W moim rodzinnym domu nie było tradycji rozdawania prezentów gwiazdkowych w wigilię pod choinkę. Prezenty przynosił Święty Mikołaj 6 grudnia, a najczęściej w nocy z 5 na 6 grudnia.
Ciekawostką zupełnie dla mnie niezrozumiałą były prezenty, które otrzymywała moja koleżanka, Gośka Nowak. Przychodziła do nas w czasie kolacji wigilijnej, chwaląc się swoimi zabawkami od Dziadka Mroza.
U nas w domu mama robiła nam pobudkę, czasem w nocy, czasem nad ranem, kiedy jeszcze było ciemno, pokazywała prezenty, wmawiając, że to Św. Mikołaj jest taki dobroduszny. Rarytasem były cukierki, zeszyty szkolne, kredki, długopisy i pomarańcze. Te ostatnie można było kupić jedynie w okresie zimowym, nie tak jak dzisiaj przez cały rok. Radość z prezentów była niewspółmiernie duża do ich ceny.
Będąc już dużą dziewczynką, nie wierzyłam w Mikołaja. Wiedziałam, że postać przebrana za biskupa Mikołaja odwiedza domy wraz z towarzyszącymi mu przebranymi 'diabłami'. Mikołaj egzaminował dzieci, a potem nagradzał je lub karcił. Wręczał też rózgi.
Ale mimo to lubiłam wieczorami stać w oknie i wpatrywać się w niebo, w nadziei, że ujrzę świętego z olbrzymimi paczkami dla grzecznych dzieci. Starałam się być grzeczną, by zasłużyć na nagrodę od świętego. Pisałam nawet do niego listy. Jak większość dzieci. Chyba.
W 1991 roku, kiedy moje dzieci były jeszcze małe, zorganizowałyśmy Mikołaja w domu u mojej siostry. W Pewexie kupiłam moim chłopcom dość drogie, jak na tamte czasy, zabawki. Postanowiłam jednak nie dawać im tych prezentów na spotkaniu u mojej siostry, w obawie, aby nie było przykro innym, że Mikołaj wyróżnił tylko moich chłopców tak atrakcyjnymi prezentami.
Zrobiłam więc dodatkowo skromne paczuszki, zabrałam dzieci i pojechałam samochodem na spotkanie z 'prawdziwym' Mikołajem- w osobie przebranego wujka Tadka. Przez drogę mój starszy syn filozofował, że nie wierzy w Mikołaja. Nie wyprowadzałam go z błędu, nie było sensu tłumaczyć mu, że jest inaczej, bo przecież w samochodzie leżały reklamówki z prezentami i wydawało mi się, że Jurek był świadomy co do ich zawartości. Mikołaj okazał się niesamowicie niesprawiedliwy.
Moim siostrzeńcom przyniósł po kilka reklamówek wypełnionych po brzegi mnóstwem zabawek, słodyczy i innych bibelotów, nota bene mało wartościowych. I tylko moje dzieci dostały skromne prezenty. Poczuły rozgoryczenie i wielki żal do Świętego Mikołaja, widząc taką niesprawiedliwość. Nie ukrywały rozczarowania.
Kiedy w drodze powrotnej do domu Jurek, ze łzami w oczach narzekał na Mikołaja, że jest taki i owaki, skwitowałam:
- Przecież mówiłeś, że nie wierzysz w Mikołaja!.
Na to rozżalony Jurek ze łzami w oczach wykrzyknął:
- Skąd miałem wiedzieć, że on naprawdę istnieje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz