Nie da się uciec przed procesem starzenia. Nie da się, niestety. Wiedziałam, a nawet pisałam już o starości na blogu. Postanowiłam jednak ponownie poruszyć ten problem po ostatniej wizycie w Jarosławiu. Zamierzałam odwiedzić Muzeum Kamienica Orsettich, gdzie udostępniono jubileuszową wystawę w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.
Zapytałam o cenę biletu, a skądinąd bardzo miły pan odpowiedział mi:
- Pani jest chyba już na emeryturze?
- tak, jestem
- 4 złotych dla emerytów
Jeszcze nie zdążyłam oswoić się z faktem, że w pociągu nie żądają ode mnie dowodu uprawniającego do zniżki za przejazd. Legitymację emeryta mam już prawie 4 lata, pociągiem podróżowałam kilkakrotnie, w tym 3 razy kupowałam bilet zniżkowy i za każdym razem nie miałam okazji wylegitymowania się. No cóż, przychodzi taki moment w życiu, że pesel ma się wypisany na twarzy.
Wyobrażam sobie co myślą ludzie, kiedy namolnie wrzucam zdjęcia do Internetu, z moją osobą w roli głównej. Pewnie pukają się w czoło i pytają komu to potrzebne?
A rzeczywiście bardzo często je wrzucam. Po co?
Bo lubię się fotografować. Skoro pstrykam sobie fotki to czemu się nimi nie pochwalić. Wisi mi opinia internautów i brak ich akceptacji. Robię to dla siebie. Fotografowanie jest dla mnie rodzajem terapii, autoterapii, poprawienia sobie samooceny. Psycholog czy psychiatra mógłby ocenić czy z medycznego punktu widzenia jest to rodzaj patologiczny. Musiałby jednak wcześniej porozmawiać ze mną o moich problemach zdrowotnych, rodzinnych, o relacjach społecznych.
Od zawsze miałam świadomość, że jestem brzydka, gruba, nieatrakcyjna, stara. Nie przeglądam się w lustrze, bo lustra nie mam, nie licząc może lustra w łazience i na drzwiach w szafie. Podobno jestem fotogeniczna, podobno ładnie wychodzę na zdjęciach. Pstrykam więc sobie zdjęcia, wybieram te najkorzystniejsze i już humor mi się poprawia.
Chęć fotografowania jest mobilizacją do działania, do wyjścia z domu, zrobienia czegoś pożytecznego.
Moje choroby, zwłaszcza te związane z tarczycą całkowicie pozbawiają mnie energii i chęci do życia. Stosowane leki, kawa i zabójczy cukier paradoksalnie pobudzają mnie do aktywności. Co prawda na krótki czas, ale właśnie ten czas staram się maksymalnie uaktywnić, póki nie opadnę z sił.
Mogłabym w chwili przypływu energii wziąć się za porządki, za działkę, ale ... ja wybieram realizowanie moich fotograficznych pomysłów. Nie mam szans na kosztowne podróże, robię więc tu i teraz, w tak zwanym międzyczasie, jadąc na zakupy, z wizytą do chorego, po drodze na cmentarz.
Przesyłane znajomym zdjęcia są rodzajem zakodowanej informacji, że żyję, gdzie byłam, co robiłam. Oni wiedzą, że gdy mnie nie ma w sieci to znaczy, że jestem wyautowana z życia.
Człowiek skazany na samotne życie powinien być przezorny. Różnie się życie toczy, tylu moich rówieśników odeszło już z tego świata, trzeba być przygotowanym na wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz