"Prawie każda książka otwiera przede mną okno na nowy, nieznany świat”. Maksym Gorki
"Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy." Cycero
W dzieciństwie na pamięć znałam wiele wierszy Jana Brzechwy. Miałam dostęp do kolorowej książki „Brzechwa Dzieciom”, bowiem taką książkę miała Hanka Woltyńska. Oglądanie rysunków i czytanie tych wierszy było wówczas jedną z form naszej zabawy. Spośród wielu wierszy w pamięci mam m. in. „Kłamczuchę” - "Proszę pana, proszę pana, Zaszła u nas wielka zmiana…”, czy chociażby „Skarżypytę” - "Piotruś nie był dzisiaj w szkole, Antek zrobił dziurę w stole (…) Któż się ciebie o to pyta? Nikt. Ja jestem skarżypyta”. „Na straganie”- „A to feler - westchnął seler”, „Samochwała” - „Mam rodzinę wyjątkową: Tato mój do pieca sięga, Moja mama - taka tęga, Moja siostra - taka mała A ja jestem - samochwała!.”; „Leń” – „Na tapczanie siedzi leń, Nic nie robi cały dzień”; „Tańcowała igła z nitką” - Tańcowała igła z nitką, Igła - pięknie, nitka – brzydko”.
Wiele czasu spędziłam z książką podczas pasienia krów u mojej babci w Kuryłówce.
Będąc w VI klasie szkoły podstawowej, pokochałam bibliotekę. Pani Zyta, siostrzenica naszej domowej krawcowej, umiała mnie zachęcić do współpracy. Ja pomagałam jej w bibliotece, a w zamian miałam nieograniczony dostęp do książek, mogłam sobie wypożyczać każdą ich ilość. Tak więc, zarówno na przerwach, jak i po lekcjach przesiadywałam w bibliotece, pożyczałam książki dzieciom, katalogowałam nowo zakupione egzemplarze, układałam książki na półki itp. Czułam się dumna i ważna kiedy na przerwie ustawiała się kolejka uczniów po książki, a ja opowiadając w skrócie jakiś ciekawy wątek książki, zachęcałam ich do wypożyczenia właśnie tej pozycji.
Jak już pisałam, bez ograniczeń mogłam zabierać dowolną ilość książek do domu. Zorganizowałam sobie w moim pokoiku czytelnię, przytulne gniazdko, kącik między łóżkiem, a oknem. Zaraz po przyjściu do domu, najczęściej z siatą książek, zaszywałam się w mojej czytelni, gdzie do późna w nocy garściami pożerałam książka za książką, przegryzając od czasu do czasu smacznymi jabłkami.
Z przyjemnością wspominam nastrojowe Święta Bożego Narodzenia w latach mojego dzieciństwa. Mamine makowce, wiejska, dziadkowa kiełbasa, przegryzana babciną słodką „bułką z parchami” plus buraczki ćwikłowe. Tyle mi wystarczało do szczęścia , by stworzyć sobie nastrój do czytania. Obstawiona takimi delicjami, leżąc na kanapie czytałam trylogię Sienkiewicza, książki Kornela Makuszyńskiego, kolejnych „Tomków” -Alfreda Szklarskiego, Karola Bunscha. Niezapomnianych wrażeń dostarczyła mi książka „Quasi una fantasia” o Ludwiku van Beethovenie. W domu cieplutko, za oknem trzeszczący mróz, niekiedy spadające płatki śniegu. To wystarczające warunki, by wkroczyć w świat książkowych fantazji i dzielić losy z ich bohaterami.
Dlaczego czytam? Bo jestem ciekawa świata, bo szukam odpowiedzi na nurtujące mnie zagadnienia, bo szukam informacji o historii, kulturze, bo szukam wskazówek jak żyć, bo książka rozwija wyobraźnię i pobudza do myślenia.
Jak już pisałam, bez ograniczeń mogłam zabierać dowolną ilość książek do domu. Zorganizowałam sobie w moim pokoiku czytelnię, przytulne gniazdko, kącik między łóżkiem, a oknem. Zaraz po przyjściu do domu, najczęściej z siatą książek, zaszywałam się w mojej czytelni, gdzie do późna w nocy garściami pożerałam książka za książką, przegryzając od czasu do czasu smacznymi jabłkami.
Z przyjemnością wspominam nastrojowe Święta Bożego Narodzenia w latach mojego dzieciństwa. Mamine makowce, wiejska, dziadkowa kiełbasa, przegryzana babciną słodką „bułką z parchami” plus buraczki ćwikłowe. Tyle mi wystarczało do szczęścia , by stworzyć sobie nastrój do czytania. Obstawiona takimi delicjami, leżąc na kanapie czytałam trylogię Sienkiewicza, książki Kornela Makuszyńskiego, kolejnych „Tomków” -Alfreda Szklarskiego, Karola Bunscha. Niezapomnianych wrażeń dostarczyła mi książka „Quasi una fantasia” o Ludwiku van Beethovenie. W domu cieplutko, za oknem trzeszczący mróz, niekiedy spadające płatki śniegu. To wystarczające warunki, by wkroczyć w świat książkowych fantazji i dzielić losy z ich bohaterami.
Taką fundamentalną szkoła myślenia były dla mnie studia. Nauczono mnie umiejętności szukania źródeł wiedzy, wertowania po książkach w Jagiellonce, by osiągnąć cel badawczy. To bardzo ważne dla naukowca. Nie liczą się same piątki z egzaminów, liczy się samodzielna, twórcza praca, a książka jest jedynie elementarzem i daje nam wskazówki, wyznacza drogę do celu.
Książka uczy pokory, pozwala uświadomić, jak mało wiemy.
W myśl zasady 'Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma' - książka jest substytutem dla miłośników podróży, nie mających kasy na zwiedzanie świata.
Książka uczy pokory, pozwala uświadomić, jak mało wiemy.
W myśl zasady 'Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma' - książka jest substytutem dla miłośników podróży, nie mających kasy na zwiedzanie świata.
Książki bardzo wpływają na wyobraźnię człowieka, kształtują wizję na świat. Kiedy oglądamy film, to widzimy świat przedstawiony oczami reżysera, na dodatek pokazany kamerą tylko z jednej strony. Czytając samemu książkę tworzymy sobie własny pogląd na opisywane fakty.
Książka potrafi manipulować człowiekiem. Bajki o pięknym królewiczu na białym koniu mogą spaczyć nasze wyobrażenie o miłości, o życiu. Niespełnione oczekiwania, mogą doprowadzić do nieszczęścia, a nawet tragedii życiowej.
Ja często mówię - „Nie te bajki czytałaś!”, albo „Naczytałaś się bajek i myślisz, że cudowny książę spełni twe życzenia!”.
Wkraczałam w świat fantazji do tego stopnia, że nie zauważałam mroku i nie czułam głodu. W ten sposób najprawdopodobniej nadwerężyłam sobie wzrok, bo czytanie po ciemku z pewnością osłabia oczy. Kiedy zaczęłam upominać się o okulary, moja mama uznała to za moje wymysły, za zachciewajki spowodowane modą na okulary. I chyba tylko dlatego, aby mi udowodnić swoje racje, wybrała się ze mną do prywatnego gabinetu w Rzeszowie, do doktora Heczki. Niestety, doktor Heczko potwierdził konieczność noszenia szkieł, jako, że mam krótkowzroczność, wadę, która ma tendencję do pogłębiania się. Na ówczesnym poziomie diagnostycznym wiadomo było, że nie ma leku na krótkowzroczność. Dzisiaj można już operacyjnie leczyć i usuwać taką wadę. Trzeba tylko mieć kasę, dużo kasy! Justyna, żona Ksawera, pojechała specjalnie do Stanów na taką operację. W Polsce kosztowałoby ją to mniej, ale zapewne Justyna liczyła na sponsoring, jako, że w USA od lat mieszka tam jej siostrzyczka. Po operacji Justyna faktycznie chodzi już bez okularów.
Książki od zawsze były i nadal są dla mnie cenną wartością. Będąc na wyjazdach, lubię wstępować do księgarni i godzinami przeglądam półki z książkami. Rozglądam się zazwyczaj tak ogólnie, nie za konkretnym tytułem, ale patrzę za książkami o tematyce głównie naukowej, ale również interesują mnie pamiętniki, wspomnienia, biografie.
Przywiązuję ogromną wagę do poszanowania książki. Nie lubię pożyczać nikomu własnych książek. Zawiodłam się kilkakrotnie pożyczając i nie otrzymując ich z powrotem. To zrodziło nawet konflikt między moimi bliskimi, którym odmówiłam pożyczenie jakiegoś egzemplarza. Od czasu, kiedy kolega z pracy Jasiu Krupa w perfidny sposób nie oddał mi Biochemii – Carlsona, postanowiłam sobie, że już nigdy nikt nie pożywi się moimi książkami, nawet za cenę śmiertelnej obrazy.
Mam wyrafinowany gust, jeśli chodzi o dobór książek, które czytam. Nie jestem bibliofilem, ale cenię sobie książki psychologiczne, medyczne, przewodniki, ostatnio preferuję tematykę dotyczącą biografii znanych ludzi, poszukując w nich informacji potrzebnych mi do mojej genealogicznej pasji. Nie czytam książek wszystkich, które wpadną mi w ręce, ale kiedy już zainteresuje mnie jakaś, staram się czytać powoli i uważnie. Jeśli znajdę ciekawą myśl, zaznaczam ją kolorowym zakreślaczem.
Książka potrafi manipulować człowiekiem. Bajki o pięknym królewiczu na białym koniu mogą spaczyć nasze wyobrażenie o miłości, o życiu. Niespełnione oczekiwania, mogą doprowadzić do nieszczęścia, a nawet tragedii życiowej.
Ja często mówię - „Nie te bajki czytałaś!”, albo „Naczytałaś się bajek i myślisz, że cudowny książę spełni twe życzenia!”.
Wkraczałam w świat fantazji do tego stopnia, że nie zauważałam mroku i nie czułam głodu. W ten sposób najprawdopodobniej nadwerężyłam sobie wzrok, bo czytanie po ciemku z pewnością osłabia oczy. Kiedy zaczęłam upominać się o okulary, moja mama uznała to za moje wymysły, za zachciewajki spowodowane modą na okulary. I chyba tylko dlatego, aby mi udowodnić swoje racje, wybrała się ze mną do prywatnego gabinetu w Rzeszowie, do doktora Heczki. Niestety, doktor Heczko potwierdził konieczność noszenia szkieł, jako, że mam krótkowzroczność, wadę, która ma tendencję do pogłębiania się. Na ówczesnym poziomie diagnostycznym wiadomo było, że nie ma leku na krótkowzroczność. Dzisiaj można już operacyjnie leczyć i usuwać taką wadę. Trzeba tylko mieć kasę, dużo kasy! Justyna, żona Ksawera, pojechała specjalnie do Stanów na taką operację. W Polsce kosztowałoby ją to mniej, ale zapewne Justyna liczyła na sponsoring, jako, że w USA od lat mieszka tam jej siostrzyczka. Po operacji Justyna faktycznie chodzi już bez okularów.
Książki od zawsze były i nadal są dla mnie cenną wartością. Będąc na wyjazdach, lubię wstępować do księgarni i godzinami przeglądam półki z książkami. Rozglądam się zazwyczaj tak ogólnie, nie za konkretnym tytułem, ale patrzę za książkami o tematyce głównie naukowej, ale również interesują mnie pamiętniki, wspomnienia, biografie.
Przywiązuję ogromną wagę do poszanowania książki. Nie lubię pożyczać nikomu własnych książek. Zawiodłam się kilkakrotnie pożyczając i nie otrzymując ich z powrotem. To zrodziło nawet konflikt między moimi bliskimi, którym odmówiłam pożyczenie jakiegoś egzemplarza. Od czasu, kiedy kolega z pracy Jasiu Krupa w perfidny sposób nie oddał mi Biochemii – Carlsona, postanowiłam sobie, że już nigdy nikt nie pożywi się moimi książkami, nawet za cenę śmiertelnej obrazy.
Książki, które zaważyły o moim życiu:
Z kamerą po Australii - podróżnicza książka bogata w ilustracje. Po przeczytaniu tej książki, w pierwszych latach ogólniaka podjęłam męską decyzję. Postanowiłam zgłębiać wiedzę przyrodniczą i medyczną, studiować biologię i zostać w przyszłości podróżnikiem.
Biologię zaliczyłam, na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale podróżnikiem niestety, nie zostałam. Pewnie dlatego książki podróżnicze stały się erzacem wymarzonego podróżnika.
Dzieje Leżajska - prof. J. Półćwiartek. - Bardzo pomocna książka, z której korzystam jak z elementarza przy opracowaniu internetowych stron www o Leżajsku, okolicach Leżajska, sylwetek leżajszczan, o Żydach, historii, obyczajach ludzi i regionu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz