sobota, 30 grudnia 2017

Fotografuj swoje marzenia, dokumentuj swoje pasje

Fotografika jest wszechobecna w moim domu. Prawie nigdy nie rozstaję się z aparatem fotograficznym. Mój pierwszy aparat fotograficzny SMENA 8 kupiłam sobie za pieniądze ze sprzedaży makulatury. To było wielkie wydarzenie, kiedy zrobiłam i wywołałam samodzielnie moje pierwsze zdjęcia. Potem był aparat Zorki 50, Zenith E i wreszcie kolejne aparaty cyfrowe.
Jestem fanatykiem fotografii i nie rozumiem, jak można nim nie być. Czasami już po roku z nostalgią spogląda się na swoją jakże jeszcze wtedy młodą twarz. Kiedyś po latach będzie można dzieciom, wnukom pokazać, jaka mama, czy babcia była młoda. Czas szybko upływa, a dzięki fotografii można ten czas zatrzymać.
Kiedy urodził mi się syn, kupiłam radziecką kamerę ŁOMO 215 SUPER 8. Nagrałam nią 2 kasety, które wywoływało się wówczas w Bydgoszczy. Te 2 kasety, to zaledwie kilkanaście minut, ale jakże cenne, bo uchwyciłam moment, kiedy mój syn miał kilka dni, kiedy uczył się chodzić z pomocą swojej babci. Kolejną kamerą była na kasety ósemki Sony, kupiona w Pewexie za 1500$ (wtedy to był majątek!), a następnie cyfrową JVC. Zdążyłam uwiecznić kilka ważnych osób i wiele ważnych chwil w moim życiu.

Bardzo interesują mnie ludzkie twarze, szczególnie, te poorane bruzdami, zmarszczkami, te, które mają wyryte ludzkie zmartwienia, kłopoty, ale i takie, z których nie trudno odczytać euforię, szczęście, radość. Jednym słowem łatwo wydedukować, jaki jest stan emocjonalny, stworzyć sobie psychologiczny portret obserwowanej osoby.

Lubię przyglądać się dyskretnie, wpatruję się uważnie zmarszczkom, minie, grymasom. Podpatrzone grymasy zdają się niekiedy opowiadać o ciężkiej doli, o zmartwieniach, kłopotach, o chorobie ciała czy duszy.

Poorane twarze podpatrywanych ludzi zdają się przestrzegać przed dumą, narcyzmem i przypominają, że młodość i uroda nie są wieczne.

Radosne twarze zdają się krzyczeć o szczęściu, zamyślone oczy mówią o chorej duszy, przeżywających troskach dnia codziennego, bezsilności i niemocy w rozwiązaniu problemu.

Z twarzy , ze sposobu patrzenia łatwo odczytać, czy osoba jest zakochana, czy kocha, czy nienawidzi, czy jest mściwa, czy potulna.

Zachwycam się szczerze i bez zazdrości pięknymi, młodymi dziewczętami. Ich anielska piękność prowokuje mnie do nawiązania kontaktu. Często namawiam takie urodziwe dziewczyny, żeby koniecznie pomyślały o sfotografowaniu swoich pięknych twarzy, bo uroda jest ulotna, a za parę lat z przyjemnością będą wspominać, oglądać i podziwiać swój ą urodę, ale już tylko na fotografii.

Póki się jest młodym i pięknym nie myśli się pesymistycznie, ale życie niestety jest jakie jest. Warto czasami zrobić coś dla przyszłości, by na starość mieć o czym marzyć i coś wspominać.

Chociaż, kto wie? W dobie dzisiejszej medycyny, rewolucji kosmetycznej może uda nam się przedłużyć swoją młodość i zachować swoją urodę jak najdłużej. W ostateczności pozostają jeszcze operacje plastyczne, ale w dzisiejszych czasach to „pogoda dla bogaczy”.

Kiedyś, w okresie studiów miałam kolegę, częstego bywalca akademika uniwersyteckiego „Nawojki”, który przez wiele lat polował w Nawojce na młode piękności studenckie. Zwabiał ich na spacer do parku Jordana i organizował im sesje fotograficzne. Aż mnie korci, by go odszukać i skontaktować się z nim i przeglądnąć jego dorobek artystyczny, czyli kolekcję dziewczyn z Nawojki na przestrzeni co najmniej 10 lat. Z pewnością niejedna z tych piękności byłaby ciekawym modelem do sfotografowania teraz, po latach. Jej bruzdy na twarzy opowiedziałyby historię przeżytych lat.

Fizjonomia człowieka wiele mówi o jego osobowości.

Bystry wzrok, diabelski, zalotny, prowokacyjny uśmiech, iskierki w oczach, harmonijne rysy twarzy, do tego zdrowe, błyszczące oczy, piękna, gładka cera to inkarnacja duchowego piękna, godna pozazdroszczenia.

Przystojna twarz zdradza niekiedy trudny charakter człowieka.

Melancholijne usposobienie wydają się mieć osoby o rozmarzonych maślanych oczach z uśmiechem w kącikach ust. Usta mocno zaciśnięte, niekoniecznie wąskie mówią o trudnym, mściwym charakterze.

Osoby zakompleksione chodzą często ze spuszczoną głową, wzrokiem skierowanym pod nogi. Ale nie brakuje też ludzi, którzy stąpają po ziemi z głową w chmurach. Uniesiona broda i spojrzenia skierowane nieco w bok dowodzą o poczuciu ich własnej wartości, o pewności siebie, zarozumialstwie. Im wcale nie przeszkadza brzydota własnej buzi, różowa cera, brak pigmentu, niekiedy nakropiona wypryskami. Co z tego, że mają tępawy wzrok, być może z niedoboru hormonów tarczycy. Ważne, że wg siebie, pozbawione są wszelkich wad, a cały świat powinien paść im do stóp.

Mam słabość do ciemnych typów, degeneratów, pijaków. Gardzę nimi ogromnie, patrzę na nich z wielkim obrzydzeniem, ale jednocześnie widzę w nich interesujących modeli do fotografii. Od lat zamierzałam stworzyć kolekcję portretów leżajskich pijaczków. Co roku przypominałam sobie o moich niespełnionych zamierzeniach i żałowałam, że kolejny pijaczek zmarł, zanim zdążyłam go sfotografować. Do dzisiaj to miałabym już pokaźną kolekcję i to w kolejnych fazach staczania się ich na dno. Niestety, wielu z nich już odeszło.

Boję się i unikam kontaktu wzrokowego z osobami chorymi psychicznie.

Aparat fotograficzny jest prostym narzędziem do uchwycenia formy, ruchu i charakteru postaci. Nawet najlepszy artysta nie potrafiłby namalować tego pędzlem, co potrafi zarejestrować obiektyw.

Najlepiej wychodzi się na zdjęciach nie pozowanych. One oddają prawdziwą rzeczywistość. Ale przeglądając fotografie, zwłaszcza stare, nasuwa mi się refleksja, czy pozy przybrane na tych fotografiach, ukazują prawdziwe oblicze bohatera. Zazwyczaj postacie mają jakieś atrybuty w dłoniach. Wachlarz, szablę, cygaro, chusteczkę czy rękawiczkę.

Zdjęcia komunijne robione w atelier posiadają niezbędne atrybuty- obrazek komunijny, świecę. Stylizowane zdjęcia ślubne mają też swoją wartość.

I wtedy nie trzeba podpisywać fotografii, bo doskonale dobrane gadżety zastępują opis. Ja, mimo wszystko lubię zdjęcia pozowane. W naturalnych ujęciach doszukuję się karykaturalnych elementów osobowości, jestem nie zadowolona z miny, pokrzywionej sylwetki.

Dlatego zazwyczaj, zanim naciągnę migawkę, staram się uprzedzić towarzystwo. Żartobliwie proszę o uśmiech, o wypowiedzenie „cziiis”, czy „marmolada”. Takie zawołanie wywołuje gromki śmiech i rozluźnia atmosferę. 


Dobierane atrybuty o czymś świadczą. Dobrze dobrana poza, tło, pozwala wykreować osobowość nie tylko osoby fotografowanej, ale i fotografującej.

Zwracam uwagę na tło podczas robienia zdjęcia. Czasem ustawiam osoby np. na tle kalendarza, z widoczną datą, by po latach skojarzyć okoliczności wydarzenia. Czy taki kalendarz mógłby być wyznacznikiem mojej osobowości?

Portretowe zdjęcia nie tylko przedstawiają osobowość, ale często aspiracje, marzenia, kim chciałoby się być. Zdarzało mi się fotografować osobę na tle pięknego, ale niestety cudzego samochodu. W jakim celu? By się pochwalić przed kimś, by nacieszyć oko? A może, by pomarzyć o takim cudzie techniki?

Aparat fotograficzny jest prostym narzędziem do uchwycenia formy, ruchu i charakteru postaci. Nawet najlepszy artysta nie potrafiłby namalować tego pędzlem, co potrafi zarejestrować obiektyw.
 
Miałam możliwość zamówienia sobie portretu u zdolnego, ukraińskiego artysty malarza. Wystarczyło przekazać mu zdjęcie. Przeszukałam albumy, by wybrać właściwe. I co? Żadne z mojej kolekcji nie podobało mi się. W końcu wybrałam jedno, zrobione przed laty w krakowskim automacie. Zamówiony portret stoi na półce w moim pokoju, lubię na niego spoglądać.

 

Podobnie lubię spoglądać na moją karykaturę. Wśród wielu atrakcji w Krynicy, można było spotkać utalentowanego artystę plastyka Jerzego Kowalskiego, rysującego portrety turystom. Do rysowania karykatur potrzeba talentu i to nie tylko artystycznego ale i psychologicznego, by uchwycić sedno czyjejś osobowości.
Pozwoliłam sobie na odrobinę szaleństwa i zaspokoiłam ciekawość, jak wygląda moja karykatura.

Zastanawiam się czasami, o czym to świadczy? O mojej próżności? O moich kompleksach? Podobno o odwadze. Trzeba być odważnym by świadomie zdecydować się na karykaturę.

Nie dość, że lubię się fotografować, to jeszcze na dodatek chętnie wrzucam moje zdjęcia do sieci. Wielokrotnie zastanawiałam się co sobie ludzie myślą, że ja tak się afiszuję. Szczerze mówiąc mało mnie to interesuje. Lubię i już. Robię to dla siebie. Mam świadomość, że w rzeczywistości jestem brzydka, gruba, niemodnie ubrana. Zawsze byłam brzydka. Na zdjęciach zdecydowanie lepiej wyglądam, co oznacza, że jestem fotogeniczna. Zdjęcie, z którego jestem zadowolona poprawia mi samoocenę, sprawia, że znikają kompleksy co do mojej urody. 

Patriotyzm

Patriotyzm
Na codzień nie mówi się o patriotyzmie, zwłaszcza w sposób naukowy. Patriotyzm można rozumieć w kilku aspektach. Inaczej pojmuje Polak mieszkający w kraju, inaczej za granicą, a jeszcze inaczej w okresie wojny czy niepodległości.
Homar kiedyś powiedział: „Ojczyzną moją jest mowa polska”.
Patriotyzm zależy od tego jak wychowamy dzieci.
Co my zrobiliśmy dla ojczyzny, a nie co ona dla mnie zrobiła.
Jesteśmy sentymentalni. Wielu narzeka, że trudno jest żyć w nostalgii. Symbolicznie rozstają się z matką-ojczyzną, bardzo tęsknią, pamiętają o wszystkim co polskie. Próbują zbudować swoją małą ojczyznę, nazywają swoje sklepy, ulice, firmy polskimi nazwami. Polacy za granicą są bardziej zżyci niż w Polsce. Zwiększa się wrażliwość na sprawy polskie.
10 tys. Polaków w Anglii mają swoje szkoły, teatr, kościół. Są dumni z osiągnięć Polaków. Lecz jeśli się mieszka za granicą patriotyzm jest rozkojarzony. Ludzie czują się i jako Polacy i jako np. Anglicy. Polacy oglądający zawody sportowe, sportowcy grający w obcej drużynie, dzieci w szkole na lekcji historii.
Polskie prawo nie daje możliwości uzyskania podwójnego obywatelstwa. Odbywający się w tych dniach ( pierwsze dni maja 2001) Zjazd Polonii w Krakowie podjął tę kwestię.
Atrakcyjną formą wykazywania się patriotyzmem to udział w zespołach pieśni i tańca, w zajęciach przy kościele, wyjazdy do Polski na obozy, wakacje w kraju ojczystym, nauka ojczystego języka. W Polsce brak organizacji, które podjęłyby się organizowanie takich kursów, imprez.
Patrioci odbudowują wizerunek Polaków. Jesteśmy dumni z papieża, z osiągnięć polskich sportowców, polityków. To rodzaj narodowej psychoterapii. Jednak zdarza się, że kilku pijaczków, czy grupa pseudoturystów psuje opinię Polakom.
Niektórzy wyrzekają się Polski dla kariery. Rodzice nie przekazują dzieciom wiedzy o kulturze polskiej, nie uczą języka ojczystego, krzywdzą swoje dzieci, gdyż zubożają ich osobowość. Małżeństwa, które wzajemnie uczą się swoich ojczystych języków lepiej rozumieją się emocjonalnie, odnoszą większe sukcesy, mają w sobie wsparcie psychiczne. Budują nowe życie, „nowy dom” pełen tradycji.
Polacy w Polsce nie mają dobrego zdania o sobie, krytykują się nawzajem, nie uśmiechają się na ulicy. Kiedy jednak będąc za granicą ujrzymy bratnią duszę, ożywa w nas braterstwo, tęsknota za krajem, chęć zaczepienia rodaka i porozmawiania z nim.
Będąc w Bułgarii na obozie podczas wycieczki do Nesebaru spotkaliśmy Polaka grającego na harmonii. Jaka radość nas ogarnęła widząc 2 tys. km od Polski Polaka. Atrakcją wycieczki były nie piękne ruiny miasta, lecz właśnie ten staruszek grający i mówiący po polsku.
Ostatnie wakacje spędziliśmy w Hajduszoboszlo. Byliśmy tam zaledwie 10 dni. A kiedy ujrzałam dziewczynę z Leżajska, wracającą z zakupów wraz z dziećmi i mężem, nie wytrzymałam i zaczepiłam ich. Pytałam m.in. o pogodę w Polsce, co słychać w Leżajsku. Odczuwałam głęboką potrzebę poprzez tę rozmowę zbliżyć się duchowo z moim ojczystym krajem.

Dziewczyny PRL-u


    Lada dzień stuknie mi pół wieku. Pora na refleksje. Co nam zostało z tamtych lat? Jak zapisały się one w mojej pamięci? Krytykowane prawie przez wszystkich czasy PRL-u zasługują na ocenę indywidualną. Każdy ma swój stosunek do wydarzeń w tamtych czasach. Dla mnie te czasy, to moje dzieciństwo, moja młodość, moja edukacja , moje życie.

    Najbardziej kojarzy mi się epoka "odnowy" początku lat siedemdziesiątych. z hasłem "Pomożecie? Pomożemy". Gdy 20 grudnia 1970 - Władysław Gomułka utracił stanowisko szefa partii i państwa, na I sekretarza KC PZPR wybrano Edwarda Gierka, dotychczasowego przywódcę PZPR na Śląsku. 24 stycznia 1971 - Gierek jedzie do strajkującej stoczni w Szczecinie i po wielogodzinnej dyskusji z robotnikami skłania ich do przerwania strajku i poparcia nowego kierownictwa PZPR. Nazajutrz w Gdańsku na spotkaniu z robotnikami pyta: "Pomożecie?" a zebrani odpowiadają chórem: "Pomożemy".

Dzieciństwo
Fartuszki przedszkolne - kolorowe, z kieszonką na brzuchu i skrzyżowanymi paskami na plecach. Najczęściej szyły je dla swoich pociech  mamy, bądź babcie z taniego kretonu.
Świętego Mikołaja bezceremonialnie zamieniono na  - Dziadka Mroza.

Szkoła  
W szkołach nie było rewii mody. Wszystkich uczniów obowiązywały fartuszki szkolne - granatowe, atłasowe, bawełniane, a nieco później już wygodniejsze do prania i prasowania stilonowe ubranka noszone przez dzieci w imię równości. Kołnierzyk był elementem odczepianym co ułatwiało procesy czyszczenia. Fartuszki szyła mi babcia lub krawcowa. W późniejszym okresie, wraz z upowszechnieniem materiałów z włókien syntetycznych, pojawiły się mundurki "nonajron" w kolorze granatowym.
Obowiązkowym identyfikatorem przynależności ucznia do danej szkoły była tarcza szkolna, przyczepiana do rękawa fartuszka. W średniej szkole był to jeden z elementów kontrolowanych przez nadgorliwych nauczycieli. Kontroli podlegała m. in. jakość przyszycia tarczy do ubrania. Niedozwolone były agrafki, szpilki itp.
Worek na kapcie - worek, w którym należało przynieść do szkoły kapcie. Zmiana obuwia w szatni była surowo przestrzegana przez dyżurujących na korytarzu nauczycieli. Niesubordynowanych uczniów zmuszano do chodzenia w skarpetkach. Buty zmieniały głównie dziewczyny, chłopaki kombinowali. Worek na kapcie przytwierdzało się do tornistra
Czyn społeczny* - inicjatywa ludu pracującego miast i wsi polegająca na wykonywaniu masowo prac (najczęściej budowlano - porządkowo - melioracyjnych). Akcja była zakrojona na ogromną skalę, zwykle tuż przed wielkimi świętami (22VII, 1V, oraz branżowymi: Dzień Górnika, Hutnika, Budowlańca, ...).
Lektury z makulatury - akcja z roku 1982, polegająca na wydrukowaniu na papierze makulaturowym (papier druk. sat. kl. V, 71 g, 61 cm :-) wszystkich dzieł Mickiewicza w 4 tomach. Niniejszy komplet, za symboliczną opłatę 300 zł mógł nabyć każdy, kto w odpowiednim momencie wykazał się szybką reakcją i odprowadził do punktów skupu surowców wtórnych min. 20 kg makulatury, na co pobrał stosowny kwit Makulatura - obowiązkowe dostawy makulatury mobilizowały rodziców, najbliższą rodzinę i sąsiadów. Nie miałeś wymaganych kilogramów papieru, nie było kwitka, a bez niego w szkole ani rusz
Murziłka - prenumerata obowiązkowa, pomagała w nauce języka rosyjskiego. Korespondowało się z uczniami ukraińskich szkół podstawowych. Dostałam od koleżanki z Borysławia pończochy non iron, tzw. kaprony, mapę Rosji i książkę.
SKO - szkolne PKO, gdzie młodzi Polacy lokowali swe pierwsze pieniądze. Nierzadko odejmując od ust rodzicom, dzięki wiecznie trwającej szkolnej rywalizacji - która z klas ma najwięcej "uzbierane". Najlepsza klasa otrzymywała gratulacje na apelu szkolnym
Pochody pierwszomajowe - kultowe spędy ludu pracującego miast i wsi. Za cenę niesienia czerwonej szturmówki lub wizerunku towarzysza panującego, można było zaopatrzyć się w sprzedawane ze specjalnych samochodów, luksusowe artykuły nieosiągalne w innych okolicznościach. Po sprawdzeniu listy obecności można było zgubić się w tłumie.
Kary szkolne -
Stanie w kącie - pokuta za różne wybryki, np. śmianie się, rozmawianie podczas lekcji, rzucanie papierowych kulek. Ale np będąc w I klasie osobiście stałam w kącie, za brak materiałów na prace ręczne. Była to dla mnie kara niesprawiedliwa, bo nie z mojej winy. Rodzice nie zawsze na czas przygotowali mi potrzebne gadżety.
Wyjście z sali lekcyjnej - kara wyjątkowo nudna, chyba że coś ciekawego działo się na korytarzu.
Przeniesienie do klasy równoległej - kara dość poniżająca; wymierzana przy nagannym zachowaniu.
Pisanie 100 razy w zeszycie "Nie będę pisał po ławkach" albo "Nie będę rozmawiał na lekcjach" - pisanie dotyczyło samego przewinienia. Kara bardzo czasochłonna. Pisałam 100 razy "9 x 4=36". Do dzisiaj tabliczka mnożenia kojarzy mi się z tą karą.
Odbieranie metalowych rurek z automatycznych ołówków - kara dotkliwa, bo w efekcie zostawało się z całą masą ołówków bez rurki. A bywało gorzej, jeśli odebrano rurkę od ołówka pożyczonego od starszego rodzeństwa. Szlagierem w tamtych czasach były czeskie ołówki automatyczne, bardzo dobre do tych celów.
Przyniesienie kwiatka w doniczce - stosunkowo najłagodniejsza kara. Wymierzana jak się stłukło kwiatek w klasie. Jeśli był to ulubiony kwiatek pani nauczycielki to miało się bardzo długo przechlapane.
Rekwirowanie procy, strzykawki, smoczka, jajka na wodę - w przypadku strzykawek co niektórzy nauczyciele płci męskiej wstrzykiwali zawartość za kołnierz delikwenta. Kara odbijała się tragicznie się na duszy poszkodowanego, bo chwilę po rozbrojeniu dopadali bezbronnego uzbrojeni po zęby przeciwnicy.
Targanie za uszy - paskudztwo. Dodatkowo połączone z wystawieniem na widok publiczny podczas przerwy. Zyskiwało się tym tylko opinię frajera, który dał się złapać.
Wezwanie rodziców do szkoły - stosowana w moim przypadku za gadulstwo z przyjaciółką w czasie języka polskiego w liceum.
Upomnienie na apelu - nieskuteczne, jeśli osobnik był wyjątkowo zdemoralizowany.
Obniżenie oceny ze sprawowania -j.w.
Walenie zeszytami, książką albo dziennikiem po głowie - kara standardowa celem upomnienia. Nauczyciel dawał znak, aby delikwent skupił się na lekcji. Preferowali nauczyciele, którzy nie potrafili w inny sposób zadbać o swój autorytet. Nauczyciel, którego wszyscy się bali, albo który umiał coś nauczyć nie potrzebował takich argumentów.
Wpis uwagi do dziennika - miała trwały charakter i nie dawała się wymazać. Wymierzana z niegroźnych powodów.
Bicie po łapach albo po głowie - bardzo bolesna i upokarzająca. Każdy nauczyciel miał ulubiony przedmiot, np. metalową linijkę, skakankę-rzemyk, wycior - to takie coś do czyszczenia karabinka. Do wyboru, do koloru

Gry i zabawy
 Zabawy blokowe - bez wątpienia jednymi z najlepszych miejsc do zabawy były klatki schodowe w osiedlowych blokach, które wydawały się nieograniczonymi przestrzeniami wprost stworzonymi do uprawiania przeróżnych sportów i zabaw. To właśnie na klatkach schodowych skupiało się życie towarzyskie blokowej paczki, kiedy na podwórku panowały niesprzyjające warunki. Można tu było bawić się w chowanego, wojnę, grać w piłkę , siatkę, czy zwyczajnie się poganiać. Oczywiście wszelkie formy klatkowej aktywności były bezwzględnie tępione przez większość lokatorów, co wymuszało naukę szybkiej ewakuacji z bloku.
W państwa- gra strategiczno - zręcznościowa, wymagająca ostrego narzędzia i kawałka dobrej gleby. W myśl hasła "każdemu po równo", przeciwnicy rozpoczynali z takim samym terytorium, które to poprzez odcinanie kolejnych kawałków państwa przeciwnika starali się powiększać. W państwa graliśmy w podstawówce, na przerwach, po lekcjach.
Na podwórku nóż miał wiele ciekawych zastosowań.
"wywołuję wojnę przeciwko... czarne piwko... jasne piwko..." . Do dziś mam pamiątkę z gry w wojnę. Pozostały mi dwa uszczerbane zęby, bo nieopacznie wpadłam na młodszego kolegę.
w butelkę* - ekscytująca zabawa imprezowa związana z obrotem butelką wewnątrz kręgu, osoba na którą wskazała butelka była np. całowana przez obracającego.
Gry inne -
dwa ognie -  podstawowa konkurencja na podwórku, na koloniach i lekcjach WF. Zasady proste: dwóch zawodników staje na przeciwko siebie, pomiędzy nimi dowolna ilość graczy w charakterze zwierzyny do odstrzału. Zbijający ciskają piłką w piszczących z rozkoszy graczy eliminując ich w ten sposób z dalszej gry. Jeśli piłka została złapana przez niedoszłą ofiarę, gracze zamieniali się rolami i była okazja do słodkiej zemsty.
W chowanego - kryjący za pomocą specjalnej odliczanki, odmierzał czas na ukrycie się pozostałych graczy. Treść wyliczanki: "Pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie schowa ten kryje" poczym następowało odliczanie do ustalonej wcześniej liczby. Najczęściej było to 100. Następnie rozlegał się przeraźliwy okrzyk "Szuuuuukaaam!!!" i kryjący ruszał ostrożnie na łowy. Należało wytropić ukrytych kolegów, zanim zdążą dobiec do miejsca "zaklepywań". Triumfalny okrzyk " Raz, dwa, trzy za siebie" nie pozostawiał złudzeń, ktoś nas przechytrzył.
W palanta,
klasy - jedna z gier "dziewczyńskich", polegająca na skakaniu po wyrysowanych na płytkach chodnika lub asfalcie. Podobna do "chłopka"
chłopek - gra "dziewczyńska" polegająca na skakaniu po narysowanym na asfalcie "chłopku" i zaliczaniu kolejnych etapów. Dodatkowo trzeba było celnie rzucać drobnym kamyczkiem w odpowiednie pola "chłopka". Charakterystyczny obrót w podskoku na głowie biedaka był jedną z trudniejszych ewolucji.
 Palec pod budkę - bo za minutkę zamykam budkę. Minutka minęła, budka się zamknęła. Okrzyk wywoławczy służący zebraniu chętnych do gry
Trzepak* - centralny punkt podwórka, który pełnił rolę bramki, przyrządu do akrobacji, ławki wysokościowej, miejsca spotkań. Królował nad pozostałymi elementami infrastruktury podwórkowej
Worek foliowy  - z bardzo grubej folii. Stosowany raczej w terenach niezurbanizowanych. Stanowił doskonalszą (resorowaną) wersję sanek. Niezapomnianych wrażeń dostarczał, jeśli w połowie górki worek się rozdarł i zgubił słomę - zwłaszcza na wyjeżdżonej i oblodzonej górce
Sztole - bardzo popularna gra zręcznościowa z użyciem 5 małych, żelaznych i dość ciężkich elementów ze śrubą na jednym końcu, używane do podków końskich. Kowal wkręcał 2 sztole po obu końcach podkowy końskiej na zimę, w celu zapobieżenia ślizgania się konia na śliskiej, oblodzonej nawierzchni. To taki rodzaj zimowych opon czy łańcuchów dla ciężarówek w górskim terenie. W różnych regionach znane były pod inną nazwą. Były sztole, hacle, hacele, hample, hufnale, koble, grefy. Podobnie jak z ziemniakami, na które mówiło się kartofle, z poznańskim pyry czy po góralsku grule.
Sztole do gry zdobywałam u kowala Martuli, który mieszkał na ulicy Sanowej w Leżajsku. Pozwalał mi grzebać w brudnej skrzyni, bym spośród zużytych i zdeformowanych mogła wybrać mniej zniszczone. Zardzewiałe po kilku dniach gry stawały się błyszczące. 
5 hacli (sztoli) rozkładało się na dłoni, podrzucało się w górę i łapało na różne skomplikowane sposoby, np. podrzucając jeden trzeba było zgarnąć pozostałe 4 sztole leżące najczęściej na kocu, na podłodze, podrzucając 4 sztole zgarniało się jednego. Pamiętam, że istniało wiele wymyślnych technik. Niektórzy do gry używali zwykłych kamyczków. 
Okręty - czyli polska, uboga ale ciekawa wersja Master Mind'a. Jeśli nie pamiętasz to, dwu graczy rysuje po dwa pola 10 x 10 oznaczone A, B, C, D, E, F, G, H, I, J poziomo i 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 pionowo, na kartce w kratkę. Jedno pole służy do narysowania swoich okrętów. Drugie jest odpowiednikiem pola przeciwnika na którym notuje się swoje „strzały”. Każdy rysuje w dowolnym miejscu na polu 1 okręt „czteromasztowy” zajmujący cztery kratki w jednej linii, 2 okręty „trzymasztowe”, 3 okręty „dwumasztowe”, 4 okręty „jednomasztowe”. Pojedynczymi „strzałami” np. A4 próbuje się zlokalizować i trafić każdy z członów okrętu przeciwnika. Przeciwnik musi po strzale powiedzieć „pudlo”, „trafiony” lub „trafiony-zatopiony”. W grze chodzi o zlikwidowanie floty przeciwnika.
Świetna gra w czasie nudnych lekcji. 
Modele do sklejania - plastykowe modele do sklejania koloru białego lub zielonego, były do nabycia na ogół w Składnicach Harcerskich. Podstawowym modelem do sklejania był samolot JAK oraz MIG. Czasami trafiały się statki. Niekiedy w sklepie pojawiały się modele prod. NRD, które były dobrze do siebie dopasowane i w dodatku koloru szarego. Jeszcze lepsze były produkcje czechosłowackie, prezentowały one jednak mało spotykane u nas jednostki latające. Modelami pasjonowali się moi synowie. Do dzisiaj leżą ich szczątki w piwnicy.
Bierki* - fajowa gra z cieniutkimi patyczkami wymagająca sprytu i sprawnej ręki. Dwa trójzęby po 25 punktów, 3 harpuny po 15, 3 wiosła po 10, 3 bosaki po 5 i 24 oszczepy, każdy po 1 punkcie. Na pudełku opisywana jako "gra marynarska". Najbardziej intrygujące było w jaki sposób grają w nią marynarze na statkach bujanych przez fale...
Pele Mele - Złote Myśli to zabawa psychologiczno-wywiadowcza, polegająca na gromadzeniu odpowiedzi na istotne pytania zadawane na stronach specjalnych zeszytów. Na każdej stronie umieszczone było jakieś pytanie typu "ulubiony aktor" lub "czy masz dziewczynę?". Osoby wpisujące odpowiedzi podpisywały się pseudonimem. Pytanie najczęściej układano tak, aby można było dowiedzieć się ciekawych rzeczy o osobie, prześledzić konfiguracje towarzyskie w klasie.
Pchełki - kolorowe plastikowe kółeczka w brązowym pudełeczku. Gra polegała na jak najszybszym wgonieniu mniejszych kółeczek do połówki pudełka, poprzez ich odpowiednie naciskanie większymi kółkami, dzięki czemu te małe uroczo skakały
Piekło-niebo - poskładana w wysoce niestandardowy sposób kartka papieru z miejscami na cztery palce. Po ich włożeniu można było na zmianę pokazywać dwa obrazki narysowane na ściankach powstałych ze złożenia figur. Najlepiej piekło-niebo robiło się z kartek A 4 wyrywanych ze środka zeszytu

Pamiętnik -

hobby - PRL-owskie zamiłowania hobbistyczne, to jedno z bardziej fascynujących zagadnień minionego okresu. Hobby tamtych lat, to głównie wszelkie zbieractwo. Bardzo modne było kolekcjonowanie zagranicznych opakowań po papierosachz czekoladopakowań po zagranicznych słodyczach., które pięknie eksponowane na słomianej macie, były ozdobą   nie jednego mieszkania. Tabliczka czekolady kosztowała 19 zł, podczas, gdy chleb był 2 razy od niej droższy. Podobnie jak przy "historyjkach" z Donaldów, przeglądaniu zbiorów towarzyszyło wywąchiwanie zapachów z eksponatów. Bliźniaczym hobby było zbieranie puszek czy butelek po piwie. Były na tyle cenne , że trzymano je często za szkłem w regałach, częściej jednak były zwieńczeniem meblościanek. Było to bardzo eleganckie i światowe. Piwo w puszce było symbolem dobrobytu zachodniego świata, puste puszki po piwie dawały posmak Europy.  Zdobywało się widokówki,  kolekcjonowało rozmaite odznaki (metalowe i plastikowe), które kupowało się w kioskach Ruchu, dostawało od znajomych, zdobywało na rajdach, albo które dostawali w pracy rodzice Odznaki te znajdowały swoje poczesne miejsce na "słomiankach" - uroczym elemencie wyposażenia każdego socjalistycznego gospodarstwa domowego (maskującym krzywe źle otynkowane ściany, pokryte kiepskiej jakości farba). Zbierano również : nalepki, etykiety zapałczane, papierowe serwetki,  zdjęcia aktorów (w tym radzieckich), małe Modelarze, modele plastikowe do sklejania, breloczki, proporczyki, znaczki  okolicznościowe (wpinane w klapę) i znaczki pocztowe.
Zbieractwo zostało mi do dzisiaj. Kolekcjonuję kubki i filiżanki. Najlepszym "suwenirem" z podróży jest ciekawy kubek, czy ładna filiżanka. Z wielkim sentymentem, ślęcząc godzinami przy komputerze, wypijam z nich aromatyczną kawę czy herbatę. Obstawione mam biurko kilkoma takimi gadżetami.


Rozrywki umysłowe
Państwa, miasta - niesamowicie ambitna gra dla intelektualistów polegająca na dobieraniu państw, miast, zwierząt, roślin na żądaną literę. Stanowiła główną i ulubioną rozrywkę w szkole podstawowej. Grałam często wieczorami z siostrami, Ulką i Hanką Woltyńską. Jedyna gra dydaktyczna, która przyjęła się bez ingerencji i przymusu dorosłych. Na wybraną losowo literę należało wypisać na kartce nazwy państw, miast, rzek, zwierząt , samochodów, imion itp. Ciekawy był sposób wyboru litery. W myślach przepowiadało się alfabet aż do momentu gdy jeden z graczy mówił "STOP". Zastopowana maszyna losująca ujawniała na jaką literę piszemy hasła i gra ruszała. Kto pierwszy skończył pisać mówił "stop" i sprawdzał co się w tym czasie udało wypocić przeciwnikom. Po zliczeniu punktów, literę losowała następna osoba. Gra wysoce edukacyjna, pozwalała po pewnym czasie opanować pamięciowo całkiem spory materiał. Do dziś pamiętam: -Państwo na "Z" - Związek Radziecki.
Wyszukiwanie państw, rzek, gór na mapie. Wkradałyśmy się do sali lekcyjnej i ślęcząc przed wiszącą na ścianie mapie popisywałyśmy się znajomością geografii.
W Trybunie Ludu ukazywały się łamigłówki umysłowe. Uwielbiałam spędzać czas na ich rozwiązywaniu. Były to lata 70-te.
W 1979 roku, będąc na szkoleniu w Rzeszowie kupiłam sobie Master-mind - szalenie popularną grę polegająca na prawidłowym ułożeniu kolorowych grzybków, układu wymyślonego przez przeciwnika.
Kostka Rubika - kostka węgierskiego pochodzenia ze ściankami (trzy na trzy) w sześciu różnych kolorach, którą po wymieszaniu za pomocą ruchów obrotowych trzeba było doprowadzić do stanu w jakim opuściła fabrykę. Zadanie to nie było łatwe, więc dla wielu zabawa kończyła się rozebraniem przedmiotu irytacji na czynniki pierwsze i ponownym złożeniem
Gra półsłówek -Idea gry polega na kombinowaniu i przestawianiu liter, tak, aby otrzymać wyrażenia o zupełnie innym, a często śmiesznym znaczeniu np.: gra półsłówek --> sra półgłówek, bajka Jurka, palec z meniskiem, chuchanie na rondzie, rój Hektora, serwus Niusia, stój, Halina!, miłosna Żaneta,

Kolonie, obozy, zimowiska
Kolonie - alternatywna wobec harcerstwa forma zorganizowanego wypoczynku dla dzieci i młodzieży. Apele, śpiewanie hymnu "Wszystko co nasze Polsce oddamy...",  wycieczki poglądowe do zakładów pracy, muzeów, spotkania z działaczami, kombatantami, "wieczorki" kolonijne... Już po trzeciej klasie szkoły podstawowej pojechałam na kolonię letnią. Potem corocznie wyjeżdżałam. Dzięki temu zwiedziłam pół Polski.
Zielona noc - legenda - postrach wśród co poniektórych uczestników kolonii, półkolonii i obozów. Dla większości zaś okazja do świetnej nocnej zabawy: smarowanie ubrań (cudzych) pastą do zębów.

Bułgaria - kraina wakacyjnego szczęścia. Miejsce wypoczynku prominentów oraz ludzi pracy. Ci ostatni albo nie dojadali przez cały rok, by uciułać na wymarzone wczasy w Bułgarii albo jechali tam w nagrodę wytypowani przez związki zawodowe i komórkę partyjną. Miałam szczęście przez 2 tygodnie opalać się na bułgarskich plażach.


 Moda
W czasach PRLu naturalną rzeczą była chęć odróżnienia się od pozostałych ludzi w zakresie mody, stylu życia, etc. Nie łatwo było o oryginalność. Społeczeństwo jednak zdawało egzamin w tej dziedzinie. Każdy radził sobie jak mógł. Sklepowe półki świeciły pustką, jednak ludzie zdobywali prawie wszystko. I nie trzeba było dużych pieniędzy.  Wystarczył spryt, pomysł i inwencja twórcza. Wiele rzeczy po prostu się załatwiało. Za alkohol, papierosy lub po prostu po znajomości.
Kaprony- W latch bodajże 60-tych modne były kaprony. To pończochy non iron, na które nie każdego było stać. Pamiętam, że takie pończochy dostałam od mojej koleżanki z Borysławia. Będąc w 6 lub 7 klasie szkoły podstawowej (ok. 1967 r), korespondowałam z dziewczyną w ramach nauki języka rosyjskiego. Modne pończochy reperowało się w punktach repasacji pończoch.
Bananówa - bardzo charakterystyczna dla lat 70-tych sukienka do ziemi. Wykonana z podłużnych kawałków materiału, wykończona na dole falbaną. Najczęściej bardzo kolorowa, czasami z janes-u. Klasyczny wzór przewidywał łączenie dwu kolorów. Do "bananówy" bardzo pasował kapelusz z olbrzymim rondem, najlepiej wykonany z tego samego materiału co sukienka. Bananówę kupiłam sobie w pierwszym roku studiów w krakowskim Pedecie. Na zapleczu sklepu znajdował się punkt krawiecki, gdzie prawie na poczekaniu skrócono mi taką spódnicę. Bananówa była moim hitowym strojem podczas Juwenaliów.
Buty z NRD - krajowy przemysł nie zapewniał odpowiedniej ilości butów dla swoich obywateli, a importerzy nie troszczyli się o słabiej uposażonych konsumentów. Jeśli ktoś odczuwał silną  potrzebę posiadania nowych butów, wybierał się na wycieczkę do NRD. Pantofle przywiezione z takiej wycieczki co prawda nie spełniały podstawowych wymogów obowiązującej mody, ale zaspokajały najbardziej podstawowe potrzeby.
Ćwieki, agrafki, inne żelastwo - przedziwna moda na wbijanie we wszystkie elementy odzieży metalowych ozdóbek. Najczęściej były to agrafki łatwe do nabycia w każdej pasmanterii. Bardziej wymagający musieli starać się o ćwieki, czyli metalowe "guzki". Im więcej się ich nabiło tym lepiej. Ideałem było by całkowite zasłonięcie ćwiekami materiału. Najczęściej ofiara ćwiekowania padały kurtki "moro" i inne dżinso-podobne. Następnie w szale twórczym zaczęto przybijać do odzieży łańcuchy, blachy, sprzączki od pasków a nawet kłódki. Aż żal było patrzeć jak ten i ów musiał na wątłych nóżkach, odzianych w naćwiekowane "rurki" dźwigać ten cały majdan. W okresie stanu wojennego, nosiło się wpięte w klapę oporniki. To jednak było coś więcej niż zwykła ozdoba.
Dzwony - to powracający dziś symbol mody lat 70-tych. Były to obcisłe do bólu spodnie (kupowało się specjalnie za małe, następnie wciskało się je na mokro w wannie i pozostawiało do wyschnięcia na ciele), z bardzo mocno rozszerzanymi od kolan nogawkami w kształcie dzwonu. Spod nogawki pod żadnym pozorem nie mogły wystawać buty (najczęściej "koturny"). Dopuszczalne było wszywanie w dolną część nogawki, szerokich klinów. Dla podniesienia efektu, w tylniej kieszeni spodni można było umieścić grzebień, im większy tym lepiej.
Farbowane podkoszulki w koła - to odpowiedź na monotonię i szarzyznę oferowaną przez handel . Ten efektowny ubiór wykonywało się samemu w domu. Należało za pomocą kilku gumek recepturek pozaciskać zwykłą białą podkoszulkę. Następnie całość wkładało się do gara z farbką. Potem już tylko płukanie w occie dla utrwalenia koloru i gotowe. Miejsca zaciśnięte gumkami nie przyjmowały farby, tworząc jaśniejsze koła. Najlepszy efekt uzyskiwało się przez zaciśnięcie kilku gumek, na zebranym w "ogon" froncie koszulki. W ten sposób uzyskiwaliśmy kilka kół, jedno w drugim.   
Gdyby ubrania i buty tej jakości, co dziś sprzedawano w PRL to niemal każdy by uznał je za 'buble'. Buty musiały wytrzymać co najmniej rok, tymczasem dziś z trudem daje się przechodzić pół roku i to nawet w tych markowych. Ubrania często są źle skrojone, niedopasowane do sylwetki i proporcji Polaków (robione wg norm Unii Europejskiej). Jeżeli chodzi o sprzęt agd, to też niczym się on nie wyróżnia pod względem funkcjonalności i niezawodności oprócz wyglądu przyciągającego wzrok. Dziś na własnej skórze możemy się przekonać, że te niby-buble wcale nie były aż tak złe. Do dziś w wielu domach są w użyciu sprawne socjalistyczne pralki, lodówki, żelazka, radia, rowery, nie mówiąc już o samochodach.
Poszczególne grupy społeczne wyróżniały się ubiorem, stylem życia, formą spędzania czasu. Zdecydowanie wyróżniała się grupa artystów, plastyków, aktorów, którzy nosili się ekstrawagancko. Politycy ubierali się obowiązkowo w stylu radzieckim.
Każdy miał swoją krawcową, ale też prawie każdy potrafił sam uszyć sobie modną bluzeczkę, sukienkę, a nawet spodnie czy strój kąpielowy.
Kobiety nagminnie dziergały na drutach sweterki, czapki, berety, kapelusiki. Włóczkę można było kupić w sklepie z pasmanterią, w późniejszych czasach kupowało się piękne moherowe lub boucle w pewexie za dolary lub bony towarowe. Modne od zawsze były swetry, rękawiczki, szaliki i skarpety wełniane z owczej wełny.  Dostępna była wełna wielbłądzia. Wyroby wełniane były ciepłe, jednak niewygodne, bo nie dość milutkie jak moherowe i 'gryzły'. Skarpety się cerowało, każdy umiał cerować, bo uczył się tego na zajęciach praktycznych w szkole podstawowej.
Kto mieszkał w dużym mieście miał dostęp do kolekcji Hoff. W Warszawie w domach towarowych PDT ubierały się wszystkie modnie ubrane kobiety. Musiały poświęcić dużo czasu na kilometrowe kolejki do super modnych, jak na tamte czasy ciuchów.
Popularnym zajęciem było szydełkowanie i haftowanie. Szydełkiem obrabiało się chusteczki do nosa, obrusy. Piękne hafty zdobiły nie tylko obrusy, pościel własnoręcznie uszytą, ale także modne były haftowane bluzeczki. Ta tradycja przekazywana była jeszcze przez nasze babcie.
Modna, łatwo dostępna i tania była biżuteria z Jabloneksu. W sklepach można było kupić piękne srebrne pierścionki, broszki, kolczyki. Czy były drogie? Chyba każdego było na nie stać, jeśli tylko lubił. U nas dostępne było złoto, kupowane od handlarzy lub samemu w Związku Radzieckim. Chyba każdy miał w domu złote pierścionki, łańcuszki, kolczyki kupowane niekiedy jako lokata pieniędzy. Złota biżuteria od naszych przyjaciół zza granicy była nie tyle ładna, co ciężka i wysadzana dużymi kamieniami szlachetnymi. Handlowanie złotem to była nieźle opłacalna profesja. Raczej nie było szansy kupić złotego pierścionka bezpośrednio w sklepie, no chyba, że za łapówkę. Liczyły się też znajomości. Sklepowe, które miały dostęp do towaru, zazwyczaj wywoziły go na handel do Bułgarii, Rumunii, Rosji czy na Węgry.

Sport
Masowy sport to popularna siatkówka, piłka nożna. Młodzież trenowała boks, karate. Każdą wolną chwilę spędzała nad wodą, w Leżajsku chodziliśmy nad staw przy ulicy Siedlańskiej (obecnie Wyspiańskiego). Zimą, kiedy woda zamarzła w stawie chodziło się na łyżwy. Zresztą na łyżwach jeździło się także na ulicy, do późnej nocy przy świetle lamp, całkiem bezpiecznie, bo nie było wtedy takiego ruchu.
W latach 60. dostępne były łyżwy przykręcane do skórzanych trzewików. Przykręcało się kluczykiem żabki po bocznych stronach podeszwy. Starsza wersja łyżew, których ja już nie miałam, wyposażona była w bolec montowany w obcasie buta, luzowało się żabki a potem skręcało kluczykiem, w obcasie buta była prostokątna ,metalowa żabka z otworem dopasowanym do bolca w tej okrągłej podstawce. Dodatkowo zapinano skórzanym paskiem, przeciąganym przez otwory w płozie i zapinano z zewn. strony kostki.

Wyścig pokoju-
Piłka nożna-

Muzyka
Laskowski Janusz - poniewierany przez media, za to uwielbiany przez publikę, którą potrafił zawojować jedynie sam z gitarą. Obok Africa Simone i Boney M, król pocztówek dźwiękowych. Największe jego hity to "Beata z Albatrosa", "Żółty jesienny liść" i podebrane przez Marylę Rodowicz podczas Sopotu '77 - "Kolorowe jarmarki".
Szpulowiec* - konkretny magnetofon, który odtwarzał taśmę nawiniętą na plastikowe szpule. Najpopularniejsze były szare Grundigi oraz polskie ZK

Dzień Kobiet 
Dzień Kobiet* - oficjalne święto wszystkich kobiet obchodzone 8 marca każdego roku. Każda kobieta w zakładzie pracy dostawała wtedy z Działu Socjalnego goździk szt. 1 za pokwitowaniem (a nierzadko za okazaniem dowodu osobistego) oraz jakiś deficytowy towar, np. paczkę rajtuz albo kawę, również za pokwitowaniem. Oprócz tego, były okolicznościowe przemówienia dyrekcji zakładu
W drugiej połowie lat 70. pojawiły się pierwsze oznaki kryzysu ekonomicznego, jedną z jego oznak było wprowadzenie w 1976 r. kartek na cukier. Dotychczas przez wiele lat był w cenie 10,50. 

1 Maja
    Pochody 1 Majowe były obowiązkową imprezą czczącą święto pracy. "Niech się święci 1 Maja", "Niech żyje sojusz robotniczo-chłopski". Takie hasła na transparentach nosili wyznaczeni uczestnicy pochodów 1 majowych. Jako uczniowie staraliśmy się spóźniać na pochód, aby trafić na moment, kiedy flagi i transparenty zostały już rozdysponowane. W podstawówce 1 raz, będąc członkiem tanecznego zespołu , w stroju ludowym tańczyłam przed trybuną. W liceum, maszerowałam z czerwoną krawatką jako członek ZMSu. Będąc na studiach w Krakowie, nie byłam ani razu na takich uroczystościach, ani jako uczestnik, ani jako kibic. Natomiast chętnie oglądałam telewizyjne relacje z pochodów 1 majowych z Moskwy, Warszawy i in. miast.

Stan wojenny
12/13 grudnia 1981 - około północy zostaje wprowadzony stan wojenny na terenie całej Polski.
W pierwszych miesiącach stanu wojennego, w godzinach pomiędzy 22 a 6 (w miesiącach późniejszych pomiędzy 23 a 5) obowiązywała godzina milicyjna. Obywatele nie mogli przebywać w miejscach publicznych w czasie jej obowiązywanie jeżeli nie posiadali specjalnego zezwolenia. Zatrzymanie w czasie godziny milicyjnej bez zezwolenia groziło aresztowaniem i wysokimi grzywnami.
Zakłady pracy mogły wydawać pracownikom zezwolenia - przepustki, jeżeli pracownicy musieli w ramach pracy lub dojazdu do/z pracy przebywać poza domem w czasie godziny milicyjnej
W latach 80. wydawanych było wiele kartek. Przepisy o reglamentacji zmieniały się bardzo często, znajomość aktualnych przydziałów i komu one przysługują stanowiła swoistą dziedzinę wiedzy. Zmieniały się typy kartek, zmieniały się grupy osób uprawnionych do poszczególnych typów kartek
Kartki uprawiały do zakupu towarów objętych reglamentacją, poza mięsem (oraz w początkowym okresie tłuszczami). Były wydawane tym którzy byli uprawnieni do kartek. W latach 80. wiele różnych artykułów było reglamentowanych: mydło, proszek do prania, mąka, inne produkty zbożowe, czekolada, cukierki, papierosy...
Papierosy, wódka, książki były towarem delikatesowym. Kupowano je obowiązkowo, czy ktoś palił, pił, czytał, czy nie. Za ten towar można było wiele załatwić. Za akademicką książką do biologii stałam kilka godzin w kolejce przed księgarnią, w mroźny, zimowy dzień. Nie udało mi się jej kupić. Przede mną stały tłumy wiejskich bab, które podkupiły mi tę książkę.

Kredyt MM - kredyt dla młodych małżeństw - można było dostać np. odkurzacz (normalnie nie do dostania, a dla MM stały i czekały), albo inne luksusowe towary, np. polski TV kolorowy (46000 zł), pralkę automatyczną (10500 zł), żelazko, aż po plastikową miednicę. Tak, tak! Miednicę. Kiedy ja stałam całą noc w kolejce przed Eldomem, by zapisać się na listę MM-na pralkę automatyczną, mój znajomy pokazywał kolejkowiczom, autentyczny dokument podpisany przez Naczelnika Miasta Leżajska z prośbą o zakup miednicy, niezbędnej młodemu małżeństwu do codziennej toalety.
Lista społeczna - namiastka demokracji. Cała kolejka zapisywała się na listę, która była dwa razy dziennie odczytywana, rano i wieczorem. Trzykrotna nieobecność powodowała komisyjne usunięcie z aktualnej listy (kiedy ci ludzie mieli pracować?). Społeczny komitet kolejkowy -układano tam listy osób, które pragnęły zakupić tapczany czy krzesła. Przewodniczący a tacy spontanicznie wyłaniali się z tłumu, przeważnie z grona osób najbliżej stojących rolowali się w momencie zakupu mebli. Komitet urzędował przed sklepem przez 24 godziny, były więc także dyżury nocne. Rano wszyscy zapisani mieli obowiązek stawienia się na miejscu. Każdy znał swój numer na liście. Głośno czytane były nazwiska zapisanych osób i każda z wyczytanych musiała potwierdzić swoją obecność. Ta sama procedura powtarzana była o godzinie 11 w nocy. W przypadku jakiejkolwiek niejasności, ludzie komitetu sprawdzali dane personalne z dowodem osobistym. Jeżeli osoba zapisana na liście nie mogła się zgłosić, musiała wydelegować swojego upoważnionego przedstawiciela lub przekazać komitetowi dowód osobisty. Nowi kandydaci na klientów meblowych zapisywani byli jedynie przez członków komitetu, co respektował personel sklepu. Trzech przedstawicieli komitetu było obecnych przy odbiorze przywożonego towaru. Istniały znikome szansę zakupu mebli poza kolejnością.
    Ta technika i organizacja oczekiwania na towar została powszechnie zaakceptowana. W kolejkach jest samo życie: ujawnia się niezwykła solidarność i życzliwość (wzajemne informowanie się, zajmowanie miejsc, pilnowanie dzieci, psów itp.), zawiązują trwalsze przyjaźnie. 
Kolejki - miejsce spotkań towarzyskich, szczególnie lubiane przez emerytów i rencistów. Co bardziej zaradni potrafili stać w kilku-, a najzaradniejsi w kilkunastu kolejkach jednocześnie, wszędzie zajmując miejsce i stojąc po parę minut w każdej z nich. W sytuacjach skrajnych, gdy ekspedientka wydawała towar po 1 sztuce na głowę, należało po dokonaniu zakupu szybko udać się do domu, przebrać w ubranie w innym kolorze i stanąć w kolejce. Kolejki przed sklepami, stacjami benzynowymi, a także urzędami paszportowymi i konsulatami, stawały się w niektórych okresach ważnym miejscem kontaktu międzyludzkiego. Eksplodują jednak również brutalność i chamstwo, ujawniają się złe instynkty. „Plagą" są ci, co mają prawo do zakupów poza kolejnością  inwalidzi, emeryci, matki z dziećmi; owe osoby uprzywilejowane traktowane są z coraz mniejszą kurtuazją i cierpliwością przez tłum, a stosunek do nich każe zadumać się nad stanem kultury współżycia. Ekspedienci mocno je zapierali i wpuszczali do sklepu tylko po pięć osób.
"Rzucili mięso!",  - okrzyk wywoławczy do szturmu na sklepy. Mięso rzucano najczęściej w godzinach porannych, więc aby je kupić trzeba było wyjść wcześniej z pracy. Najmniejszą porcją kupowanego mięsa był kilogram lub jego wielokrotność. Najlepszym wyjściem było posiadanie babci albo dziadka na emeryturze, którzy mogli stać w kolejkach.
"Ocet na pólkach"- Pamiętam czasy, kiedy w sklepach był tylko ocet na półkach. Ale były też czasy, kiedy tego octu brakowało. Najczęściej w sezonie ogórkowym, czy jesienią, kiedy pojawiał się wysyp grzybów.

Talony na samochody* -"zaradny",  mając talon sprzedawał 10-letniego malucha, kupował nowego i jeszcze kasa była w domu  ponownie. Działało
Marzeniem był Fiat 126p.- Samochód dla każdej rodziny. Fatalna Imitacja Auta Turystycznego: jednoosobowego, dwudrzwiowego i wielokrotnie przepłaconego.

Teczki - jeden ze sposobów aby dostać w kiosku ulubione czasopismo. Oprócz teczki niezbędną była zaprzyjaźniona kioskarka, która podczas rozdzielania prasy wkładała odpowiednie pismo do odpowiedniej teczki, ponieważ teczek zawsze było więcej niż czasopism. 

Bimber - (księżycówa, samogon, krzakówa) początkowo produkowany w mniejszych aglomeracjach i na wsiach, wraz z pogarszającą się sytuacja rynkową, zawitała do wielkich miast, stając się nieodzownym hobby wielu mieszkańców socjalistycznych blokowisk. Gotowy bimber można było uszlachetnić dodając palony na chlebie cukier, lub żółtka z cukrem (adwokat). 
Piwo – towar wybitnie deficytowy. W latach 60-tych sprzedawany w „budkach z piwem”, gdzie zawsze gromadzili się przedstawiciele klasy robotniczej, najczęściej z branży budowlanej w stosownych strojach.
Wino marki „Wino” – nazywane patolem, bełtem, alpagą, siarą, kwasem, J23 i oczywiście „patykiem pisane” ze względu na stylistykę etykiety. Sporządzone według tajnej, pilnie strzeżonej formuły. Producent ujawniał jedynie zawartość siarki. Jednak te skąpe informacje nie pozwoliły na odtworzenie podobnego napoju nigdzie na świecie. Do dziś nie wyjaśniony jest fenomen popularności tego owocowego napoju. Niektóre ze skutków ubocznych picia „siary” to: dziwne zmiany dermatologiczne na twarzy, sinienie i utrzymująca się niewyraźna mowa. Wino marki „Wino”, nie jest symbolem lat gierkowskich. Jest popularnym napojem dla "mętów" spod sklepu również w dzisiejszych czasach.
Żytnia – niewątpliwie najbardziej poszukiwana wódka. W normalnej sprzedaży praktycznie nie do wytropienia. Dostępna w Pewexach w cenie 1$. Kiedy gospodarz wyciągał z barku „żytko” towarzyszył temu zawsze aplauz i uznanie gości.
Kawa piło się w szklance na szklanej podstawce i w metalowych uchwytach. Kawa była sypana, nie było wówczas instant. Kosztowała 2, 70 zł. Można było zmielić na życzenie w sklepie w dużym elektrycznym młynku. Natomiast w domu każdy miał młynek, w którym ręcznie mielił aromatyczne ziarna.

Wynagrodzenie pracownika w PRL było średnio $8 miesięcznie prawie przez cały okres PRL
Problemy nawet z produkcją "papieru toaletowego"
Nasza potęga gospodarcza oparta była na produkcji żywności. Dekada lat 70-tych to najlepszy okres dla rolnictwa, przynajmniej jeżeli chodzi o stronę ekonomiczną i socjalno-społeczną. Niestety na polu produkcji przydażyło się kilka lat klęsk nieurodzaju. Pierwszym takim rokiem był 1970. Wtedy z tego powodu pojawiły się kłopoty zaopatrzeniowe. W okresie 1971-76 dochody rolników rosły rocznie o 15%. Wreszcie zniesiono obowiązkowe dostawy. Rozwinięto system konrtaktacji i skupu. Utworzono linie kredytowe na szczególnie dobrych warunkach. Dzięki temu niemal cała wieś przebudowała swoje domostwa i gospodarstwa. Drewniane budynki, nierzadko kryte strzechą, zastąpiły murowane z łazienkami i ubikacjami. Był to więc olbrzymi postęp. Znaczący postęp zanotowano w infrastrukturze; wodociągowej i elektrycznej. Na początku dekady (1972) objęto rolników ubezpieczeniem rentowym i emerytalnym.
Polacy, którzy wyjeżdżali za granicę zachwycali się zewnętrznym blichtrem, wielkimi sklepami (supermarketami), nie wnikając w problemy życia tamtych społeczeństw. Stworzył się więc mit bogatego Zachodu, który niestety pokutuje do dziś. Tymczasem, społeczeństwa Zachodu rozwarstwiają się pod względem zasobności bardzo mocno; bogaci się bogacą, a średni i biedni ubożeją. Teraz i my w Polsce mamy świecące szklane domy. Czy jednak przez to żyje nam się lepiej?
Startowaliśmy z niezwykle niskiego poziomu społecznego i gospodarczego. Byliśmy bardzo zniszczonym krajem, podczas gdy kraje zachodnie nie ucierpiały w odczuwalnym stopniu (poza Niemcami).
Po drugie, wpadliśmy w pułapkę zadłużenia, którą nam stworzył Zachód.
Brak pracy, trwoga przed dniem jutrzejszym, niemożność zrealizowania nawet najbardziej podstawowych potrzeb,
-nie można się dziwić, że ludzie pozytywnie oceniają okres Polski Ludowej
- zwykłym ludziom w PRL żyło się lepiej, bogaci się bogacą, a średni i biedni ubożeją. Teraz i my w Polsce mamy świecące szklane domy. Czy jednak przez to żyje nam się lepiej?

- pozytywny obraz PRL
- eksportowano w latach 80-tych żywność, pogarszając w ten sposób i tak już trudną sytuację rynkową. To jest błąd, którego nie można wybaczyć władzy.
czy perspektywą dla polskiej gospodarki ma być przysłowiowa budka z frytkami?
przedsiębiorcy szczycą się na spotkaniach, że udało im się oszukać 'fiskusa', pracowników, że udało im się zmniejszyć koszty pracy (czyt. płace i świadczenia na rzecz pracowników).
Bezrobotny musi z czegoś żyć, więc albo trzeba mu wypłacić zapomogę, opłacić mieszkanie, albo zostaje on zmuszony do pracy 'na czarno', tym samym stając się przestępcą. Niewątpliwie w każdym przypadku są to koszty, które ponosi całe społeczeństwo (choćby utrzymując takiego więźnia z bezrobocia), następuje zaburzenie życia rodzinnego itp. Natomiast w socjalizmie człowiek zatrudniony (nawet nadmiarowo) zawsze wykonuje jakąś pracę, a więc przysparza nowej wartości. Nawet jeśli koszty jego płacy przewyższają, to co on wypracowuje, to i tak zawsze jakaś część wynagrodzenia jest przecież przez niego wypracowana. Rodzina ma źródło dochodów, nie ma perturbacji prawnych, społecznych, człowiek nie traci swoich kwalifikacji zawodowych,

Polska łożyła na przemysł surowcowo-energetyczny. Kim dzisiaj byśmy byli, gdyby nie poczyniono tych inwestycji?
Wartym odnotowania są nakłady na oświatę i kulturę. Ogromny postęp dokonał się zarówno w ilości punktów bibliotecznych (w tym na wsi), jak i liczebności księgozbiorów. Nastąpił duży wzrost osób kończących studia wyższe. Duży postęp dokonał się w obszarze służby zdrowia. Wzrosła zarówno liczba miejsc w szpitalach, liczebność personelu medycznego oraz udzielonych porad. Wszystkie te dane dobitnie wskazują, że mimo priorytetowej roli inwestycji przemysłowych nie zaniedbano potrzeb społecznych, wręcz przeciwnie


Pewex
Sklepy Pewexu i Baltony były namiastką Zachodu, oferowały luksusowe towary, których nie można było kupić w normalnych punktach sprzedaży. Kupowało się w nich za obcą walutę, najczęściej dolary. Towary w tzw. eksporcie wewnętrznym były dostępne również za bony towarowe. Pierwsza emisja takich bonów zwanych też "polskim dolarem" nastąpiła 1 stycznie 1960 roku. Sklepy Baltona zaopatrywały głównie statki i marynarzy w żywność (szynka baltonowska to przykład dobrego zabezpieczenia żywności przed zepsuciem), kosmetyki, papierosy, alkohol czy ubrania.
Dywan z pewexu leży na podłodze w moim mieszkaniu do dnia dzisiejszego. Dolary można było kupić u "koników".
Moje pierwsze prawdziwe dżinsy marki Wrangler kosztowały 6,70$. To był majątek! W 1973 roku dostałam na prezent od narzeczonego składaną parasolkę produkcji angielskiej. Używam jej do tej pory. Jest nadal bardzo dobrej jakości (bagatela!30 lat).
Za dolary kupowałam moim dzieciom resoraki. Niekompletna kolekcja tych uroczych samochodzików leży teraz gdzieś na półkach w piwnicy. Klocki Lego były dostępne również tylko w sklepach Pewexu.
Żytnia za 85 centów pozwalała załatwić niejeden interes.
Za dolary kupiłam swój pierwszy samochód-Fiata 126p, malucha, zwanego także "samochodem dla każdego.
Oprócz sieci Pewexu czy Baltony, wkrótce zaczęły powstawać również drobne sklepy mięsne komercyjne. Były to sklepy państwowe, jednak dostać w nich można było lepsze gatunki mięsa, a więc schab czy lepszą wołowinę,  lecz dwa razy droższe niż w normalnych sklepach.

Czy kłamstwo ułatwia życie?

Nie znoszę kłamstwa, ani plotkarstwa, sama nie umiem kłamać i dlatego staram się tego nie robić. „Wystarczy jedno kłamstwo, aby stracić wiarygodność”.
Kłamstwo jest drugą naturą człowieka. Ludzie kłamią z bardzo wielu powodów: dla zysku, ze strachu, dla przyjemności a nawet z przyzwyczajenia. Są ludzie, którzy potrafią kłamać jak z nut, bez zmrużenia oka. Uważam jednak, że ma krótkie nogi i na dłuższą metę nie popłaca, prędzej czy później wyjdzie na jaw. Być może, kłamstwo przynosi korzyści, ale trzeba mieć dobrą pamięć, aby nie zaplątać się w swoich opowiadaniach. Może utrudnić nam życie. Kłamstwo najczęściej rodzi kolejne kłamstwo. Czy można kłamać w dobrej wierze?
Można skłamać w dobrej intencji. uzyskasz spokój stosując zasadę "racjonalnego kłamstwa", tłumacząc sobie, że to drobiazg trochę mijający się z prawdą Czasami odczuwamy wyrzuty sumienia po tym jak skłamiemy.
 Bywają kłamstwa błahe, niewinne, a nawet altruistyczne. Dopuszczalne, mówione z grzeczności, sympatii.
W relacjach towarzyskich ludzie uciekają do zafałszowania prawdy, co rodzi fikcję. Zamiast kłamać, lepiej się nie odzywać, ukrywając, bądź przemilczając fakty, czynimy sytuację bardziej tajemniczą. Przemilczana prawda jest wygodna, pozwala wycofać się. Czasami dwuznaczna odpowiedź pozwala wyciągać fałszywe wnioski.
Są sytuacje, kiedy lepiej skłamać, niż powiedzieć bolesną prawdę, i tym sposobem oszczędzić komuś przykrości.
Prawda czasem może być bolesna, ale jeśli ktoś potrafi wyciągnąć wnioski, może przynieść korzyści.
Czy lekarz ma mówić prawdę o nie uleczalnej chorobie, czy lepiej okłamywać pacjenta, dając mu nadzieję i wiarę? Wiara podobno czyni cuda. Czy oszukujemy bliską osobę, ukrywając przed nią własne kłopoty? Czy takie kłamstwo miłosierne daje pozytywne efekty? Zaczynasz kłamać przed samym sobą.
Chroniąc bliskich, nie uzyskamy wsparcia duchowego dla siebie. Najważniejsze jest, żeby nie oszukiwać siebie. Bo to prowadzi do autodestrukcji.
Troskę o swój wizerunek, można rzec, mamy wrodzoną. Niewiele jest takich osób, które nie martwią się tym, co inni o nich mówią.
Czasami dajemy się oszukiwać świadomie, bo chcemy wierzyć, że jesteśmy wspaniali, mądrzejsi, zdrowsi. Świat pozorów jest poręczniejszy. Doskonale wiemy, że sympatię i uznanie zyskują te osoby, które uchodzą w oczach innych za błyskotliwe, atrakcyjne, zdolne, urodziwe, inteligentne. Wydawałoby się, że powszechne jest mniemanie, że nie strój zdobi człowieka. A jednak większość wyciąga wnioski na podstawie powierzchownej oceny. Modny ciuch, wyzywający makijaż przyciąga uwagę i zwiększa szansę na awans. Równie często kłamiemy o sobie, tzn. broniąc własnej twarzy, podwyższając swoją samoocenę, koloryzując i wymyślając jakieś niesamowite przeżycia.
Kłamstwo u dziecka jest dosyć powszechne. Dzieci kłamią, by ukryć prawdę i tym samym oddalić karę. Zapewne pragną zaskarbić sobie miłość.
 Kłamstwo jest czarodziejską receptą na sukces. Na kursach marketingu uczą, jak umiejętnie manipulować wywieranym wrażeniem, aby podpisać kontrakt, zdobyć nową pracę, zdobyć głosy elektoratu etc. Chcąc dobrze wypaść –zakładamy stosowny strój, kupujemy modną skórzaną teczkę - symbol młodego businessmana, piszemy życiorys i list motywacyjny wg szablonów (zdecydowany, pewny siebie, kreatywny). Szef daje się na to nabrać, nie patrząc na kompetencje, skromność i inne zalety zalety.
Po zakupieniu ekskluzywnych mebli brakuje na podstawowe wyposażenie biura, np. papier do xero, papier toaletowy.
Konieczne jest wywieranie wrażenia lojalnego pracownika, choć czasami nie jest to zgodne z naszymi przekonaniami. Szczególnie zauważalne jest to w pracy zawodowej, ponieważ każde niepowodzenie na tym polu podważa nasze poczucie własnej wartości. Niechętnie przyznajemy się, że swój wizerunek dopasowujemy do wizerunku oczekiwanego przez naszego pryncypała. A właśnie taka strategia autoprezentacyjna ułatwia ścieżkę kariery. Lojalny pracownik godzi się na fałszowanie dokumentów do działalności gospodarczej. To, co dla jednego człowieka jest nawykiem, w przypadku drugiego może być przejawem nieuczciwości. Dostarczysz sobie szeregu argumentów obciążających pracownika, siebie wybielisz.
 Podkreślanie kobiecości deprecjonuje wartość pracy kobiet i powoduje niedocenianie ich przygotowania merytorycznego.
Fałszerstwo naukowe-powszechnie znane są zjawiska fałszowania nauki do celów wyznawanej ideologii (fałszowanie). Zatajenie prawdy o Czarnobylu, w kwietniu 1986 roku, przyniosło w skutkach olbrzymie skutki zdrowotne. Kogo za to winić? Rosję? Polityków?
Nie walcząc z nałogami, uspokoisz sumienie – kłamstwem?
Kłamstwo w uczuciach jest niewybaczalne.
Naciągane renty, „lewe” zwolnienia lekarskie, to już nie kłamstwa, ale oszustwa, podobnie jak oszustwa podatkowe.
Jak można „wykryć” kłamstwo? Kiedy postępujesz niezgodnie z logiką, wówczas uruchamiasz mechanizmy obronne w stylu: broń się, zrzucaj winę na innych ludzi i na okoliczności. Usprawiedliwiasz swoje złe postępowanie szukając racjonalnego uzasadnienia.
Uważny obserwator zidentyfikować oszusta. Gestykulacja, mimika, ton głosu, spojrzenie, mimowolnie zdradzają pewne napięcie i niepokój. Ludzie oszukując mają tendencje do odwracania wzroku, czynienia częstych błędów językowych, mówienia wyższym tonem i przejawiania wzmożonych ruchów. Zakrywanie ust. Dotykanie nosa. Pocieranie oka. Pociąganie kołnierzyka/pocieranie karku.

Przytul Mnie

Z wielkim żalem, a może z zazdrością oglądam amerykańskie filmy, na których można obejrzeć ludzi przytulających się. W Stanach jest to bardzo normalne. Przyjaciele na powitanie, koleżanki w pracy współczujący sobie z powodu kłopotów miłosnych, mama przytulająca dziecko na dobranoc, tata przytulający córkę, mąż przytulający żonę wychodząc do pracy itd. itp. Jakie to romantyczne.

Kilka lat temu Tomek zadał mi pytanie oglądając taki film : „mamo! Czy są naprawdę takie rodziny, które w ten sposób ze sobą rozmawiają i tak się zachowują?”

Oczywiście, że są! ; to normalne, że rodzina jest serdeczna dla siebie, przytula się, całuje na „dowidzenia”, czy „dzień dobry”. Też bym tak chciała, abyś całował mnie w policzek, nie bronił się w obawie, że to jest zboczenie.

Człowiek jest stworzony do pieszczot, zresztą nie tylko człowiek. Każde zwierze lubi łasić się do matki, każda matka liże swoje maleństwa, wystarczy spojrzeć na psią, kocią , czy lwią rodzinę. Małpy np. całymi dniami iskają się, a to są pieszczoty.

Małemu dziecku kupujemy pluszowego misia i cieszymy się widząc go z przytulonym do policzka misiem, śpiącego błogo i spokojnie. Nasz mały bobasek z pewnością wolałby zasypiać przytulony do piersi mamusi.

Nie tylko dzieci, ale i dorośli chętnie przytulają do siebie futrzastego kota, a nie okazują takiej czułości swoim ukochanym.

Okazywanie czułości w rodzinie bardzo wzmacnia więź rodzinną, buduje miłość. Nie pamiętam, czy moja mama, czy tata kiedyś przytulili mnie do siebie. Nawet podczas składania sobie życzeń pocałunek jest jakby na odległość. Dlaczego tak się dzieje?

Kiedy rodzi się małe dziecko, matka przytula je czule, całuje nie tylko po buzi, ale i po pupie. Pamiętam Jurka, kiedy chciałam go połechtać po brzuszku osikał mnie , a ja śmiałam się ze szczęścia.

Był taki okres, kiedy Tomek na pożegnanie całował mnie w policzek; odchodząc do szkoły mówił „pa! mamo, pa! tato”. Teraz, kiedy jest już piętnastoletnim kawalerem niechętnie żegna się ze mną czule, czasem nawet tłumaczy, że jestem zboczona. Skoro upominam się o całusa.

Czy rzeczywiście okazywanie czułości jest zboczeniem?

Czułość umacnia uczucie miłości. Kobieta oczekuje od ukochanego mężczyzny pieszczot, dla mężczyzny bodźce dotykowe są również bardzo ważne.

Pieszczoty, pocałunki ludzi starszych są szczególnym i niekiedy jedynym pragnieniem przyjemności. Zmniejszona sekrecja hormonalna, zmniejszona sprawność fizyczna, kłopoty ze zdrowiem powodują brak pociągu fizycznego, ale każdy człowiek niezależnie od wieku potrzebuje okazania miłości. Nie odmawiajmy, więc sobie przyjemności, która na pewno nie kosztuje nas dużo wysiłku.

Spróbuj zmienić swój stosunek do bliźnich. Pogłaskaj po dłoni, po włosach, przytul do siebie, powiedz coś miłego, pocałuj w policzek, poklep po plecach. To nie jest zboczenie, to naturalna potrzeba człowieka.

Wzajemne oddziaływanie bliskich sobie osób udaje się realizować wszystkie trzy główne składowe fenomenu miłości.

Wg Stenberga są nimi: intymność zmysłowość i przyzwolenie, czyli decyzja "aby kochać".

Intymność jest możliwa, jeśli każdy z partnerów stara się być przyjazny i dba o pogodną ciepłą atmosferę. Jeśli każdy z partnerów "wycofa" (wstrzyma się) od postawy dydaktycznej (pouczającej), co oznacza, że nie poucza nie krytykuje, nie ocenia, nie próbuje "zmienić jego charakteru" to wtedy powstają warunki do swobodnego, nieskrępowanego zachowania się i zupełnie szczerych wypowiedzi (rozmów). Wtedy właśnie możliwa jest intymność, czyli bycie z kimś w relacji niemal zupełnie "bez dystansu".

Zmysłowość staje się wtedy pełna i może być "rozwijana " i "urozmaicana". Partnerzy mogą wtedy oddziaływać na siebie poprzez całą gammę "kanałów".

Oddziaływują nie tylko poprzez słowa, ale bliskość ciała, dotyk, pocałunki, powierzchnie zmienione przez naturalne płyny ustrojowe. Generowane przez organizm pola elektromagnetyczne (serca, mózgu i inne) działają wtedy z tak bliskiej odległości, że zachodzą warunki do optymalnego oddziaływania na procesy zachodzące w organizmie partnera.

Człowiek, który może wpływać w sposób korzystny na stan fizyczny i samopoczucie innego człowieka musi mieć właśnie własności zwiększania koherencji podstawowych procesów życiowych innego człowieka.

Dlaczego ludzie z niezrozumiałych dla nich samych względów zakochują się w sobie lub walczą do upadłego, oszukują się lub bezinteresownie pomagają. Przekonuje on nas, że to sprawa rezonansu..."

Rezonans polega na wzmacnianiu się fal o pewnych częstościach. Gdy siła działania na pewien układ drgający jest w fazie z jego drganiami, wtedy amplituda drgania wymuszonego przez tę siłę będzie miała największą wartość. (...) Gdy dwie fale spotykają się w fazach przeciwnych, osłabiają się silnie lub zupełnie wytłumiają. (...)

Jeśli wibracje ciał energetycznych dwóch oddziałujących na siebie osobników znajdują się nie w fazie zaczyna się heca. Wtedy mamy do czynienia z takimi zjawiskami, jak np. niechęć od pierwszego wejrzenia lub też innego rodzaju animozje. Jeśli z kolei znajdują się w fazie, zjawia się sympatia i wzajemne zrozumienie".

Ileż to razy powiadamy o kimś, z kim łatwo dochodzimy do porozumienia, że nadaje i odbiera na tych samych, co my falach

"Szkoda czasu i starań na utrzymywanie stosunków z człowiekiem "wrogim" energetycznie. Prędzej czy później ów brak rezonansu doprowadzi do starcia i rozczarowań. Najważniejszą sprawą dla zdrowia i pomyślności człowieka jest harmonia. Wewnętrzna i zewnętrzna, bo obie są równie ważne".

"Nie warto łudzić się, że energetyczny oponent, czyli osoba budząca od pierwszego wejrzenia instynktowną niechęć lub instynktowny lęk stanie się z czasem doskonałym partnerem do gry. Nie stanie się. Bardziej prawopodobne jest to, że zawiedzie nas w najmniej spodziewanym momencie. Zamiast prób obłaskawiania, wybierzmy więc spokojnie omijanie. Spokojnie, bez oznak wrogości czy niechęci, bo to, że ten czy ów nie "pasuje nam" energetycznie, wcale nie oznacza, że jest złym człowiekiem. Oznacza jedynie, że pozostaje z nami nie w fazie, jak to określa Machnik w książce "Poza czasem i względnością"..."

"Taki negatywny układ zdarza się dość często pomiędzy nauczycielem i uczniem, synową i teściową, szefem i podwładnym, nawet pomiędzy rodzeństwem. I nie ma w tym winy żadnej ze stron. Wina zaczyna się wtedy, gdy wchodzimy w konflikt i pogłębiamy go. Dlatego w każdej takiej sytuacji, zamiast szarpać sobie nerwy, lepiej odsunąć się (np. zmienić dziecku szkołę, sobie pracę, ograniczyć do minimum kontakty z teściową) by nie stwarzać powodów do "iskrzenia".

Doceniamy natomiast wartość wrażenia pozytywnego i rezonansu. Nie uciekajmy od ludzi, którzy nas instynktownie pociągają. To są nasi najlepsi partnerzy do gry, to są ludzie, na których warto postawić - w życiu, w interesach, w przyjaźni.

Nasuwają się jednak proste logiczne wnioski:

· Osoba która jest naszym naturalnym, zgodnym z naszą naturą partnerem posiada właściwości bioenergoterapeuty

· Osoba która jest także naszym dobranym emocjonalnie partnerem w zakresie zmysłowości i seksu zapewne oddziaływuje setki razy bardziej intensywnie aniżeli bioenergoterapeuta świadczący swoje usługi odpłatnie

· Jeśli właściwości owego partnera zbliżają się asymptotycznie do ideału to jego wpływ "bioenergoterapeutyczny" jest tak znaczny iż problem chorób nie występuje

· Choroba może się pojawić w takich okolicznościach w warunkach nagłego rozstania, co stanowi osobny, ciekawy problem rozważań.

· Być może zamiast bioenergoterapeuty należy poszukiwać bliskiej osoby która ma oddziaływanie wielokrotnie bardziej intensywne.

Kupiłam sobie kiedyś książkę "Samoleczenie metodą B.S.M.". Kolorowa okładka zwraca uwagę, gdyż Sophia Loren ujmuje obiema dłońmi głowę małego czarnego murzyńskiego dziecka.

"Metoda B.S.M. lub BIOEMANACYJNEGO SPRZĘŻENIA Z MÓZGIEM, wynaleziona przez Eugeniusza Uchnasta, jest sposobem samoleczenia i leczenia przez przywracanie równowagi wewnętrznej organizmu, zachwianej w wyniku chorób i urazów.

Zabiegi polegają na przykładaniu dłoni (ciała) do głowy - nad ośrodkami kory mózgowej,. zawiadującymi chorymi częściami ciała. Promieniowanie wysyłane przez żywą tkankę komórkową dłoni pobudza te ośrodki do rozpoczęcia procesów samoleczenia.

Człowiek posiada tzw. Pole L - pole elektromagnetyczne, pole życia. Jeśli pojawiają się w nim zmiany - człowiek choruje. I odwrotnie: jeśli człowiek choruje, w polu tym pojawiają się zmiany. Przy leczeniu metodą B.S.M. zachodzi proces zasilania ośrodka centralnego układu nerwowego, i - dalej - likwidowanie zmian Pola L organizmu. Wraz z likwidowaniem zmian muszą następować procesy lecznicze. Należy zauważyć, że wykorzystujemy tutaj energię, która i tak jest stale, bezużytecznie wypromieniowywana z organizmu. Nie trzeba więc przy leczeniu tą metodą mieć jakichkolwiek nadwyżek energetycznych, specjalnych właściwości czy wykorzystywać siły woli. Metodę B.S.M. może stosować każdy."

Charakterystyczny gest przyłożenia ręki do własnej głowy w takich sytuacjach, w których naturalne są okrzyki np. takie jak:

"O jej, ale mam problem!"

"Ale jestem (byłem) głupi!"

"Boli mnie głowa!"

"To jest trudna sprawa!"

"Jestem nieszczęśliwy!"

"Jestem całkowicie zrelaksowany!"

Wdzięczność

Co to jest wdzięczność? Za co możemy być wdzięczni i jak okazać innym wdzięczność?

1. Za to, że ktoś nam dał życie
2. Za poświęcenie, naukę, pracę
3. Wdzięczność dla „mistrza”, czy autorytetu
4. Wdzięczność dla „wroga”, który zmusił nas do postawy twórczej, buntowniczej
5. Wdzięczność dla nieprzychylnych nam osób, którzy nie podając nam pomocnej dłoni w chwilach ciężkich zmusili nas do podjęcia inicjatywy działania

Nauczyliśmy się okazywać wdzięczność w sposób ostentacyjny, wylewny, teatralnie nieszczery. Negatywna jest postawa spłaty długu w dowód wdzięczności.

Wdzięczność jest czysta, gdy nie stanowi łańcucha wzajemnych zobowiązań i zależności. Łańcuch interesów jest czymś odrażającym.

Okazywanie wdzięczności powinno odbywać się w sposób subtelny, tak, by dostarczało wielu radości i wzruszeń, a nie wywoływało, zaszczucia i złapania w pułapkę poczucia zobowiązań.

Czasem niewiele z naszej strony potrzeba, aby dostarczyć komuś radości i wzruszeń. Okazanie wdzięczności daje radość obopólną. Gdy widzimy wdzięczność ze strony obdarowanej osoby, sami doświadczamy radości, ciepła i satysfakcji.

Czasami zastanawiam się, komu powinnam być wdzięczna za stworzenie mojej osobowości? Kto był moim „mistrzem”, z kogo brałam przykład, kto wrogo do mnie nastawiony zainspirował mnie do twórczej pracy?

Ważną rolę w tworzeniu osobowości odgrywają nauczyciele. Mówi się, że oni zmieniają biografie ludzi. W pewnym wieku, są oni największym autorytetem, kształtują osobowość. Dlatego ważne jest, by trafić na dobrego nauczyciela. Dopiero po latach można ocenić, czy był on rzeczywiście moim przyjacielem, czy prześladowcą. Nie ma złych uczniów, są tylko źli nauczyciele.

Wróg jest naszym sprzymierzeńcem. Bojkotujemy jego rozkazy, buntujemy się, robimy mu na złość, to inspiruje nas do podejmowania kroków obronnych, wyzwala nieśmiałość, odwagę, kreatywność. Wróg zmienia naszą postawę bierną w twórczą.

Wdzięczność jako uczucie ma swoje dobre i złe strony. Reguła wzajemności jest tą złą. A dobrą?

Dzieci znakomicie leczą rodziców z egoizmu. Egoiści potrafią narzucać swoje nawyki innym, są drobiazgowi, przywiązują wagę do pedantycznego porządku, dlatego powinniśmy mieć dzieci. Wszystkie drobiazgi tracą wówczas znaczenie. Bo czy mając kochane pociechy jesteśmy w stanie upilnować, by np. filiżanka z kawą stała tu, a nie tam? Przy dzieciach jest to po prostu niemożliwe. Tolerujemy ich wybryki, wyzbywając się perfekcjonizmu i egoizmu. I za to powinniśmy im być wdzięczne.

Powinniśmy być wdzięczne naszym dzieciom, że dały nam wnuki. Kiedy dzieci są już dorosłe, najczęściej opuszczają swoje gniazdo rodzinne, pozostawiając rodziców w osamotnieniu. Przychodzi jednak taki okres, że trzeba znów poprosić rodziców o pomoc. Praca, nadmiar obowiązków, stres. Prosząc o pomoc w wychowywaniu naszych pociech, wyzwalamy w swoich rodzicach „instynkt opiekuńczy babci”. Dajemy im lek na żywotność. Wnuki leczą dziadków w dosłownym tego słowa znaczeniu. Z medycznego punktu widzenia potrzeba opieki nad wnukami powoduje wzrost poziomu hormonów (estrogenów), te przywracają młodość, dają siły witalne, opóźniają proces starzenia się. Dziadkowie czują się potrzebni, bo mają jakąś misję do spełnienia.

Powinniśmy być wdzięczni naszym dzieciom za to, że są nieporadne, że zawracają nam głowę błahymi nawet sprawami. Relacja dziecko-rodzic powinna być pielęgnowana z najwyższym majestatem. Zwariowane tempo życia, stres, ciężka sytuacja materialna, choroba doprowadza niekiedy nas do tego, że jesteśmy zrezygnowani. I tylko dzieci motywują nas do tego, że musimy żyć, musimy walczyć z chorobą, nie wolno nam się poddawać, bo mamy dla kogo żyć. Bo musimy żyć.

W poszukiwaniu urody i młodości

Nie można bez przerwy żyć w szalonym tempie Trzeba zrozumieć znaczenie słowa „profilaktyka”. Profilaktyka, a nie leczenie.

Znaczna część pacjentów może wyzdrowieć natychmiast!!- jeśli tylko porzuci "rolę chorego" i przywróci "rolę osoby zdrowej", a inni pacjenci prócz kontynuowania "procesu leczenia" będą zdrowieć szybciej, zwiększą swoje szansę na wyzdrowienie lub poprawę samopoczucia, jeśli będą się starać przywrócić "pełnię życia", przywrócić normalne życie, jeśli zainteresują się ponownie światem. Zamiast wizyty u: lekarza psychologa, psychoterapeuty można samemu wziąć się w garść.

Ludzie świadomie szukają dziś miejsc, gdzie zamiast wylegiwać się można aktywnie spędzić wolny czas, z pożytkiem dla zdrowia. Zwrócić uwagę na kojący, uspokajający, wręcz leczniczy wpływ realnego kontaktu z przyrodą.

Piękne krajobrazy to specjalność "National Geographic", "Planeta" . Oglądanie przyrody na ekranie TV bądź monitorze komputera nie zaszkodzi, ale nie będzie oddziaływać w sposób zdecydowany na nasze zdrowie. Warto gromadzić w swoim umyśle informacje, niemal odrębną wiedzę percepowania i przeżywaniu różnych zjawisk, jakie można poznać w trakcie banalnego pozornie biorąc spaceru. Delektować się tęczą główną, podziwiać zachodzące słońce i słońce poboczne, słup słoneczny, podsłońce, wieńce wokół słońca, ścieżkę świetlną, promienie cieniowe, promienie zmierzchu, granica cienia i wiele innych zjawisk zapewne potocznie nierozróżnialnych. Uwielbiam wpatrywać się w niebo, podziwiać białe baranki płynące po niebie, kłębiaste czarne chmury wróżące burze, trzaskające pioruny.

Można nadać kontaktowi z naturą duże znaczenie spirytualne. Często pisał o tym Wolfgang Goethe.

"...I są pewne miejsca i pewne słowa, które działając łącznie wywołują niezwykłe efekty. Poruszają duszę i leczą ciało. Przewyższają siłę oddziaływania niejednej procedury farmakoterapeutycznej..."

Młodość naprawdę można zatrzymać. Tajemnicą dobrego wyglądu jest sportowy tryb życia i prawidłowy sposób odżywiania się.

W Austrii modny jest „program czterech elementów”: dieta, piękno, ruch, ćwiczenia duchowe, czyli odnowa psychiczna”.

Dobrze jest zaplanować sobie ostrą dietę: chleb, mleko, herbata i woda oraz upiększające masaże (bioliftingi, peelingi, zabiegi przeciwcellulitis, kąpiele w basenach z wodą leczniczą).

Kąpiel kwasowo-węglowa jest wskazana przy nadciśnieniu i kłopotach z układem krążenia. Uspokaja nerwy i uśmierza ból. Kwas węglowy wyzwala reakcje z układu krążenia.

W stopach zapisany jest cały organizm, wszystkie organy wewnętrzne i system limfatyczny.

Jedno z fundamentalnych założeń chińskiej medycyny brzmi: człowiek, jako całość składa się z ciała, umysłu i ducha, jeśli te 3 elementy są ze sobą w równowadze czujemy się dobrze.

Ćwiczenia umysł, trening mentalny, joga, techniki Wschodu

„Wszystko, co zamierzasz musi zaistnieć najpierw w głowie. I sukces i dobry odpoczynek.”

Harmonia ducha i ciała jest bardzo ważna.

Trening mentalny obejmuje ćwiczenia rozluźniające, poprawiające koncentrację. Dobrym treningiem można naładować siebie nową siłą do życia zawodowego i osobistego.

Od czego zależy „więdnięcie”? Od usposobienia, trybu życia, od klimatu, od odżywiania, od genów.

Wilgotność powietrz konserwuje skórę. Im mniej słońca, a więcej wilgoci- tym lepiej. Włosi oszałamiają urodą, ale szybko ją tracą, Szwedzi dłużej zachowują młodość.

Są rodziny, w których wygląd „nie nadąża” za metryką, i takie, w których ją „wyprzedza”.

Na przełomie wieków „uroda” miała różny wymiar. Także i w dzisiejszych czasach zmienia się moda na piękność. Ostatnio wykreowano „trójkątną twarz”- szerokie kości jarzmowe, wąski podbródek. Z kolei w Stanach panuje moda na lalkę Barbie. Modne są kreacje zaprojektowane na tzw. Wieszaki, czyli bardzo szczupłe modelki o wąskich biodrach i szerokich ramionach. Kreuje się nowe standardy sposobu bycia i wyglądu. Wygląd przekłada się na możliwości pracy, awans, lepszy standard życia. Jednak im wyższe stanowisko- tym mniej ruchu, tym większy brzuszek, pośladki, podbródek..., a co za tym idzie taka „kobieca kobieta” to tylko marzenie.

Uważam, że kobieta powinna dbać o urodę nie dla męża, chłopaka, czy znajomych, lecz dla samej siebie, powinna dbać raczej o swoją osobowość, niż o stroje. Tym nielubianym nikt nie powie, że wyglądają rewelacyjnie, nawet, gdy ich uroda rzuca się w oczy. Zaś te lubiane mogą usłyszeć „O! Jak świetnie wyglądasz, coraz młodziej wyglądasz, itp.”

Starzenie się

Starość nie chroni przed miłością,
Ale miłość chroni przed starością.
Coco Chanel

Zazwyczaj na pytanie „ile masz lat?” Odpowiadamy podając jakąś cyfrę odpowiadającą wiekowi chronologicznemu tj. wiekowi ciała od czasu narodzin. Jednak często z uśmiechem na twarzy mówimy „nie ważne ile mam lat, ważne na ile wyglądam” lub „mam czterdzieści, ale czuję się jakbym miała osiemnaście”. Mówimy wówczas o wieku biologicznym, który określa funkcjonowanie organizmu na poziomie wartości takich jak u młodych, zdrowych ludzi. Takimi wartościami są np. ciśnienie krwi, słuch, wzrok, poziom cholesterolu i hemoglobiny we krwi, czas reakcji, pamięć i działanie systemu odpornościowego

Nie istnieje pigułka wiecznej młodości. Wydawałoby się, że umiejętność tworzenia sztuki, nauki, rozwój medycyny są największym dziełem ludzkości, ale to zdolność przeżywania starości jest największym osiągnięciem ludzkiego ciała. Jesień życia i dojrzałość wcale nie muszą być przygnębiające.

Istnieje wiele teorii starzenia się.

Starzenie się jest naturalnym procesem ewolucji, podczas którego przebiegają różne duchowe i fizyczne stadia rozwoju. Zapadanie wraz z upływem lat na coraz więcej chorób jest rezultatem niekompletnej regeneracji, nagromadzenia się „nieopracowanych” wrażeń z życia i fizyczne przeciążenia. Uważa się, że zmiany hormonalne, tlen, wolne rodniki, a nawet sygnały odbierane z kosmosu decydują o naszej żywotności. Nasze zmysły, styl życia, stres są ważnym czynnikiem zachowującym wieczną młodość, urodę a co za tym idzie radość z życia.

Organizm potrzebuje tlenu do wszystkich procesów zachodzących w naszym ciele. Ale ten tlen może być również groźny dla nas jak ogień. Cząsteczki aktywnego tlenu to wolne rodniki, które niszczą, rozrywają struktury innych związków, powodując szkody porównywalne do rdzewienia żelaza pod wpływem tlenu zawartym w powietrzu. Wolne rodniki, czyli utleniacze, to atomy, które mają 1 niespokojny energetycznie, niesparowany elektron, kradną w komórkach wszystko, co najlepsze, uszkadzają DNA, mitochondriakomórek, przyspieszają starzenie się człowieka. Powodują miażdżycę, zwiększają ryzyko zawału serca, udaru mózgu, nowotworów. Wolne rodniki dostają się do naszego ciała wraz z pokarmem zawierającym przeciwutleniacze, smażonym mięsem, z papierosów, a nawet pijąc czerwone wino. Rozpad komórek nowotworowych w organizmie to zwiększona ilość wolnych rodników. Dzięki enzymowidysmutazie organizm potrafi zneutralizować nadmiar wolnych rodników. Jednak, gdy ktoś żyje w zanieczyszczonym powietrzu, ma nadmiar stresu, źle się odżywia, pali, za dużo się opala, przebywa w środowisku, gdzie jest promieniowanie jonizujące wtedy musi dodatkowo przyjmować przeciwutleniacze, czyli antyoksydanty. Znakomite naturalne przeciwutleniacze to: substancja z kory sosnyPinus pinaster (Pycnogenol), wino Bordeaux, kalafior, brukselka, kapusta, marchew, dynia, cebula, czosnek, seler, papryka, oliwki, ciemne winogrona...Ale jeśli ktoś nie lubi natury, może sięgnąć po gotowe preparaty: witaminę A, C, E, selen. Witamina C- witamina „młodości” ułatwia regenerację włókien kolagenowych, czyniąc skórę mniej wiotką i opóźnia jej starzenie się. Również melatoninawymiata wolne rodniki, opóźnia starzenie się, przeciwdziała powstawaniu wielu chorób w starszym wieku.

Aby zachować młodość, zdrowie i opóźnić proces starzenia się należy wypijać codziennie, co najmniej 1,5 litra wody. Woda to lekarstwo na wiele dolegliwości. Jesteśmy głównie wodą. Mamy 22% w kościach, kilka % w zębach, a kilkadziesiąt % we krwi, mózgu, tkankach i narządach.

Nie mamy nawyku picia płynów między posiłkami. Wahania niedoboru wody natychmiast odbijają się w pracy serca, mózgu, jelit. Szczególnie wrażliwe na ubytki wody jest podwzgórze. Zmniejszenie wody o 1-2% w organizmie już powoduje uczucie pragnienia.

U osób starszych dopiero ubytek 5-6% wody daje uczucie pragnienia. Należy im przypominać o uzupełnieniu płynów, gdyż wyschnięta śluzówka nosa i gardła wzmaga infekcje wirusowe i bakteryjne, odwodnienie organizmu powoduje upośledzony przepływ krwi, zaburzenie termoregulacji, a to powoduje ciągłe zimno, świadczące o małej ilości płynów w organizmie. Woda jest głównym rozpuszczalnikiem, w którym odbywają się wszystkie procesy metaboliczne. Jeśli człowiek je szybko, połyka duże kęsy, popija w trakcie jedzenia, a to nie jest dobre, bo rozpuszczane są soki trawienne, obciążony żołądek nie trawi prawidłowo, powoduje to wzdęcia, niewydolność krążenia, duszność, skłonność do zaparć. Należy pamiętać o tym, aby częściej i więcej pić w czasie upałów, po wysiłku fizycznym. Aby utrzymać organizm w należytej kondycji należy wypić rano 1 szklankę zimnej wody i zjeść 1 łyżeczkę dobrej konfitury.

Czemu żyjemy tak długo? Może tak jak aparat, który wychwytuje sygnały z kosmosu za pomocą anteny mamy zaprogramowaną długość życia?

Jesteśmy najbardziej długo żyjącymi ssakami. Może instynkt babci i dziadka przedłuża życie, zmniejsza starzenie się?

Mężczyzna jest zdolny do reprodukcji przez swoje całe życie, ale u kobiet okres menopauzy zaczyna się około 50 roku życia. Potem kobieta nie może rodzić, a więc wydawałoby się, że jest niepotrzebny jej żywot. A jednak kobiety żyją coraz dłużej, o kilka lat dłużej od mężczyzn. Nie warto rodzić w późnym wieku, lepiej jest zająć się wychowywaniem wnuków. Instynkt opiekuńczy babci prawdopodobnie przedłuża naszą młodość, opóźnia proces starzenia się. Tylko orki wśród ssaków mają okres menopauzy i one również mają opiekuńczy instynkt „babci” i opiekują się wnukami.

U mężczyzn spadek testosteronu powoduje starzenie, stres oraz wzrost i odkładanie się tłuszczu w talii. To jest niebezpieczne, bo tłuszcz w formie płytek cholesterolu odkłada się w naczyniach krwionośnych i prowadzi często do choroby cywilizacyjnej, jaką jest zawał serca.

Żeńskie hormony powodują przyrost i odkładanie się tkanki tłuszczowej w okolicy bioder, skąd cholesterol nie dostaje się do krwioobiegu, a z brzucha łatwo przechodzi do krwi. Poziom kobiecych hormonów (progesteron i estrogeny) zaczyna spadać już w wieku 35-45 lat, natomiast podnosi się poziom testosteronu. Sprzyja on odkładaniu się tkanki tłuszczowej w obrębie jamy brzusznej i talii. Zaczyna nam grozić otyłość typu brzusznego. Nadmiar tłuszczyku wiąże się w 80% z powstaniem choroby nadciśnieniowej.

Testosteron pobudza wzrost właściwości w innych częściach ciała (uszach, nosie). Nos, małżowiny uszne wyciągają się z wiekiem.

Liczba sprawnych komórek mózgu spada, obniża się pamięć, wzrasta roztargnienie, 1/3 siły naszych mięśni jest spowolniona. W stawach, zwłaszcza kolanowych chrząstka jest przetarta, co powoduje ból i zapalenie stawów.

Nasze ciało odnawia się nieustannie. Błony śluzowe przewodu pokarmowego w ciągu 3 dni wymienia komórki na nowe, trzy razy w ciągu roku całkowicie wymienia się krew, kilka razy w ciągu naszego życia odnawia się nasz szkielet. W procesie odnawiania zdarzają się błędy i to jest przyczyną starzenia się. Ten proces jest niedoskonały, podobnie jak podczas wielokrotnego kopiowanie kaset video, każda następna kopia jest gorsza, tak też jest z naszym organizmem.

Najbardziej widoczną zmianą w procesie starzenia się są zmiany w skórze.

Wiek, promienie słoneczne, palenie papierosów pogarszają ten stan. U starszych skóra jest cieńsza o 25%, zmniejsza się ilość kolagenu ielastyny pełniących rolę rusztowania w skórze. Pojawiają się liczne zmarszczki. Firma Herbalife posiada całą gamę produktów z seriiDermajetics np. Skin survival kit. Są to opracowane produkty przeciw starzeniu się. Kwas alfa hydroksylowy zawiera p/utleniacze, witamina A odmładza skórę, pomaga zachować zdrowy wygląd paznokci i włosów, chroni gardło przed infekcjami, poprawia wzrok, witamina C bierze udział w syntezie kolagenu, który ujędrnia skórę. Należy stosować produkty chroniące skórę przed działaniem słońca. SPF to stopień ochrony przed słońcem. Im jaśniejsza skóra tym stosowany krem powinien zawierać większy faktor, szczególnie powinno się zadbać o oczy (F15, który zawiera nawilżacz). Nawilżający krem do oczu nie zawiera alkoholu, zapobiega powstawaniu kurzych zmarszczek, które są pierwszą oznaką starzenia się. Taki krem można również stosować na bardziej wrażliwą i podatną na zmarszczki skórę wokół warg. Kiedy ktoś mało pije wody pojawiają się cienie pod oczami.

Należy stosować maseczki odżywiające skórę. Ogórek, rzeżucha, ekstrakt rumianku ujędrnia skórę w okolicy oczu i policzków. Są to bardzo wrażliwe miejsca. Po każdym oczyszczeniu skóry dobrze jest zastosować tonik, by spłukać osad ze skóry. Nie stosowanie go to tak, jakby myć naczynie w detergencie bez spłukania ich wodą. Męska twarz dłużej zachowuje młodość. To, dlatego, że golenie działa jakpeeling- regularnie zdrapywany naskórek musi się odnawiać. Poza tym skóra u mężczyzn jest grubsza i twardsza, mniej podatna na wysuszenie i zmarszczki. U mężczyzn najszybciej wiotczeją podbródki i powieki- robią się tak obwisłe, że potrafią ograniczać pole widzenia.

Twarz kobiety pokrywa się drobniutka siatką zmarszczek, wydłuża się nos. Szyja i ręce zdradzają wiek kobiety.

Nie można cofnąć zegara czasu, nie można włączyć wstecznego biegu jak w samochodzie, czas nieubłaganie leci, a lusterko pokazuje nam swe karykaturalne oblicze. Mając świadomość przemijania nie gapmy się bez przerwy w lusterko. Nie można myśleć wyłącznie kategoriami estetycznymi. Trzeba się uśmiechać. Pogoda ducha to najlepszy eliksir młodości. „Kurze łapki” wokół oczu dają wrażenie, że mamy do czynienia z osoba pogodną i niebanalną. Twarz zupełnie gładka jest nieciekawa i, co gorsza, nienaturalna. Osobiście zachwycam się starymi, pomarszczonymi twarzami. Moim marzeniem, już wiele lat temu było fotografowanie starych twarzy, na których wyrzeźbione zmarszczki świadczą o ciężkim życiu osobnika. W mojej dotychczasowej kolekcji zdjęć zachowało się jedno najcenniejsze- mianowicie twarz mojego ukochanego dziadka siedzącego pod orzechem, który podparty laską duma nad swym losem.

Wygląd to nie tylko rysy twarzy, kolor oczu, lecz także sposób bycia, poruszania się, aura, którą człowiek roztacza wokół siebie.

Łysienie wywołuje testosteron, nie zależy od płci. Można zapobiec łysieniu kastrując osobnika przed osiągnięciem dojrzałości. Kobiety nie tracą włosów przed menopauzą, chociaż istnieje u nich testosteron, ale w niewielkich ilościach.

W ciągu całego życia włosy rosną nawet do 1000 km. Struktura włosów jest charakterystyczna u każdej rasy.

Biali wcześniej siwieją i łysieją. U szpakowatych wypadają włosy z pigmentem po wstrząsie psychicznym, a siwe zostają. To nie prawda, że można osiwieć w ciągu kilku godzin, ale jest możliwe w ciągu kilku dni. Witamina H (biotyna) zawarta m.in. w żółtku jaja, zielonych warzywach, nabiale zapobiega siwieniu, łysieniu, chorobom łojotokowym skóry.

Wraz z wiekiem tracimy zdolność dobrego wzroku.

Czy zazdrość pobudza do życia?

Czynniki stresu prowadzące do przedwczesnego procesu starzenia się likwiduje się dzięki medytacji, afirmacjom, dobrej relaksującej muzyce, uprawianiu sportu, higienicznemu trybowi życia.

A więc marsz na spacer! Rytmiczny chód w szybkim tempie spala kalorie, poprawia kondycję, zdrowie, a nawet urodę. Wzrasta ilość czerwonych krwinek, dokarmia się i dotlenia komórki i usprawnia wydalanie toksyn. Korzysta na tym skóra: robi się zaróżowiona, rozświetlona od wewnątrz. Marsz poprawia więc krążenie, reguluje ciśnienie krwi, usprawnia tez oddychanie. Wspomaga skuteczność diety odchudzającej, gdyż organizm czerpie energię z rezerw tłuszczu. Przedłuża młodość, wstrzymuje procesy starzenia. Obniża stres, wycisza i zwiększa pewność siebie i wiarę we własne możliwości. Przedłuża życie. Codzienny spacer to najlepszy lek na stres. Nic tak nie uspakaja, jak kontakt z naturą i świadomość, że robisz dla siebie coś pożytecznego.

Starość i dolegliwości związane ze starzeniem się nie są jednoznaczne. Zdrowe życie możliwe jest do późnej starości.

Medytacja prowadzi do osiągnięcia dobrego samopoczucia, szczęścia i zadowolenia, skłania umysł do osiągnięcia spokoju. Są różne techniki medytacyjne i relaksacyjne. Jedne poprzez koncentrację, inne poprzez sugestywne formuły, czy poprzez uspokajające wizualizacje skłaniają nasz mózg do osiągnięcia stanu alfa, czyli takiego stanu mózgu, który oddali nas od problemów świata fizycznego w kierunku świata wewnętrznego. Stan alfa pomaga w synchronizacji prawej i lewej półkuli mózgowej, co z kolei sprzyja koncentracji, powstawaniu twórczych pomysłów, poprawia pamięć, umożliwia leczenie siebie, usuwa niepożądane symptomy i koryguje dolegliwości fizyczne. Nadwerężone stresem narządy i układy powracają do normy.

Muzyka przynosi radość i spokój ducha. Jest jedną z terapeutycznych metod leczenia wielu chorób. Odpowiednie dźwięki i o odpowiedniej porze mają dobroczynne działanie na nasze ciało. A więc wieczorem, u schyłku dnia słuchajmy muzyki dla regeneracji, aby błogo, spokojnie zasnąć; po obiedzie, aby uregulować trawienie. Dobrze jest posłuchać łagodnych dźwięków rano, czy posłuchać śpiewu ptaków, gdyż ożywią one rytm twojego budzącego się do życia ciała i przeniosą radosny nastrój na cały nadchodzący dzień. A radosny nastrój to uwolnienie się od napięć, lęku, niepokoju, złości i poczucia nieszczęścia. W taki sam nastrój wprawiają nasz organizm afirmacje wypowiadane każdego ranka. Miły komplement usłyszany z rana z pewnością zapewni nam dobry nastrój na cały dzień. Jeśli nie masz możliwości usłyszeć go od kogoś bliskiego, powiedz sobie sama rano „na dzień dobry” coś miłego, coś co podtrzyma cię na duchu.

Z wiekiem nasz słuch szwankuje podobnie jak inne zmysły. Małżowiny uszne zbierają dźwięki, przenoszą je na membranę, to powoduje drgania, które są przenoszone do kosteczek słuchowych. U dorosłego strzemiączko- najmniejsza kosteczka w naszym organizmie jest tej samej wielkości co u dzieci. Dzięki ślimakowi słyszymy dźwięki o różnej częstotliwości. Wewnątrz ślimaka są skupiska włosków słuchowych, będących wzmacniaczem dźwięków. Po 10-tym roku życia włoski te stopniowo obumierają z wiekiem. Dlatego starsi słyszą tylko najgłośniejsze dźwięki, przeszkadza im głośna muzyka.

Dlaczego zapachy budzą w nas wspomnienia, emocje i wzruszenia? Przypominają nam o młodości? Aroma olejki działają na nasrelaksująco, kojąco, rozluźniająco. Stosujmy je w chwili zmęczenia, braku energii, one pozwalają kochać samego siebie. Wystarczy je posmarować za uszami, w nadgarstku.

Receptory węchu, których zakończenia znajdują się w nabłonku węchowym śluzówki nosa, bezpośrednio przenoszą bodźce do systemu nerwowego. Wystarczy delikatny zapach, aby uaktywnić komórkę węchową, która przekaże tę informację do centralnego punktu sterowania- podwzgórza. To maleńkie centrum nerwowe jest mózgiem dla mózgu, steruje licznymi funkcjami organizmu; reguluje temperaturę, pragnienie i głód, poziom hormonów, wzrost, rytm snu i czuwania oraz takie uczucia jak szczęście i smutek. Tutaj w podwzgórzu wszystkie sygnały zmysłowe są integrowane, koordynowane, przerabiane i wysyłane po całym organizmie m.in. trafiają do systemu limbicznego, który ma wiele wspólnego z naszym życiem emocjonalnym. Do usunięcia wielu dolegliwości posłużyć nam mogą aromatyczne olejki eteryczne.

Bardzo ważnym czynnikiem dla utrzymania zdrowia, kondycji i młodości jest sen. Należy koniecznie zasnąć przed północą, bo wtedy wydziela się hormon wzrostu. Lepiej jest zażyć jakiś środek nasenny, niż bezsenna noc.

Ważne jest również życie towarzyskie, prawdziwe przyjaźnie. Korzystnie one wpływają na psychikę.

Ważne są też myśli i pozytywne nastawienie do świata.

Czy z wiekiem obniża się sprawność umysłu?

Naukowcy odkrywają ostatnio u ludzi starszych zdumiewające zdolności i potencjał umysłowy. Ludzie po siedemdziesiątce dłużej niż dwudziestolatki, ale też prawidłowo wykonują te same zadania, dłużej zapamiętują przedmioty wyszczególnione w testach. Jedna czwarta badanych 80-latków wykazała podobnie dobre wyniki jak ich młodsi partnerzy. Sprawność umysłowa u ludzi w podeszłym wieku związana jest z wysokim poziomem wykształcenia, z urozmaiconym i aktywnym trybem życia oraz małżeństwem z inteligentną osobą.

Zaś z wczesnym osłabieniem zdolności intelektualnych naukowcy wiążą niewolnicze trzymanie się rutyny oraz niski stopień zadowolenia z życia.

Komórki mózgowe u starszych ludzi mogą kurczyć się, ale wcale nie obumierają na większą skalę. Nazbierana w ciągu życia ilość informacji wcale nie musi ulegać degeneracji, zmniejsza się szybkość wykonywanych operacji umysłowych, ale człowiek odznacza się najwyższą inteligencją, wydolnością intelektualną.

Już po czterdziestce można zaobserwować zaburzenia orientacji przestrzennej, z kolei po pięćdziesiątce obniża się umiejętność abstrakcyjnego rozumowania, które wymaga operowania analogiami. Następnie słabnie nieco pamięć werbalna, czyli zdolność zapamiętywania szczegółów usłyszanej historii po przeniesieniu uwagi na inne sprawy. Ale koncentracja czy rozwiązywanie zadań matematycznych, zdają się nie opuszczać człowieka do późnej starości. Pamięć „proceduralna” zwykle nie doznaje uszczerbku w starszym wieku.

Mózg ludzi starszych produkuje mniej acetylocholiny-neurohormonu zaangażowanego w przekazywaniu impulsów nerwowych w procesie zapamiętywania. Środki farmakologiczne mogą wyrównać niedobór naturalnych substancji chemicznych, między innymi estrogen.

Umysł trzeba gimnastykować, zaspakajając potrzeby emocjonalne tym, co sprawia nam przyjemność. Starość przychodzi, gdy nie ma nic do załatwienia. Twórczość powinna inspirować do działania.

Nie przejadać się, unikać stresów, prowadzić aktywny tryb życia, dbać o zdrowie, dobrze się odżywiać. Oleje roślinne, kasza, jaja, ciemnozielone warzywa są bogate w witaminy młodości (PP-niacynę), które hamują proces starzenia się komórek. To recepta na młodość.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...