Pamiętam jak dziś spontanicznie zorganizowane zebranie pracowników w sekretariacie. Padła propozycja założenia związków, który solidarnie wspierałby rewolucyjne działania robotników z Gdańska. Bez zastanowienia i na poczekaniu stworzyliśmy listę członków Solidarności. Pierwszym na liście był nasz dyrektor Stanisław Słychan, ja byłam druga na liście. Jednogłośnie zostałam wybrana szefem Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych ‘Solidarność’.
Moja oryginalna plakietka NSZZ Solidarność z 1980 roku.
Logo Solidarności zaprojektował grafik Jerzy Janiszewski jeszcze przed oficjalną rejestracją związku, pod wpływem wydarzeń w sierpniu 1980. Początkowo było to logo stworzone dla strajkujących pracowników Stoczni Gdańskiej których Jerzy Janiszewski wspierał. Ten znak SOLIDARNOŚĆ - z charakterystyczną czerwoną czcionką na białym tle i wyrastającą z litery N polską flagą miał symbolizować jedność ludzi w zwartym tłumie, tak jak robotnicy przed bramą gdańskiej stoczni w sierpniu 1980. Wkrótce znak ten był najbardziej rozpoznawalną grafiką na świecie i doczekało się swojej własnej nazwy: „Solidaryca”.
Bez sprzeciwu zadeklarowaliśmy opłacanie składek na nowo powstały Związek.
Mieliśmy swoich doradców i koordynatorów z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie. Aktywnie działała tam pani Krysia z Oddziału Epidemiologii.
Systematycznie dostarczano nam z Rzeszowa, z WSSE gazetki, ulotki, instrukcje postępowania. Tzw. Bibuła zawierała wiersze, patriotyczne teksty. Mieliśmy jako związki także swoją gazetkę. Gdy robotnicy w różnych regionach Polski strajkowali, prowadzili negocjacje z rządem my, jako sanepid - instytucja rządowa nie strajkowaliśmy czynnie. Na znak solidarności wspieraliśmy strajkujących poprzez zakładanie biało-czerwonych opasek na rękach. Uszyła je jedna z naszych koleżanek. Każdy z nas miał w szufladzie biurka taką biało-czerwoną opaskę.
Pamiętam, że organizowane były w sanepidzie akcje solidarnościowe. Dyżurowaliśmy po dwie osoby w dzień i nocą. Ktoś przyniósł śpiwory, ktoś odmówił udziału, bo się bał konsekwencji. To były jedyne spontaniczne formy wspierania robotniczego zrywu walki o wolność i demokrację.
Mieliśmy swoich doradców i koordynatorów z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie. Aktywnie działała tam pani Krysia z Oddziału Epidemiologii.
Systematycznie dostarczano nam z Rzeszowa, z WSSE gazetki, ulotki, instrukcje postępowania. Tzw. Bibuła zawierała wiersze, patriotyczne teksty. Mieliśmy jako związki także swoją gazetkę. Gdy robotnicy w różnych regionach Polski strajkowali, prowadzili negocjacje z rządem my, jako sanepid - instytucja rządowa nie strajkowaliśmy czynnie. Na znak solidarności wspieraliśmy strajkujących poprzez zakładanie biało-czerwonych opasek na rękach. Uszyła je jedna z naszych koleżanek. Każdy z nas miał w szufladzie biurka taką biało-czerwoną opaskę.
Pamiętam, że organizowane były w sanepidzie akcje solidarnościowe. Dyżurowaliśmy po dwie osoby w dzień i nocą. Ktoś przyniósł śpiwory, ktoś odmówił udziału, bo się bał konsekwencji. To były jedyne spontaniczne formy wspierania robotniczego zrywu walki o wolność i demokrację.
To nieprawda, że w sierpniu 1980 nic nie było w sklepach. Pamiętam to doskonale, bo w lipcu brałam ślub i nie miałam kłopotów z przygotowaniem wesela, z kupnem butów czy zakupem materiału na sukienkę ślubną.
Jednak nie były to łatwe czasy. Pod koniec lipca Polskę nawiedziła wielka powódź, wylały rzeki, był utrudniony dojazd do wielu miejscowości. Na dodatek w tym czasie wybuchła epidemia czerwonki. Jako mikrobiolog miałam mnóstwo pracy związanej z diagnostyką laboratoryjną. Służby sanitarne w naszym zakładzie musiały dojeżdżać okrężną drogą na zalane tereny w celu opracowania ognisk epidemicznych.