ośmiu egzaminów w ciągu roku.
Przed ciężką sesją egzaminacyjną trzeba było się odstresować.
Dlatego też studenci chętnie brali udział w majowych imprezach organizowanych przez akademickie samorządy studenckie. W Juwenaliach.
Władze miasta Krakowa przekazywały braci studenckiej symboliczny klucz do bram miasta i wtedy Kraków należał do nas.
Juwenalia rozpoczynały się zwykle w piątek po południu przemarszem korowodu przebierańców z miasteczka studenckiego do Rynku Głównego.
Zjeżdżała wiara z całej Polski, przyjeżdżali absolwenci, uczniowie szkół średnich, znajomi studentów absolutnie nie związani z uczelnią. Zabawie towarzyszyły liczne koncerty oraz inne wydarzenia o charakterze kulturalnym i sportowym na terenie miasteczka studenckiego, w Parku Jordana, Pod Płachtą na Błoniach, w Rynku.
Gwoździem programu były imprezy w akademikach, wcale nie kameralne, gdzie piwo lało się litrami non stop przez dzień i noc.
Pomysły studentów były szalone. Inwencja twórcza dot. strojów nie znała granic.
Studencki Krąg Instruktorów, którego byłam członkiem wymyślił ‘Plażę Nudystów’.
Założyłam modną wtedy i świeżo zakupioną w domu towarowym spódnicę ‘bananówę’, ‘wytworny’ kapelusz zrobiony z białego papieru.
Ze sprzętem plażowym, z wiadrami piasku, łopatkami, materacami dmuchanymi wyruszyliśmy spod Nawojki w słoneczne sobotnie południe.
-Chodźcie z nami! Zapraszamy na plażę nudystów! Tylko na plaży nudystów możecie się świetnie bawić! – skandowaliśmy do przechodniów idąc ulicą Reymonta, Czystą, Krupniczą, Szewską do Rynku Głównego. Nasza kilkunastoosobowa grupa przebierańców powiększała się coraz bardziej. Ciekawski tłum dołączał do nas i niczym pochód 1-majowy maszerował do Rynku.
A tam zaczęliśmy imprezę na miarę widowiska. Rozsypywaliśmy piasek wokół pomnika Mickiewicza, nadmuchiwaliśmy materace, śpiewaliśmy piosenki i tańczyliśmy wspólnie z publicznością przy akompaniamencie gitar, harmonii i innych instrumentów.













Impreza trwała kilka godzin, na koniec ktoś z chłopaków skwitował
- ale nudno! Co miało oznaczać ideę naszego koncertu.
Myślę, że widzowie, nawet jeśli liczyli, ale nie doczekali się imprezy rozbieranej na plaży nudystów, bawili się doskonale.
Mimo, że to był rok 1974, znaleźli się turyści, którzy nagrywali nasze wygłupy na kamerę.
Często z utęsknieniem wspominam te wydarzenia i liczę na to, że odnajdą się autorzy tych nakręconych na kamerę wydarzeń.


********************************************************************************
I jeszcze kilka fotek z Juwenaliów z 1975 roku.







sobota, 8 maja 2010

65 rocznica kapitulacji III Rzeszy

8 maja 1945 roku o godzinie 22.30 Niemcy podpisały akt bezwarunkowej kapitulacji, kończąc działania wojenne. II wojna światowa trwała prawie 6 lat, pochłonęła prawie 6 milionów Polaków.
Europa świętuje Dzień Zwycięstwa 8 maja, zaś w Polsce, ZSRR i innych państwach bloku sowieckiego oficjalną datą zakończenia wojny jest data 9 maja, różnica wynika ze względu na dwugodzinną różnicę czasu.
8 maja to rocznica szczególna dla mojej rodziny. W tym dniu, jeszcze przed oficjalnym ogłoszenie kapitulacji Niemiec w Kuryłówce rozegrał się dramat wszystkich mieszkańców.
Sowieci spalili wieś.
Spalili 200 zabudowań gospodarskich. Tym, którym udało się ewakuować do sąsiedniej wioski - do Starego Miasta udało się ocalić życie. Zostali ostrzeżeni przez partyzanckie oddziały Radwana o przygotowywanym natarciu i zdążyli się schronić. Ale niektórzy pozostali w domach. Zginęli tragicznie. Łuna palącej się wsi była widoczna w Leżajsku, oddalonym 7 km od Kuryłówki.
Moi dziadkowie w Dniu Zwycięstwa stracili cały dobytek. Dziadek kiedy powrócił do domu zastał dogorywające bydło, w tym cielną krowę. Jego sąsiad Julek Makara spalił się żywcem w piwnicy. W Księdze Zgonu ksiądz Kazimierz Węgłowski zapisał:
Julian Makara ur 28 marca 1907 syn Antoniego i Agnieszki Skiby, mąż Marii Gorący zmarł 8 maja 1945 roku. Jako przyczynę zgonu wpisał – udusił się w schronie podczas palenia Kuryłówki”.




Mieszkańcy Kuryłówki pozostali bez środków do życia. Nie mogli liczyć na sąsiedzką pomoc, bo wszyscy dzielili taki sam tragiczny los. Mój dziadek przez wiele dni porządkował zgliszcza, zakopywał popalone bydło. Późnymi wieczorami wracał o głodzie, wyczerpany z sił do rodziny Ćwikłów, która go przygarnęła, ale która też nie miała go czym nakarmić.
Dużą pomoc okazywała moim bliskim rodzina Pietrychów z Tarnawca, która rozumiejąc tragedię, zaświadczyła, że ‘prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie’.
Trzeba było odbudować ze zgliszczy dom, stajnię, stodołę.
Kto zawiadomił pogorzelców Kuryłówki o tym, że Niemcy podpisały kapitulację?
Czy 9 maja 1945 roku mieszkańcy Kuryłówki z ulgą przyjęli wiadomość o zakończeniu wojny i entuzjazmem świętowali Dzień Zwycięstwa?
Myślę, że dla nich ten dzień oznaczał rozpacz, tragedię, potrzebę odbudowy gospodarstw i nowy etap w życiu.
Kierunek wyznaczały 3 władze, które w tym czasie, a właściwie już od lipca 1944 roku zaczęły się krystalizować, z jednej strony to była władza sowiecka, z drugiej strony polskie podziemie, które ujawniło swoje struktury, a z trzeciej delegatura PKWN, która przybyła z Lublina.

1 Maja-Święto Pracy

Święto 1 Maja przez wiele lat kojarzyło się Polakom z komunistyczną imprezą czczącą święto pracy, z obowiązkową manifestacją przed Trybuną Honorową Towarzyszy PZPR, gdzie manifestanci machali chorągiewkami skandując hasła ‘Niech się święci 1 Maja’, ‘Niech żyje sojusz robotniczo-chłopski’. Takie hasła na transparentach nosili wyznaczeni uczestnicy. Mało kto wyrażał je z głębi serca. Udział w obchodach był w latach 60 i 70. XX wieku obowiązkowy zarówno dla ludzi pracy, jak i dla uczniów.
„Towarzysze" przywłaszczyli sobie to święto na wyłączność, jako "Komunistyczne święto". Tymczasem świat pracy ustanowił to międzynarodowe święto, na długo przed nastaniem "komuny". Święto pracy, zostało ustanowione jeszcze w 1889 roku, na cześć robotników zmasakrowanych podczas demonstracji klasy robotniczej w USA.
To dzień szczególny dla ludzi żyjących z trudu własnych rąk, jak również twórczych umysłów. To dzień w którym przywołujemy wartość etosu pracy człowieka.

Z sentymentem wspominam manifestacje 1-majowe.  Kojarzą mi się głównie z festynami, piknikami, watą cukrową, lodami na patyku i wodą sodową z saturatora.
Będąc w podstawówce brałam udział w obchodach 1-majowych, jako członek tanecznego zespołu ludowego. Przemarsz ludności leżajskiej odbywał się wzdłuż ulicy Mickiewicza, a przed budynkiem PZPR (dzisiejsze przedszkole ‘Promyczek’). Na trybunie honorowej stali przedstawiciele władz, dyrektorzy szkół, dyrektorzy zakładów pracy, a nasz zespół w strojach ludowych zaprezentował kilka figur tanecznych. Przedstawiciele szkolnych klubów sportowych prezentowali swoje sprawności fizyczne.
Nie można było się migać, sprawdzano listę obecności. Jako licealiści staraliśmy się spóźniać na pochód, aby trafić na moment, kiedy flagi i transparenty zostaną już rozdysponowane. W liceum, maszerowałam z czerwoną krawatką, jako członek ZMS-u. Po sprawdzeniu listy obecności, można było zgubić się w tłumie. Będąc na studiach w Krakowie, nie byłam ani razu na takich uroczystościach, ani jako uczestnik, ani jako kibic. Natomiast chętnie oglądałam telewizyjne relacje z pochodów 1 majowych z Moskwy, Warszawy i in. miast.


Dziś to święto, ma inny wydźwięk niż przed laty. To już nie jest ideologia, to manifestacja przeciwko bezrobociu, chorej służbie zdrowia, emigracji wykształconych ludzi za pracą. Dla większości Polaków, to po prostu wolny dzień od pracy.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...