Europa świętuje Dzień Zwycięstwa 8 maja, zaś w Polsce, ZSRR i innych państwach bloku sowieckiego oficjalną datą zakończenia wojny jest data 9 maja, różnica wynika ze względu na dwugodzinną różnicę czasu.
8 maja to rocznica szczególna dla mojej rodziny. W tym dniu, jeszcze przed oficjalnym ogłoszenie kapitulacji Niemiec w Kuryłówce rozegrał się dramat wszystkich mieszkańców.
Sowieci spalili wieś.
Spalili 200 zabudowań gospodarskich. Tym, którym udało się ewakuować do sąsiedniej wioski - do Starego Miasta udało się ocalić życie. Zostali ostrzeżeni przez partyzanckie oddziały Radwana o przygotowywanym natarciu i zdążyli się schronić. Ale niektórzy pozostali w domach. Zginęli tragicznie. Łuna palącej się wsi była widoczna w Leżajsku, oddalonym 7 km od Kuryłówki.
Moi dziadkowie w Dniu Zwycięstwa stracili cały dobytek. Dziadek kiedy powrócił do domu zastał dogorywające bydło, w tym cielną krowę. Jego sąsiad Julek Makara spalił się żywcem w piwnicy. W Księdze Zgonu ksiądz Kazimierz Węgłowski zapisał:
Julian Makara ur 28 marca 1907 syn Antoniego i Agnieszki Skiby, mąż Marii Gorący zmarł 8 maja 1945 roku. Jako przyczynę zgonu wpisał – udusił się w schronie podczas palenia Kuryłówki”.
Dużą pomoc okazywała moim bliskim rodzina Pietrychów z Tarnawca, która rozumiejąc tragedię, zaświadczyła, że ‘prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie’.
Trzeba było odbudować ze zgliszczy dom, stajnię, stodołę.
Kto zawiadomił pogorzelców Kuryłówki o tym, że Niemcy podpisały kapitulację?
Czy 9 maja 1945 roku mieszkańcy Kuryłówki z ulgą przyjęli wiadomość o zakończeniu wojny i entuzjazmem świętowali Dzień Zwycięstwa?
Myślę, że dla nich ten dzień oznaczał rozpacz, tragedię, potrzebę odbudowy gospodarstw i nowy etap w życiu.
Kierunek wyznaczały 3 władze, które w tym czasie, a właściwie już od lipca 1944 roku zaczęły się krystalizować, z jednej strony to była władza sowiecka, z drugiej strony polskie podziemie, które ujawniło swoje struktury, a z trzeciej delegatura PKWN, która przybyła z Lublina.
Wspomnienia mojego taty Antoniego Stankiewicza, który 8 maja 1945 roku w dniu kapitulacji przebywał w III Rzeszy na robotach.
OdpowiedzUsuńWojna się skończyła. Co robić dalej? Co z moją Rodziną? Czy ocalała?
Czy zdążę jeszcze kogoś żywego z Rodziny spotkać? Nie miałem zamiaru wracać do Polski, bowiem nie było żadnych wiadomości z domu - z Polski od 2 lat. Ciągle rozmyślałem, co z moją rodziną, jak się mają bracia, jakie zniszczenia na terenie Bieszczad zostały dokonane przez wojnę. Lokalna prasa niemiecka podawała skąpe informacje o tym, jak armia radziecka posuwa się na Zachód, wyzwalając po kolei polskie miasta i tereny.
Byłem przekonany, że państwo polskie szybko odbuduje się ze zniszczeń wojennych, sytuacja szybko się ustabilizuje.
Miałem propozycję wyjazdu na Zachód, do Anglii wraz z moim kolegą pilotem z Wilna, który też ze mną pracował u bambra. On wyjechał, podobno osiedlił się w Australii.
Po jakimś czasie Amerykanie zaproponowali chętnym do powrotu Polakom pomoc. Podstawili na stacji kolejowej wagony, kto był chętny mógł wyjechać. W ostatniej chwili zgłosiłem się do mego pracodawcy, któremu oświadczyłem, że wracam do Polski. Nie zatrzymywał mnie. Dał mi na drogę żywność, alkohol itp.
W sierpniu 1945 roku wysiadłem na stacji Czechowice-Dziedzice, zgłosiłem się do władz repatriacyjnych, gdzie spisano moje dane osobowe i wydano mi bilet na dalszy przejazd do Żubraczego.
Więcej poczytać można na stronie poświęconej mojemu dziadkowi Julianowi.
OdpowiedzUsuńhttp://aord4.republika.pl/julian.htm